Rosja strzeliła do własnej bramki. Jej armię rozłożyła korupcja
- Zdelegalizowali nas i zalegalizowali korupcję - mówi Wirtualnej Polsce Ilja Szumanow. Dyrektor generalny Transparency International Russia uważa, że korupcja w ministerstwie obrony Rosji jest jedną z przyczyn klęsk, które armia Władimira Putina ponosi w Ukrainie.
19.03.2023 16:51
Igor Isajew: Transparency International Russia od wielu lat jest według Kremla "agentem zagranicznym". 6 marca taki status Prokuratura Generalna Rosji nadała również międzynarodowej Transparency International. Dlaczego nastąpiło to teraz?
Ilja Szumanow, dyrektor generalny Transparency International Russia: Istnieje stopniowanie wszystkich tych kół "niepożądań". Transparency International Russia jest "agentem zagranicznym" od 2015 roku. Została nim ogłoszona jako jedna z pierwszych organizacji, których działania nie podobały się władzom. Walczyliśmy o prawne cofnięcie tej decyzji, ale oczywiście żaden sąd nie stanął po naszej stronie.
Kolejna fala wyszukiwania "agentów" rozpoczęła się w zeszłym roku wraz z wybuchem wojny na pełną skalę. W październiku ubiegłego roku ja osobiście, już jako osoba prywatna, a nie przedstawiciel organizacji, zostałem uznany za zagranicznego agenta. No, a teraz dołożyli do tego grona międzynarodową Transparency International z siedzibą w Niemczech.
To znaczy - ja jestem agentem zagranicznym, kierującym obecnie z Gruzji organizacją-agentem zagranicznym, będącym częścią międzynarodowej struktury uznanej przez Prokuraturę Generalną Rosji za organizację niepożądaną. Piękne kółko wyrysowała władza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mocny zestaw. Co to oznacza w praktyce?
Że wszystkie organizacje z marką Transparency International stają się niepożądane na terytorium Rosji i nie mają prawa do prowadzenia działalności zgodnie z rosyjskim ustawodawstwem.
Uderzają w nas konsekwentnie. Wcześniej była sprawa aresztowania Andrieja Piwowarowa, lidera organizacji "Otwarta Rosja", wobec którego toczy się śledztwo w sprawie współpracy z niepożądaną organizacją "Open Russia". To są różne organizacje, jedna brytyjska, druga rosyjska, i to brytyjska została uznana za niepożądaną. Obrona to podkreślała.
Ale - jak w złośliwym dowcipie o pogromach Żydów - biją nie w paszport, tylko w mordę. Dziś w Rosji więzieni są nawet ci, którzy nie są formalnie związani z organizacjami niepożądanymi. Dlatego ryzyko prześladowania jest wysokie.
Mimo tego nadal macie ludzi w Rosji?
Tak.
Co się z nimi dzieje?
Choć to dobre pytanie, nie mogę teraz udzielić na nie wyczerpującej odpowiedzi. Dokonujemy oceny zagrożenia, w którym się znaleźli w związku z nowymi okolicznościami. Każda informacja na ich temat mogłaby zwiększyć niebezpieczeństwo (16 marca - w kilkanaście godzin po naszej rozmowie z Szumanowem - rada organizacji postanowiła zlikwidować Transparency International Russia - red.).
A co z waszymi materiałami i opracowaniami? Wiele poradników i pozycji książkowych wysyłaliście przed delegalizacją choćby do bibliotek i uniwersytetów.
To jest absurdalne. W rzeczywistości w Rosji nie można wspomnieć nawet o Indeksie Percepcji Korupcji, ponieważ jest to Indeks Transparency International (Indeks publikowany jest od 1995 roku. Państwa oceniane są w skali od 0 do 100 pkt, gdzie 100 pkt oznacza najniższy poziom postrzegania korupcji, a 0 pkt - najwyższy - red.).
Jak można mówić o korupcji w Rosji bez odwoływania się do materiałów Transparency International? Nie wiem. To jest jak zniszczenie wszystkich podręczników socjologii, politologii, podręczników antykorupcyjnych. Może zamierzają wyciąć wszystkie informacje o nas? Nasze książki są nawet w Dumie Państwowej i to jest gigantyczna baza informacji, którą trzeba będzie ocenzurować. Nie wiem, w jaki sposób, ale najwyraźniej władze rozpoczną taką pracę. Z ciekawością przyjrzymy się, jak to będą robić.
