Powstania wywołała lewica? Adam Zamoyski: Polska była Che Guevarą tamtej epoki
Nasze powstania narodowe wywołała lewica. Konserwatyści starali się nie dopuścić do katastrofy - twierdzi Adam Zamoyski. - W 1794 r. wybucha wspomniana już rewolucja kościuszkowska. W Warszawie motłoch przystąpił do grabieży i wieszania "wrogów ludu" - biskupów i arystokratów. W stolicy zapanowało bezprawie. W tym miejscu trzeba oddać Kościuszce sprawiedliwość - szybko opanował sytuację i wprowadził względny porządek - wyjaśnia historyk.
15.10.2015 15:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Piotr Zychowicz: Dlaczego uczestnicy polskich XIX-wiecznych powstań określali te zrywy mianem rewolucji?
Adam Zamoyski: Ponieważ wytworzony w tej epoce polski patriotyzm był zjawiskiem lewicowym. Powstańcy nie walczyli tylko o wolność Polski, ale także o wyzwolenie niższych klas społecznych. I włączenie ich do nowoczesnego narodu.
Kiedy dokładnie ten patriotyzm powstał?
Pod koniec XVIII w. Zawiązana w 1768 r. konfederacja barska była jeszcze zrywem narodu szlacheckiego wielonarodowej Rzeczypospolitej. Rewolucja kościuszkowska z 1794 r. była już zjawiskiem odmiennym. To rewolucja narodu polskiego, w którą próbowano wciągnąć niższe warstwy społeczeństwa, uświadamiając je narodowo. Nie przez przypadek Kościuszko wydał uniwersał połaniecki nadający wolność osobistą chłopom.
Nie przez przypadek nosił też sukmanę.
Rewolucja kościuszkowska była tworem Ignacego Potockiego, Hugona Kołłątaja i całej formacji radykałów zarażonych jakobinizmem. Ci ludzie chcieli przeprowadzić dokładnie taki sam eksperyment, jaki przeprowadzono w rewolucyjnej Francji. Czyli stary monarchiczny ład zastąpić nowym porządkiem - stworzyć naród polski i Polaków. Tak jak we Francji po obaleniu monarchii stworzono naród francuski i Francuzów. Wszystkie kolejne powstania XIX-wieczne oparte były na tym samym założeniu. Wszystkie próbowały zachęcić do walki o Polskę chłopów, nie zważając na to, że nie mieli oni na to ochoty.
Czyli powstania były lewicowe?
Nie ma wątpliwości. Polska prawica, a więc sfery konserwatywne, które identyfikowały się z dawną Rzecząpospolitą Obojga Narodów i starym porządkiem społecznym, zawsze sprzeciwiały się powstaniom. Próbowały je powstrzymać. Ludzi ci mieli zupełnie inną koncepcję. Działali metodą ewolucyjną, a nie rewolucyjną. Żmudnie budowali polską siłę, starając się unikać konfrontacji z zaborcami, która wobec szczupłości własnych sił musiała zakończyć się klęską.
Zacznijmy od początku, czyli od oświecenia.
Rzeczywiście, od tego się zaczęło. Zwolennicy tego nurtu uważali, że człowiek dojrzał. Nauczył się badać naukowo świat, w którym żyje. Dokonał odkryć fizycznych, które podważyły całe Pismo Święte. Na Biblii opierał się zaś ustrój wszystkich państw ówczesnej Europy. Król rządził dlatego, że był pomazańcem Bożym, każda instytucja - prawodawcza, sądownicza czy oświatowa - uznawała, że wszystko pochodzi od Boga. Zwolennicy oświecenia doszli więc do wniosku, że skoro Biblia jest jedną wielką bzdurą, to bzdurą są również te instytucje. Zaczynając od króla i biskupa, a kończąc na zwykłym nauczycielu i proboszczu. Cały porządek społeczny to nonsens...
... i trzeba go zastąpić czymś nowym.
