"Skrajny debilizm". Rosjanie wpadli w szał, straty są ogromne
Zapowiadana była huczna i bolesna ofensywa Rosjan, która miała doprowadzić do ostatecznego wykrwawienia Ukraińców. Tymczasem świat mówi o wielkiej klęsce rosyjskich wojsk. Pojawiło się pełno nagrań z Wułhedaru, gdzie - z powodu nieudolnych żołnierzy i bezmyślnie wykonujących rozkazy dowódców - Rosjanie zebrali potężne cięgi ze strony ukraińskich żołnierzy.
13.02.2023 | aktual.: 14.02.2023 13:51
Od długich tygodni mówi się o tym, że Rosjanie szykują się do potężnej ofensywy, która zmienić miałaby oblicze trwającej od prawie roku wojny. Tymczasem oczy obserwatorów ukraińskiego frontu skierowane są na Wułhedar.
To miasto położone na południowy zachód od Doniecka stało się miejscem blamażu wojsk rosyjskich. Jak informują media i co można zaobserwować choćby na Twitterze, Rosjanie w tym właśnie miejscu mieli stracić setki różnych maszyn, w tym czołgów i wozów opancerzonych. Straty są również w ludziach - na publikowanych materiałach wideo widać wiele ofiar tego nieudanego rosyjskiego natarcia. Obraz klęski Rosjan pokazują też zdjęcia satelitarne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ponownie okazuje się, że ukraińskie miny-pułapki zdają egzamin w obwodzie donieckim. Na poniższym nagraniu widać jak para rosyjskich czołgów T-80 w prosty sposób zostaje wyeliminowana z frontu. Najpierw jedna załoga najeżdża na minę, czemu towarzyszy potężna eksplozja. Po chwili ze środka pojazdu żołnierze Putina, którzy przeżyli, rzucają się do panicznej ucieczki w głąb frontu. Po kilkudziesięciu sekundach zjawia się kolejny T-80, którego wojskowi popełniają ten sam błąd. W tym przypadku Moskwa straciła dwie kolejne maszyny pod Wuhłedarem, a także co najmniej czterech żołnierzy. Ukraińcy robią wszystko, by utrzymać strategicznie położone miasto.
"Atakiem na Wuhłedar dowodzą mierni dowódcy"
Liczący ponad 600 tys. subskrybentów na Telegramie rosyjski bloger pisze: "Od roku prowadzimy specjalną operację wojskową. Nie raz, nie dwa Ukraińcy karcili nas za jazdę w dużych kolumnach i za gromadzenie się w kupie. Była przeprawa pod Iziumem, była pod Biłohoriwką. Myślałem, że wszyscy już się nauczyli. Ale jednak nie". I dalej: "Nie mam pojęcia jak tak skrajny debilizm jak pod Wuhłedarem był możliwy – i to rok od rozpoczęcia Specjalnej Operacji Wojskowej!"
Inny bloger, którego konto ma 400 tys. subskrybentów komentuje porażkę Rosjan w taki sposób: "Jeden z czytelników pytał, czy ktoś poniesie odpowiedzialność za porażkę pod Wuhłedarem? Odpowiedź jest prosta. Nie. Atakiem na Wuhłedar dowodzą ci sami mierni dowódcy, którzy w listopadzie szturmowali Pawliwkę".
Kolejny bloger, cytowany na Twitterze przez Tomasza Rydelka równie ostro ocenia to, co robią rosyjscy żołnierze i ich dowódcy na tym obszarze frontu: "Nasi dowódcy to kompletni kretyni. Wszystkie błędy, które popełniono wcześniej [w pierwszych miesiącach SOW], teraz powtórzono pod Wułhedarem".
Jak widać na podstawie tych wpisów, Rosjanie czują się upokorzeni porażką pod Wuhłedarem. Kierują też liczne pretensje do dowodzących akcją.
"To nie jest jeden sprawnie działający organizm"
I - jak się okazuje - słusznie, bo i na ten element zwracają uwagę rozmówcy Wirtualnej Polski. Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego mówi, że dowódcy nie ponoszą odpowiedzialności za to, co się dzieje na froncie. Dlatego też wykonują rozkazy ze szczebli nadrzędnych.
- Rosyjscy dowódcy działają, jak działali - wykonują polecenie, nie dostosowują się do zmieniającej się sytuacji na polu walki. Nie podejmują samodzielnie decyzji, choć wiedzą, że powinni. Mają wykonać polecenie, bo inaczej spotka ich kara, konsekwencje. Nic więc innego się dla nich nie liczy - dodaje.