Jak pracujecie w Rosji, skoro wielu działaczy wyjechało tak, jak pan.
Wcześniej zakres naszych działań był bardzo szeroki - programy edukacyjne dla lokalnych aktywistów, dziennikarzy, studentów i konkretnych przedsiębiorców. Stworzyliśmy wręcz społeczność, która nas wspierała. Ci ludzie nie tylko nas popierali, pomagali w pracy, ale kształtowali też postawy sprzeciwu wobec korupcji w społeczeństwie. Współpracowaliśmy z biznesem, wdrożyliśmy standardy, które pomogły firmom postępować etycznie i przejrzyście.
I prowadziliśmy śledztwa antykorupcyjne. Ponadto mamy największą bazę danych o urzędnikach Federacji Rosyjskiej, która nazywa się "Deklarator". Istnieje też serwis "Duma Bingo" (od pewnego czasu na stronie widoczny jest komunikat: "roboty techniczne" - red.) poświęcony związkom politycznym rosyjskiej elity, Dumy Państwowej i Rady Federacji.
Są także opracowania związane z zamówieniami publicznymi. Jesteśmy reprezentowani na platformach międzynarodowych w ONZ - jesteśmy członkiem międzynarodowego klubu, który jest grupą monitorującą przestrzeganie Konwencji ONZ przeciwko korupcji. Władze rosyjskie nie bardzo chciały nas tam widzieć.
Nie współpracujecie już z państwem, dla którego wcześniej pisaliście rekomendacje.
Teraz tych rekomendacji nikt nie potrzebuje, nikt nie jest gotowy do ich przyjęcia. Nie próbujemy już korygować polityki państwa, bo ono w ogóle nie jest gotowe na komunikację z nami.
W najnowszym Indeksie Percepcji Korupcji z 2022 roku pozycja Rosji, choć bardzo niska, prawie się nie zmieniła - ma 28 pkt, rok wcześniej miała 29. To spadek wręcz symboliczny.
Indeks ma charakter retrospektywny, zawsze dotyczy przeszłości. Główna część danych zebranych w opracowaniu opublikowanym w 2023 roku dotyczy w rzeczywistości roku 2021. To, że Rosja spadła tylko o jeden punkt, formalnie nic teraz nie znaczy. Myślę jednak, że w przyszłym roku sięgnie już dna.
Dlatego, że korupcja w Rosji tak bardzo zmieniła się od lutego 2022 roku?
Rosja całkowicie zdelegalizowała nas i zalegalizowała korupcję. Chociaż tendencja zwiększania tolerancji dla korupcji była zauważalna już wcześniej, to od rozpoczęcia wojny w Ukrainie przybrała ogromne rozmiary.
Ostatnie posiedzenie Rady Antykorupcyjnej, której powinien przewodniczyć prezydent, odbyło się w 2020 roku, czyli trzy lata temu. Chociaż nawet wtedy był to już tylko rytuał. Były konferencje prasowe pod koniec roku, obchodzono Dzień Przeciw Korupcji, mówiono o sukcesach na tym polu. A później państwo pokazało, że nikt walki z korupcją nie potrzebuje.
Choć właściwie jest jedno pole, które stanowi wyjątek. To sfera związana z obronnością państwa. Putin - z marnym efektem - zwracał uwagę urzędników, aby zapobiegali nadużyciom polegającym na defraudacji pieniędzy przeznaczonych na armię.
Z kolei w innych sektorach - w medycynie, rolnictwie czy infrastrukturze, jeśli już dochodziło do zatrzymań, to były przeprowadzane bez rozgłosu. W historii spraw zawiązanych z rosyjską korupcją w ogóle nie ma też miejsca na obywatela.
Mówi się nam: "Nie ingerujcie w pracę organów, to sprawa profesjonalistów, a wy tu szkalujecie!". Ktokolwiek "szkaluje", ma już albo postępowania z jakiegoś paragrafu, albo jest - tak jak my - "agentem zagranicy".