Dokładnie. Ci ludzie uznali, że są w stanie lepiej urządzić świat, niż zrobił to Bóg. Że stworzą idealne społeczeństwo, raj na ziemi. Plany były rozmaite i często groteskowe. Byli na przykład zwolennicy wprowadzenia wolności obyczajowej i dzielenia się partnerami seksualnymi. Według innego projektu miał zostać powołany specjalny administrator, który selekcjonowałby ludzi...
Pachnie totalitaryzmem.
Naturalnie. Zasada była ta sama. Człowiek uważał, że może stworzyć utopijne zasady, którymi uszczęśliwi ludzkość. Oświecenie trwało przez cały wiek XVIII i początkowo było niegroźne. Intelektualiści, masoni i liberalni arystokraci po prostu toczyli ze sobą namiętne debaty filozoficzne. Kościół i tron zwalczały te tendencje, ale niezbyt stanowczo. Był to bowiem margines, bardzo wąska warstwa. Sytuacja zmieniła się pod koniec XVIII w.
Dlaczego?
Ponieważ ideały oświecenia zaczęły być wprowadzane w życie. W 1789 r. padła Bastylia, pomazaniec Boży król Francji został skrócony o głowę, cały dotychczasowy porządek został w tym kraju wywrócony do góry nogami. Społeczeństwo kastowe zostało zniszczone, zastąpił je naród. To on miał teraz rządzić. Rewolucja francuska była wydarzeniem przełomowym dla Europy. Zwolennicy oświecenia uznali, że świat się zmienia i ich państwa muszą iść śladem Francji. Zwolennicy starego ładu poczuli się zagrożeni i postanowili nie dopuścić do tego, by epidemia zainfekowała ich kraje.
Jedną z takich osób była caryca Katarzyna II?
Tak, gdy w 1792 r. wkroczyła do Polski, ogłosiła, że robi to po to, by zniszczyć jakobińską Konstytucję 3 maja. Co ciekawe, konstytucja ta wcale nie była taka radykalna. Była to dość udana próba ewolucyjnej zmiany Rzeczypospolitej. Poprawienia wad starego systemu. Było to w końcu dzieło króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który wywodził się ze stronnictwa Familii, a więc obozu reformatorskiego, ale nie rewolucyjnego. Obóz ten nie chciał, aby Rzeczpospolita poszła śladem Francji, ale raczej śladem Anglii. Czyli w stronę monarchii konstytucyjnej. Przerażona wydarzeniami w Paryżu Katarzyna II w każdej zmianie widziała jednak jakobinizm.
Wpływy francuskie były jednak w Polsce silne.
"O Francuzi, pierwszy narodzie świata, jesteśmy waszymi uczniami" - mówił w 1792 r. publicysta i poeta Wojciech Turski. Wielu Polaków rzeczywiście było zafascynowanych tym, co się dzieje w Paryżu. Na ulicach Warszawy demonstracyjnie noszono trójkolorowe kokardy, uznawane za barwy rewolucji. Należy pamiętać, że była jednak i druga strona. Prawica.
Na przykład targowica...
Konfederacja targowicka była założona przez grupę - przepraszam za mocne słowo - idiotów. To byli ludzie intelektualnie ograniczeni. Działali jednak bez wątpienia z pobudek patriotycznych. Uważali, że reformy 3 maja niszczą tradycyjną Rzeczpospolitą Obojga Narodów i jedynym sposobem na zbawienie ojczyzny jest powrót do tradycji. Bez wątpienia mieli rację, gdy mówili, że wprowadzenie konstytucji dokonało się za pomocą przeprowadzonego zamachu stanu.
Król przeprowadził zamach stanu przeciwko samemu sobie?
Nie, przeciwko systemowi. Konstytucja 3 maja dawała mu bowiem więcej władzy. Wprowadzono ją gwałtem, nielegalnie, zwołując Sejm, gdy połowa posłów była poza Warszawą. Targowiczanie tego nie akceptowali. Nie rozumieli oczywiście tego, że stali się narzędziem w rękach Rosji, która przy ich pomocy realizowała swoją imperialną politykę. Można więc targowiczanom zarzucić głupotę, ale na pewno nie zdradę. A już na pewno nie byli "wrogami ludu", jak określiła ich polska lewica rewolucyjna. Dla lewicy zresztą zawsze ten, kto się z nią nie zgadza, jest "wrogiem ludu", którego należy tępić. Tak było w przypadku jakobinów i tak było w przypadku bolszewików.
Targowiczanie weszli przecież do Polski pod ochroną rosyjskich bagnetów. To nie jest zdrada?
No cóż, Sejm Czteroletni, który uchwalił Konstytucję 3 maja, został zawiązany pod ochroną bagnetów pruskich.
Wróćmy do polskiej reakcji na interwencję Katarzyny i rozbiory.
W 1794 r. wybucha wspomniana już rewolucja kościuszkowska. W Warszawie motłoch przystąpił do grabieży i wieszania "wrogów ludu" - biskupów i arystokratów. W stolicy zapanowało bezprawie. W tym miejscu trzeba oddać Kościuszce sprawiedliwość - szybko opanował sytuację i wprowadził względny porządek.
Porozmawiajmy teraz o rozbiorach...
Mocarstwa zaborcze ogłosiły światu, że w organizm Rzeczypospolitej wdała się gangrena. A najlepszym sposobem na ratunek przed zainfekowaniem sąsiednich organizmów jest amputacja. Trochę to nielogiczne.
Oczywiście, to w dużej mierze był tylko pretekst do zwykłej aneksji terytorium sąsiada. Jednakże po upadku Bastylii na europejskich dworach rzeczywiście zapanowała histeria. Były jezuita Abbé Augustin Barruel w swoim dwutomowym dziele "Przyczynek do historii jakobinizmu" stawiał tezę, że na terenie całej Europy istnieje tajne sprzysiężenie rewolucjonistów, zrzeszające 300 tys. zaprzysiężonych spiskowców, którzy mieli czaić się na każdym kroku. Jego celem było zaś obalenie wszystkich rządów - i królów, i księży. Ludzie to czytali, wierzyli i uważali, że siedzą na wulkanie, który lada moment może wybuchnąć. Gdy więc w Polsce rozpoczęły się zmiany, monarchowie ościennych państw postanowili działać.
W efekcie Polska zniknęła z mapy Europy i stała się natchnieniem lewicy całego świata. "Polska jest wszędzie tam, gdzie ludzie walczą o wolność" - mówił cytowany w pańskiej książce "Święte szaleństwo" radykał Józef Sułkowski.
Polska stała się symbolem walki ze starym porządkiem i z monarchiczną opresją. Przez cały wiek XIX na każdym spotkaniu socjalistów w Wielkiej Brytanii musiał być jakiś Polak. Ulubionym zawołaniem zrewoltowanych tłumów Paryża stało się zaś "Vive la Pologne!". Polska była Che Guevarą tamtej epoki.
Wkrótce Europa została podpalona przez "Robespierre'a na koniu", czyli cesarza Francuzów (a nie Francji!) Napoleona.
Gdzie byli wtedy Polacy? Oczywiście u jego boku. Tu łączyły się dwa czynniki. Napoleon wszędzie, gdzie wkraczał, niszczył dotychczasowy porządek, ale przecież w Polsce ten porządek był obcy, zaborczy. Walka o wolność znowu łączyła się więc z hasłami radykalnymi. Ponownie też nie było jednomyślności. Napoleon cieszył się szaloną popularnością w zaborze pruskim, gdzie bardzo wielu chłopów było już uwłaszczonych. Natomiast gdy w 1812 r. wkroczył na Litwę, wśród tamtejszej szlachty zapanowało prawdziwe przerażenie. Bano się bowiem, że wprowadzi rewolucyjne reformy włościańskie. W tym miejscu ciekawostka: pułki polskie idące u boku Wielkiej Armii na Moskwę nie miały kapelanów polowych.
Upadek Napoleona w nastawieniu polskich radykałów niewiele zmienił.
Mickiewicz wierzył, że Polacy przyniosą wolność nie tylko swojej ojczyźnie, ale także wszystkim uciśnionym ludziom na świecie. Pod wpływem podobnych prądów wielu młodych, znudzonych i sfrustrowanych Polaków radykalizowało się i zawiązywało tajne sprzysiężenia. Na czele ze słynnym Wolnomularstwem Narodowym. Ci ludzie nie widzieli dla siebie przyszłości. W systemie państw zaborczych mieli ograniczone możliwości kariery, nie mieli jak wyładować energii. Rewolucja ich przyciągała.
Piotr Wysocki?
Rok 1930 obfitował w wydarzenia. Doszło do rewolucji we Francji, do rewolucji w Belgii, a wreszcie eksplodowała Warszawa. Niewielka grupa nieodpowiedzialnych młodych radykałów - ze wspomnianym Wysockim na czele - wyszła z bronią na ulice. Doszło do krwawej ruchawki, do której włączył się motłoch. Motłochowi rozdano broń i nastąpił całkowity chaos. Zabójstwa, grabieże, wyrównywanie porachunków. Gdy starzy konserwatywni generałowie próbowali powstrzymać to szaleństwo, zostali zamordowani.
W końcu jednak sytuację opanowano.
Tak, polska prawica błyskawicznie przejęła kontrolę nad Warszawą. Do akcji weszli tacy ludzie jak Franciszek Drucki-Lubecki, książę Adam Czartoryski, gen. Józef Chłopicki. Odsunęli lewicę na boczny tor i szybko posprzątali cały bałagan. Odebrali motłochowi broń i zaprowadzili porządek na ulicach. A następnie wysłali posłów do Mikołaja I z prośbą o puszczenie całej sprawy w niepamięć, uznanie jej za niebyłą. Gdyby car się wówczas zgodził, nie byłoby żadnego powstania ani wojny polsko-rosyjskiej. Królestwo Polskie przetrwałoby w niezmienionej formie.
Dlaczego car się nie zgodził?
Ponieważ - podobnie jak wcześniej Katarzyna - uważał, że ruchawka w Warszawie to element wielkiego rewolucyjnego spisku. Że z podziemi wyszli rewolucjoniści i podpalili część jego imperium. Car domagał się, żeby Polacy przyszli do niego na kolanach. Na to oczywiście nikt nie chciał się zgodzić. Nawet ci konserwatyści, którzy uważali rewolucję listopadową za absurd, żądanie cara potraktowali jako obrazę honoru Polaków. W ten sposób, przez całkowity przypadek, doszło do idiotycznej wojny polsko-rosyjskiej, której nie chciał nikt oprócz garstki lewicowców, bo przecież gdyby Polacy chcieli, to by tę wojnę z Rosją wygrali. Zabrakło jednak determinacji.
Co się wtedy działo w Paryżu?
Rozszalały lud wznosił barykady i domagał się tego, aby Francja natychmiast przyszła na pomoc walczącej o wolność Polsce. Omal nie zlinczowano wówczas francuskiego ministra spraw zagranicznych. Francja nie pomogła, ale do Polski ściągnęli z całej Europy ochotnicy, oczywiście ultralewicowcy.
A powstanie oczywiście skończyło się klęską.
Polska zaś znowu przez kolejne kilkadziesiąt lat była natchnieniem lewicy. Karol Marks uważał naród polski za naród rewolucyjny. Za bojowników o nowy wspaniały świat uwolniony z oków monarchii, ucisku klasowego i religijnego. Polacy udowadniali to na polach bitew. Można ich było znaleźć w szeregach rewolucjonistów całego świata. Bili się na Węgrzech, w Meksyku, pod komendą słynnego Simóna Bolívara "wyzwalali" Amerykę Południową spod władzy monarchii hiszpańskiej.
Kolejna okazja do walki u siebie nadarzyła się w 1863 r.
To jest przykład modelowy. Powstanie styczniowe zostało wywołane przez "czerwonych", grupę radykalnej młodzieży. Spiskowcy nie mieli broni, plan był absurdalny, szanse na powodzenie zerowe. W tym przypadku zadecydował zresztą interes własny. Młodzieży tej groziła bowiem branka do rosyjskiego wojska, której za wszelką cenę chciała uniknąć. Poszła więc do lasu. Nie myślała jednak, co się stanie z narodem. W danej chwili obchodził ją przede wszystkim los własny.
Co na to polska prawica?
Prawica była skupiona w ziemiańskim obozie białych. Jego członkowie starali się powstrzymać powstańczą katastrofę, dokładnie tak jak ich poprzednicy w roku 1830. Znowu jednak radykałowie okazali się silniejsi. Powstanie szybko objęło cały kraj i wciągnęło do walki "białych", którzy od początku byli mu przeciwni. Dla konserwatystów polskich przekonanie "czerwonych", że chcieć znaczy móc, było absurdalne. Oni uważali, że przed każdą akcją należy dokonać bilansu sił, mieć szanse na powodzenie.
Tak jak przewidywała prawica, powstanie upadło. Statek z bronią dla powstańców wysłany przez Karola Marksa nie dopłynął do celu.
Niedobitki z powstania ściągnęły zaś do Paryża. Symboliczną postacią jest Jarosław Dąbrowski, jeden z przywódców czerwonych, człowiek, który w dużej mierze ponosił odpowiedzialność za wybuch powstania. W 1871 r. walczył on na barykadach francuskiej stolicy jako głównodowodzący Komuny Paryskiej. I poszedł na śmierć. Rozumiał bowiem, że jego sprawa jest stracona. Że to wszystko było jedną wielką iluzją. Myślał, że walczy o wielką sprawę, a wokół siebie znowu zobaczył rabujący i mordujący motłoch. To symbol końca walki kilku pokoleń błędnych rycerzy rewolucji.
Jednak przecież ta historia wcale się nie kończy w 1871 r. Wkrótce pojawił się kolejny błędny rycerz, który podjął pod czerwonym sztandarem walkę o niepodległość Polski.
Oczywiście Józef Piłsudski! To bardzo ciekawy przypadek. W całej Europie w drugiej połowie XIX w. owi błędni rycerze zeszli ze sceny. Zostali zastąpieni przez nowe pokolenie rewolucjonistów. Ludzi wyzutych ze wszelkich skrupułów, którzy nie chcieli już umierać za sprawę, ale chcieli dla sprawy mordować. W ten sposób właśnie narodziły się bolszewizm i niemiecki narodowy socjalizm. Jest taka scena, kiedy Aleksandr Hercen spotka w Genewie rosyjskich rewolucjonistów młodego pokolenia. I oni mówią mu, że aby dokonać przewrotu, należy skrytobójczo mordować carów i ministrów, stosować bezwzględny terror. Hercen jest przerażony. Pisze do przyjaciela, że zobaczył "syfilis naszych rewolucyjnych żądz". Wszędzie na świecie rewolucjoniści stali się terrorystami. Tak było w Irlandii, Rosji, na Bałkanach.
A w Polsce?
U nas pozostało po staremu. Nasi lewicowcy nadal uważali, że zamiast dźgać nożem i rzucać bombami, lepiej umrzeć na koniu z szablą w dłoni. Tak właśnie myślał Piłsudski, choć i on przecież miał w swoim życiorysie terrorystyczne epizody. Ostatecznie jednak historia się powtórzyła. Znowu socjalista pociągnął za sobą do boju całą szlachtę.
Pańskie tezy dla wielu Polaków mogą być zaskakujące.
Pewien mój znajomy, wybitny i bardzo inteligentny dyplomata, po przeczytaniu "Świętego szaleństwa" powiedział, że jest to najbardziej prawicowa książka, jaką kiedykolwiek czytał. A zaraz potem dodał: "zamordują za to pana".
Rozmawiał Piotr Zychowicz, Historia do Rzeczy
Adam Zamoyski to światowej sławy polski historyk mieszkający w Wielkiej Brytanii. W Polsce ukazały się m.in. jego następujące książki: "Orły nad Europą", "Polska", "1812. Wojna z Rosją", "Chopin".
Polecamy: Legiony Polskie na Santo Domingo