Trwa ładowanie...

Strażak z Poznania wrócił z Nepalu, gdzie brał udział w akcji ratowniczej

- Jedną z przyczyn ogromu zniszczeń jest to, że domy w Katmandu to w dużej mierze samowole budowlane wznoszone bez znajomości sztuki budowlanej - mówi Łukasz Spurtacz, poznański strażak, który brał udział w akcji ratowniczej w Nepalu.

Strażak z Poznania wrócił z Nepalu, gdzie brał udział w akcji ratowniczejŹródło: Aleksandra Kurnicka
d2dl6ox
d2dl6ox

W ratowaniu osób z gruzowisk powstałych po trzęsieniu ziemi w Nepalu brały udział grupy ratownicze z całego świata. Jedną z pierwszych, która dotarła na miejsce 27 kwietnia, była 81-osobowa polska ciężka grupa poszukiwawczo-ratownicza Państwowej Straży Pożarnej HUSAR (Heavy Urban Search And Rescue). W jej składzie znalazł się też jeden strażak z Poznania – Łukasz Spurtacz.

- Polskie grupy poszukiwawczo-ratownicze dyżurują naprzemiennie. Akurat poznańska grupa poszukiwawczo-ratownicza ma dyżur dopiero w maju, ale ponieważ brakuje takich specjalistów jak Łukasz, dołączył on do grupy lecącej do Katmandu – mówi Dariusz Jezierski, dowódca Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej w Poznaniu.

Łukasz Spurtacz specjalizuje się bowiem w ocenianiu stanu uszkodzonych budynków. To od jego decyzji zależy, czy ratownicy mogą bezpiecznie wejść do środka w celu poszukiwania rannych osób zasypanych pod gruzami.

- W Nepalu moja praca było wyjątkowo trudna ze względu na specyfikę kultury budownictwa w tym kraju. Mieliśmy do czynienia z wąską zabudową, przez co wiele domów nie zawaliło się do końca. Z drugiej strony budowane je bez znajomości sztuki budownictwa, np. wiele budynków to samowole budowlane budowane z najtańszych materiałów. To m.in. dlatego zniszczenia po trzęsieniu ziemi są tak wielkie – opowiada strażak.

d2dl6ox

Polscy ratownicy przez trzy dni przeszukiwali gruzowiska z użyciem aż 12 psów, ale nie natrafili na nikogo żywego. Po ogłoszeniu zakończenia akcji ratowniczej przez nepalski rząd, ratownicy pomagali w wydobywaniu zwłok z gruzów. To także było bardzo ważne ze względu na groźbę epidemii. Poznański strażak pomagał też zwykłym mieszkańcom.

- Oglądałem ich domy i jeśli były bezpieczne, zapewniałem ich, że mogą znów w nich zamieszkać – opowiada Spurtacz, który mówi, że Nepalczycy byli bardzo zaskoczeni, że do ich biednego kraju przybyli z pomocą ratownicy z całego świata.

W sumie misja polskich ratowników w Nepalu trwała dwa tygodnie, z czego 10 dni to były działania na miejscu, a cztery zajęła podróż w obie strony ze względu na różne przeszkody związane z pogodą lub formalnościami dyplomatycznymi.

Polscy strażacy na miejscu zostawili w podarunku m.in. namioty i sprzęt pomocny w akcjach ratowniczych.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

d2dl6ox
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2dl6ox
Więcej tematów