Zwraca uwagę, że rosyjski żołnierz to w mniejszym stopniu żołnierz zawodowy, a bardziej poborowy czy mobilizowany, gorzej wyposażony. - To nie jest jeden sprawnie działający organizm. Sprawia to, że zwiększają się szanse Ukraińców. Rosjanie zapewniają rozpoznanie na płytką głębokość frontu. Tu się wszystko nawarstwia - mówi. I dodaje: - Nie da się propagandowo powiedzieć: wygrałem. Potrzebne są konkrety.
Gen. Waldemar Skrzypczak mówi wprost: - Rosjanie nie zbudowali sobie umiejętności walki z Ukraińcami. Wszędzie, gdzie się pchają porażającymi siłami, ponoszą porażki. Pchają wozy, które trafiają pod ogień artylerii, tracą bezmyślnie swoje wojska. I tak jest na całym froncie - podkreśla.
Wojskowy ocenia, że widać wyraźnie, iż rok wojny niczego Rosjan nie nauczył. - Nie prowadzą umiejętnie walki, nie umieją jej organizować. Dobrze, że popełniają błędy, bo Ukraińcy je wykorzystują.
"Putin nie ma sił i środków, by pójść szerokim frontem"
- To jeszcze nie jest ta ofensywa, do której przygotowywali się Rosjanie. - W tej chwili atakują od Kupiańska, przez Siewiersk, Bahmut, Kadijewkę, Wuhłedar. To nie jest ofensywa, o której mówiliśmy do tej pory, bo nikt nie prowadzi tego typu działań na tak szerokim froncie. Rosjanie nie mają pomysłu, by rozpocząć ofensywę wielkoskalowo - ocenia generał.
Płk Matysiak ma odmienne zdanie. W jego ocenie ofensywa już trwa. - Rosjanie zaczęli przemieszczać siły w kierunku Donbasu, bo cel jest jasny - zajęcie republiki donieckiej. To na użytek wewnętrzny, pretekstu, że to, co założone, zostało zrealizowane. Co może być przyczynkiem do rozmów pokojowych. Putinowi na tym szczególnie zależy - ocenia. I dodaje: - Stąd Putin, z uporem maniaka, pcha się w tym kierunku. A nie ma sił i środków, by pójść szerokim frontem.
"Wpakowali się w zasadzkę"
Gen. Skrzypczak dodaje, że Rosjanie wyrównują front. - I szukają miejsca w obronie ukraińskiej, które będzie dogodne do tego, by ofensywę rozpocząć. W tej chwili Rosjanie takiego miejsca znaleźć nie mogą, bo Ukraińcy się bronią, załamują ataki rosyjskich wojsk.
- Wuhłedar to miejsce, gdzie Rosjanie trafili na dobrze przygotowaną obronę ukraińską. Nie spodziewali się tak dobrze przygotowanej. Wpakowali się w zasadzkę, źle ją rozpoznali i doznali pogromu - zwraca uwagę gen. Skrzypczak.
Płk Matysiak dodaje, że Ukraińcy są gotowi na obronę. - Są przygotowani inżynieryjnie. Siły i środki, które mają - szczególnie artylerii - im na to pozwalają. Pytanie, jakie straty poniosą i czy presja rosyjska będzie aż tak silna, jak może się wydawać - zastanawia się rozmówca Wirtualnej Polski.
Jak podają media, armia Władimira Putina straciła swoją elitarną brygadę w pobliżu Wuhłedaru. Została tam doszczętnie zniszczona 155. jednostka piechoty morskiej Federacji Rosyjskiej.
Płk Matysiak ocenia, że "elitarność" jednostek rosyjskich Ukraińcy już zweryfikowali. - Rosjanie mają talent do określania jednostek takimi słowami. Powinny być sprawnymi, a nie tak to wygląda.
Ważne miasto na mapie Ukrainy
Nic dziwnego, że Ukraińcy tak intensywnie bronią tego miasta. Według ocen ukraińskich wojskowych, zajęcie Wuhłedaru oznaczałoby poważne problemy dla ich armii, ponieważ dałoby Rosjanom możliwość kontroli ukraińskich szlaków logistycznych. Jak jednak zauważają analitycy, dotychczasowe straty w tym mieście przypominają skalą m.in. te z Buczy.
Zniszczone rosyjskimi ostrzałami miasto leży na styku frontu w obwodzie donieckim z frontem południowym w obwodzie zaporoskim. Niedaleko przebiega linia kolejowa łącząca Donbas i anektowany Krym. Jej zajęcie pozwoliłoby Rosjanom szybciej przerzucać wojska między frontem wschodnim i południowym.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski