Skandal na torfowisku. Przyrodnicy pokazują dowody
Na torfowisku w Nowym Stręczynie na Lubelszczyźnie można było natknąć się na rzadkie gatunki roślin, niektóre nawet uznawano za wymarłe w tej części Polski. Dziś roślin już nie ma, a przyrodnicy oskarżają o to właściciela kopalni torfu. Zarzucają także opieszałość urzędnikom, których alarmowali ponad 1,5 roku temu. Sprawą zajmuje się prokuratura.
19.11.2024 | aktual.: 19.11.2024 22:20
Skandal odkrył przypadkiem Jan Kucharzyk, który na Uniwersytecie Warszawskim przygotowuje doktorat na temat torfowisk Polesia. W ramach swoich prac badawczych, przyrodnik najpierw wyszukuje potencjalnie ciekawe obiekty na podstawie zdjęć lotniczych i map. W ten sposób trafił do Nowego i Starego Stręczyna w gminie Cyców na Lubelszczyźnie. To zaledwie kilkanaście kilometrów od granic Poleskiego Parku Narodowego.
- Natrafiłem tam na wydobycie torfu, więc zainteresowałem się sprawą, bo to bardzo poważne zagrożenie dla torfowiska. W takich warunkach niemal natychmiast, czyli w przeciągu kilku miesięcy, tracą one swoje właściwości - wskazuje Jan Kucharzyk w rozmowie z WP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szybkie działanie było ważne, bo badacz na miejscu stwierdził występowanie 10 gatunków chronionych roślin, takich jak skorpionowiec brunatnawy, torfowiec skręcony i pływacz średni. To rośliny bardzo rzadkie, a jedna z nich była od pół wieku uznana za wymarłą w Polsce południowo-wschodniej. Chodziło o bagiennik żmijowaty, efektownie zielony gatunek mchu.
- Uznałem, że trzeba poinformować organ za to odpowiedzialny i powstrzymać wydobycie, a potem się zastanowić, co zrobić już z tym zdegradowanym fragmentem, żeby nie oddziaływał na pozostałą część torfowiska - podkreśla Jan Kucharzyk.
W maju 2023 roku Centrum Ochrony Mokradeł, w którym działa Jan Kucharzyk, zaalarmowało Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Lublinie w trybie tzw. ustawy szkodowej.
- Regionalny dyrektor ochrony środowiska po takim zgłoszeniu ma obowiązek zrobić jedną z dwóch rzeczy: albo podjąć decyzję o wszczęciu postępowania szkodowego, albo go odmówić. Problem polega na tym, że od 17 miesięcy nie podjął ani jednej, ani drugiej decyzji. Zachodzi tu niewątpliwie opieszałość urzędnicza - uważa Jan Kucharzyk.
Badacz podkreśla, że urząd był szczegółowo informowany, co się dzieje na torfowisku.
- Zwróciliśmy szczególnie uwagę na to, że dochodzi do niszczenia siedliska gatunków chronionych, tj. złamania przepisów z ustawy o ochronie przyrody i rozporządzenia o ochronie gatunkowej, za których respektowanie na tym obszarze odpowiada bezpośrednio regionalny dyrektor ochrony środowiska - wskazuje Kucharzyk.
RDOŚ odpiera zarzuty
Z zarzutami przyrodników nie zgadza się RDOŚ w Lublinie. Urzędnicy wskazują, że po zgłoszeniu od Centrum Ochrony Mokradeł wezwali organizację o "uzupełnienie zgłoszenia", a odpowiedź dostali w lutym 2024 r. Wtedy zaczęli badać sprawę.
"Po otrzymaniu uzupełnionego zgłoszenia i niezwłocznie po rozpoczęciu sezonu wegetacyjnego RDOŚ przeprowadził kontrolę" - informuje WP Cezary Wierzchoń, rzecznik RDOŚ w Lublinie.
Urzędnicy, gdy już pojawili się wiosną na miejscu, potwierdzili ustalenia przyrodnika sprzed niemal roku.
"Oględziny istniejącej części torfowiska potwierdziły występowanie w jego obrębie gatunków roślin chronionych oraz siedliska przyrodniczego - górskie i nizinne torfowiska zasadowe o charakterze młak, turzycowisk i mechowisk. W wyniku kontroli potwierdzono naruszenie zakazów obowiązujących w odniesieniu do gatunków chronionych oraz ich siedlisk" - informuje Cezary Wierzchoń.
3 czerwca RDOŚ w Lublinie zawiadomił prokuraturę we Włodawie "o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na zniszczeniu i uszkodzeniu roślin i siedlisk zwierząt podlegających ochronie oraz na poświadczeniu nieprawdy przez autora KIP". Chodzi o Kartę Informacyjną Przedsięwzięcia, która była podstawą wydania decyzji środowiskowej przez gminę Cyców.