Nawiasem mówiąc, nasza strona internetowa nie była przez dłuższy czas zablokowana - w przeciwieństwie do innych stron "opozycyjnych" - a organizacja działała. Kiedy jeździliśmy po regionach po rozpoczęciu agresji na pełną skalę, rozmawialiśmy z ludźmi. Mówili nam: jesteśmy w szoku, bo nie przyjeżdżają do nas żadne organizacje, wszystkie sieci międzyobywatelskie są zniszczone. Istnieją ośrodki antywojenne, które tłumi państwo. I nie ma w ogóle aktywności obywatelskiej.
Jeśli chodzi o korupcję w rosyjskiej obronności, tę, z którą Putin stara się bezskutecznie walczyć, Ukraińcy żartują: dobrze, że tam jest, bo osłabia Rosję.
Uważam, że minister Siergiej Szojgu mógłby zdobyć medal za pomoc w plądrowaniu rosyjskiego przemysłu obronnego. Trwa proces defraudacji funduszy. Ministerstwo obrony to najbardziej nieprzejrzysty segment, jaki istnieje w Rosji. Taki stan rozpoczął się w 2010 roku. Zbiegło się to w czasie z rozpoczęciem restrukturyzacji procesów gospodarczych w MON, ich komercjalizacją i rebrandingiem.
Co pan ma na myśli?
Rosyjski MON zaczął demonstrować co rusz wszelkiego rodzaju bataliony nowoczesnych czołgów, sprzedawał markowe mundury w sklepach. Sporo inwestował też w PR. Przyniosło to taki efekt, że armia zaczęła być postrzegana jako super skuteczna siła. To zostało zweryfikowane w Ukrainie, kiedy przy pierwszym spotkaniu z prawdziwym wrogiem zobaczyliśmy, że poza PR-em niewiele tam jest.
Prawdziwa logika tego procesu jest taka, że od startowych środków, wpływających do budżetu obronnego, "oskubuje się" na każdym etapie jakąś część na poziomie kolejnych pośredników.
W rezultacie do końcowego wykonawcy docierają znikome kwoty. Co tam zresztą czołgi. Gdy Rosja zdobyła Mariupol, robotnicy zajmujący się odgruzowywaniem i remontami domów, musieli kupować rękawice ochronne za własne pieniądze, bo te od państwa do nich nie docierały.
Jeśli w MON wszystko jest takie nieprzejrzyste i tam topione są największe pieniądze, czy to oznacza, że w sektorze obronnym narodzi się nowa kasta oligarchów, którzy zacementują nową rosyjską dyktaturę wojskową?
Mogłoby tak być przed pierwszymi klęskami armii rosyjskiej w Ukrainie. Do kampanii syryjskiej wojna była najlepiej sprzedającym się "produktem" rosyjskich generałów.
Tyle że to była wojna bezkontaktowa - wielkie ekrany, latające wirtualne rakiety, eksplozje bomb. Oto walka z ISIS, a my jesteśmy zwycięzcami i gramy koncert w Palmyrze. Brawo! Nikt nie zginął, dać im siedem medali! Kierownictwu bardzo się to podobało, bo wyglądało jak amerykańskie kino akcji.
I właśnie ten PR, ten wzrost wpływów generałów doprowadził do rozpoczęcia wojny na pełną skalę w Ukrainie, bo uważano, że armia jest potężna.
A tu klęska. Morale spadło. MON nie był nawet w stanie normalnie przeprowadzić częściowej mobilizacji. Okazało się też, że kradną nawet do 80 proc. pieniędzy na konkretny sprzęt. Widzimy to po orzeczeniach sądów, kiedy okazuje się, że z kontraktów państwowych pozostaje tylko 20 proc.
W efekcie Rosjanie - oczywiście ci, którzy wspierają wojnę - sami zbierają fundusze, wysyłają drony do żołnierzy, a babcie robią im na drutach ciepłe skarpetki, których nie może zapewnić im państwo. Tak samo, jak nie może zapewnić im butów, więc żołnierze walczą w adidasach.
A jak wygląda korupcja na terenach okupowanych?
Na ukraińskich terytoriach okupowanych przez Rosję dochodzi do przejmowania przedsiębiorstw i redystrybucji praw do nieruchomości należących do Ukraińców.
To właśnie tam do skubnięcia są "najsmaczniejsze kawałki". Na szczególną uwagę zasługują tu takie postacie, jak "prawosławny oligarcha" Konstantin Małofiejew, sponsorujący kampanię wojenną w Donbasie od 2014 roku; Aleksandr Tkaczow, były minister rolnictwa; senator Sulejmana Geremiejew, bliski współpracownik Ramzana Kadyrowa i oligarchowie Putina - Kowalczucy.
Oni walczą nawet o zniszczone przedsiębiorstwa, takie jak np. Azowstal, bo liczą, że pieniądze na odbudowę najprawdopodobniej da państwo. Oczywiście, jeśli Ukraina nie przepędzi wojsk Kremla.
Malofiejew zaproponował objęcie "opieką" kilkunastu dużych przedsiębiorstw przemysłowych. Tkaczow "podbiera" rolników. Sprawdziłem firmy, które są teraz zarejestrowane w Jednolitym Państwowym Rejestrze Podmiotów Prawnych Rosji w obwodzie zaporoskim. Okazało się, że jedna trzecia jest z kraju krasnodarskiego, skąd pochodzi Tkaczow. Co to znaczy? Najprawdopodobniej zabierają przedsiębiorstwa rolno-przemysłowe.
Niedawno prowadziliście wraz z "Nową Gazietą" śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci Aleksandra Tiulakowa, managera Gazpromu wysokiego szczebla, mającego związek z praniem brudnych pieniędzy przez Czarnogórę. W sprawę zaangażowane są także służby specjalne i ministerstwo obrony.
Tiulakow miał popełnić samobójstwo pod koniec lutego 2022 roku. Jego ciało znaleziono w garażu na strzeżonym osiedlu korporacyjnym Gazpromu w pobliżu Petersburga. Jego śmierć była tylko jedną z serii podejrzanych zgonów osób z najwyższego kierownictwa w firmach państwowych.
Wyjaśniliśmy, że śmierć Tiulakowa wiąże się z problemami w czarnogórskiej firmie, której współwłaścicielami są ludzie z ministerstwa obrony i służb specjalnych. Stworzyli sieć firm, które zarabiają na kontraktach rządowych z Gazpromem. Po wybuchu wojny w Ukrainie władze Czarnogóry mogły zablokować konta ImperioHoldings Limited pod zarzutem prania brudnych pieniędzy. Na tym przykładzie widać, że elity są mocno zdemoralizowane i jak wszystko się po prostu sypie.
Rodziny najbogatszych Rosjan nie chcą wracać do Moskwy, mieszkają w Nicei i mówią: "Nie pojadę do domu, ty tam zostajesz, ale ja nie mogę". Więc menedżerowie, którym polecono zostać w Rosji, są jak przykuci do łańcucha. Nie mają prawa opuszczać Federacji Rosyjskiej. Niektórzy uciekają, zabierając tyle pieniędzy, ile tylko mogą. To jest odbierane jako zdrada i takimi ludźmi zajmują się specjalne grupy stosujące różne środki nacisku, z fizyczną likwidacją włącznie.
I znowu, jak w przypadku Nawalnego i otrucia go "nowiczokiem", te grupy specjalne działają w krajach europejskich?
Teraz "nowiczok" raczej nie wchodzi w grę. Wyrzucanie z okien czy spadanie ze schodów wywołuje mniejszy skandal. De facto zagrożone są wszystkie kraje graniczące z Rosją, w których pozostają wpływy rosyjskie, w tym kraje bałtyckie i Polska. Tu komunikacja odbywa się na poziomie zorganizowanych grup przestępczych. To "miękka siła" Kremla, która aktywnie robi wspólne interesy i zarabia pieniądze.
Istnieje również współzależność w obszarach takich jak rynek nawozów czy gazu, a nawet żywności i transportu. Brudne pieniądze, a mówię o miliardach euro, są obecnie ukrywane, udając "legalne" aktywa, ale wiem i mówię to z przekonaniem - prędzej czy później wszystko wychodzi na jaw.
Dla Wirtualnej Polski Igor Isajew