ŚwiatPolka z Tunezji: jesteśmy w szoku. Tunezyjczycy to łagodni ludzie

Polka z Tunezji: jesteśmy w szoku. Tunezyjczycy to łagodni ludzie

To nie jest społeczeństwo, które chce rozlewu krwi. Niestety, zamachy i zagrożenie terroryzmem to teraz nasza nowa rzeczywistość - mówi Ewa Wicik-Ben Zid, Polka mieszkająca w Tunisie.

Polka z Tunezji: jesteśmy w szoku. Tunezyjczycy to łagodni ludzie
Źródło zdjęć: © AFP | SOFIENE HAMDAOUI
Oskar Górzyński

19.03.2015 | aktual.: 19.03.2015 16:42

Pani Ewa jest prawniczką i żoną tunezyjskiego przedsiębiorcy. Mieszka w Tunisie od 2008 roku. Jak mówi, choć o zagrożeniu terroryzmem mówiło się w Tunezji od dawna, to nikt nie spodziewał się tak dużego ataku, którego celem mogliby być niewinni turyści.

- Oczywiście, w mediach słyszeliśmy o zatrzymaniach, czy rozbijanych grupach. Był wcześniej atak na wyspę Dżerba, były też ataki na tunezyjskich żołnierzy. Ale tak krwawy zamach był szokiem. Ludzie są wstrząśnięci - mówi pani Ewa. Zwraca uwagę na to, że zamach na turystów może mieć katastrofalne skutki dla Tunezji, bo w turystyce pracuje prawie 20 procent jej mieszkańców. Tymczasem już teraz sytuacja gospodarcza w kraju jest trudna, szczególnie dla młodych.

Polka podkreśla, że Tunezja zdecydowanie różni się od innych krajów arabskich, w których wpływy radykalnego islamu są większe, a przemoc jest dużo powszechniejsza.

- Tunezyjczycy są łagodnymi i tolerancyjnymi ludźmi. To nie jest społeczeństwo, które chce rozlewu krwi. Nie jest tu tak, jak w Egipcie, nikt nie napada na niezakryte kobiety. Nigdy nie miałam problemu z tym, że nie miałam zakrytej głowy - opowiada.

Prawniczka przyznaje, że choć w Tunezji nie ma przyzwolenia dla radykalizmu, to istnieją pojedyncze grupy wyznające skrajne wersje islamu.Wskazuje na to, że przyczynił się do tego poprzedni rząd islamistycznej partii Ennahda.

- Te bojówki są po prostu jak sekty. Pomogło im to, że po tym, jak w 2011 władzę objęła tu partia islamistyczna, to wiele meczetów przeszło w ręce salafitów. Gdy rząd się zmienił, zmienili się imamowie i kontrola nad nimi, ale te sekty przecież nie zniknęły. Nie twierdzę, że politycy Ennahdy popierają terrorystów, ale przynajmniej przez kilka lat tolerowali radykałów - mówi Wicik. Wyjaśnia przy tym, że o ile bezpośrednio po obaleniu świeckiego i antyklerykalnego dyktatora Ben Alego w 2011 nastroje religijne się nasiliły, a na ulicy częściej widywało się "ludzi z długimi brodami", to od tego czasu tendencje te zanikły. Co więcej, Polka twierdzi, że atak w Tunisie tylko zmobilizuje społeczeństwo by poprzeć władze w walce z terroryzmem, a los debatowanej przed zamachem ustawy antyterrorystycznej jest właściwie przesądzony.

Zdaniem prawniczki, największym źródłem zagrożenia dla Tunezji jest sytuacja w Libii, gdzie od kilku miesięcy trwa wojna domowa i gdzie w ostatnich miesiącach znaczne wpływy zyskało Państwo Islamskie.

- W Libii jest teraz dużo broni, cały czas toczą się walki - a to przecież tuż za granicą. Z polskiej perspektywy to tak, jakby na Ukrainie wojna toczyła się we Lwowie. Z kolei w górach przy granicy z Algierią co chwila mamy walki armii tunezyjskiej z terrorystami, którzy swobodnie przemieszczają się przez granicę - mówi Polka. - Nie wiem, jak Europa czy NATO może do tego dopuszczać. Przecież to jest przedsionek Europy - dodaje.

Oskar Górzyński, Wirtualna Polska

Zobacz również: Zamach na muzeum w Tunezji

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (134)