- Trwają czynności, zbieramy materiały, przesłuchiwani są świadkowie. Postępowanie w dalszym ciągu jest prowadzone w sprawie, czyli nikomu nie przestawiono zarzutów - mówi WP prokurator Konrad Karamara, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej we Włodawie.
Rośliny zagrożone wyginięciem zniknęły
Niestety we wrześniu podczas swojej kolejnej wizyty na torfowisku Jan Kucharzyk stwierdził, że niektórych cennych gatunków roślin, o których ochronę walczył od 1,5 roku, już tam nie ma. Tak było właśnie z bagiennikiem żmijowatym. Badacz oskarża RDOŚ o bezczynność.
- Żadne realne kroki, które skutecznie powstrzymałyby degradację tego miejsca, nie zostały wykonane. A - niezależnie od tego - nasz wniosek w zakresie ustawy szkodowej, czyli rozpatrzenia decyzji o wszczęciu lub niewszczynaniu postępowania dalej jest w urzędzie nierozpatrzony - dziwi się Jan Kucharzyk.
Rzecznik RDOŚ w Lublinie informuje z kolei, że "trwa końcowy etap analizy dokumentacji zgromadzonej w sprawie".
Gmina Cyców idzie na rękę przedsiębiorcy
W całej sprawie najbardziej dziwi podejście Urzędu Gminy Cyców, na co zwracają uwagę zarówno przyrodnicy, jak i RDOŚ.
Decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla kopalni torfu wójt Cycowa wydał w maju 2021 r. Stwierdził, że nie ma potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko. Jak się okazuje, decyzję wydał wbrew opinii RDOŚ w Lublinie. Urząd stwierdził bowiem wprost, że potrzebne jest sporządzenie raportu oddziaływania kopalni torfu na środowisko. Urzędnicy bardzo nisko ocenili też jakość wspomnianej wcześniej "Karty informacyjnej przedsięwzięcia":
"Informacje na temat środowiska przyrodniczego były lakoniczne i w bardzo dużym stopniu niewiarygodne. Jednak w decyzji Wójta Gminy Cyców stwierdzono, że 'realizacja przedsięwzięcia nie stanowi zagrożenia dla rzadkich gatunków flory i fauny', a 'na terenie objętym inwestycją oraz w jego pobliżu nie występują rzadkie gatunki zwierząt i roślin zagrożone wyginięciem'."
Dyrektor RDOŚ w Lublinie odwołał się jeszcze do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ale również ten organ w lipcu 2021 r. stwierdził, że decyzji wójta nie trzeba unieważniać.
RDOŚ pisze do gminy
W odpowiedzi na pytania WP, rzecznik RDOŚ w Lublinie zaznacza również, że pod koniec sierpnia tego roku urząd skierował wniosek do wójta Cycowa o wznowienie z urzędu postępowania ws. wydanej decyzji środowiskowej, a do Samorządowego Kolegium Odwoławczego - o stwierdzenie nieważności decyzji wójta.
"W związku z powyższym nie jest prawdą, że RDOŚ w Lublinie nie podjął żadnych działań w zakresie zachowania roślin, w tym objętych ochroną gatunkową, na terenie torfowiska w Nowym Stręczynie" - podkreśla Cezary Wierzchoń, rzecznik RDOŚ w Lublinie.
Wójt Cycowa Marta Kociuba zwraca natomiast uwagę, że za proces wydawania decyzji ws. kopalni torfu odpowiedzialny jest jej poprzednik, bo ona urzęduje dopiero od kwietnia. Jednak gmina po najnowszym zgłoszeniu od RDOŚ nie podjęła żadnej decyzji, tylko skierowała sprawę ponownie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. "Oczekujemy na rozstrzygnięcie uchylenia kwestii uchylenia bądź utrzymania w mocy decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach" - czytamy w odpowiedzi od wójt Kociuby.
Właściciel kopalni nie reaguje
RDOŚ dodaje, że "po przeprowadzonej kontroli, pisemnie wskazano przedsiębiorcy, że kontynuacja eksploatacji złoża spowoduje nie tylko dalsze pogorszenie warunków wodnych, ale przede wszystkim będzie skutkowała mechanicznym i trwałym zniszczeniem złoża torfowego, na powierzchni którego występuje szereg gatunków chronionych". Przedsiębiorca miał również dowiedzieć się, że grozi mu za to odpowiedzialność karna. Najwyraźniej jednak się tym nie przejął.
- My działamy na pozwoleniach, które dostaliśmy i tyle mogę powiedzieć - stwierdził krótko w rozmowie z WP Krzysztof Seroka, właściciel firmy Kamyk, która eksploatuje złoże w Nowym Stręczynie. Mężczyzna nie odpowiedział na kolejne pytanie, tylko się rozłączył.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl