Od kilku dni urzędnicy z gabinetu Donalda Trumpa sugerują, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powinien ustąpić. Jak podaje "Newsweek", przedstawiciele ukraińskiej administracji oraz analitycy, z którymi rozmawiała telewizja CNN, twierdzą, że zmiana prezydenta w Kijowie wymagałaby trwałego zawieszenia broni w wojnie.
Zdaniem ukraińskich urzędników istnieją trzy główne przeszkody w przeprowadzeniu nowych wyborów. Serhij Dubowyk, zastępca szefa ukraińskiej komisji wyborczej, wskazuje, że jedynie trzy czwarte lokali wyborczych jest obecnie dostępnych, a przygotowania do wyborów zgodnych z międzynarodowymi standardami zajmą sześć miesięcy. Dodatkowo konstytucja Ukrainy wymaga, by po ustąpieniu prezydenta jego obowiązki przejął przewodniczący parlamentu.
Stan wojenny i jego konsekwencje
W Ukrainie obowiązuje stan wojenny, który uniemożliwia przeprowadzenie wyborów do czasu jego zniesienia. Oznacza to, że niezbędne jest trwałe zawieszenie broni lub zawarcie pokoju. Zainteresowanie przyszłością Zełenskiego wzrosło po sugestiach doradców Trumpa, że może on nie być liderem, którego potrzebuje Ukraina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniec pomocy USA dla Ukrainy. Gorzkie słowa Trumpa. Oberwało się Zełenskiemu
Sam Zełenski, podczas rozmowy z dziennikarzami w Londynie, odrzucił możliwość rezygnacji. - Przeprowadzenie wyborów nie wystarczy - powiedział. - Musiałbyś uniemożliwić mi udział w wyborach - dodał. Jednocześnie zasugerował, że zrezygnuje, jeśli Ukraina otrzyma członkostwo w NATO, co administracja Trumpa wykluczała.
Dodatkowym problemem stanowi ilość osób uprawnionych do głosowania, która przebywa obecnie poza granicami kraju. Dubowyk wylicza, że to około 7 mln Ukraińców. Wybory mogłoby się odbić także na sytuacji frontowej, gdyż żołnierze także mieliby prawo głosować.
Źródło: "Newsweek"