Piotr Gliński: Niemcy napadli na Polskę i muszą płacić
Nie obawia się, że Jacek Kurski zastąpi go w ministerstwie kultury. Opozycja to nieudacznicy bez programu, a Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki robią wszystko, aby zapewnić Polakom bezpieczeństwo. Wicepremier Piotr Gliński w rozmowie z Wirtualną Polską ma też rady dla kanclerza Niemiec: "Powinien po prostu zamilknąć. Modlić się za ofiary" i wypłacić Polsce reparacje.
• - Nigdzie się nie wybieram - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wicepremier Piotr Gliński. W ten sposób odpowiada na plotki, że zastąpi go Jacek Kurski. O byłym prezesie TVP mówi w samych superlatywach. I dodaje wprost: przyda się w kampanii wyborczej.
• O przyszłości mediów publicznych mówi tak: "(..) będzie kontynuowana dotychczasowa formuła mediów publicznych". Komentuje też zawartość głównego wydania Wiadomości w TVP.
• "Jak Jarosław Kaczyński widzi złodzieja, to natychmiast go wyrzuca" - przekonuje w odpowiedzi na pytania o afery w rządzie.
• "Wypowiedzi kanclerza Olafa Scholza (o reparacjach - red.) nie można określić inaczej jak niepoważną i arogancką - mówi. "W wymiarze moralnym kanclerz Niemiec powinien po prostu zamilknąć. Modlić się za ofiary, za sprawców - to jest pierwsze, co może zrobić w tej sytuacji" - dodaje.
Mateusz Ratajczak, Wirtualna Polska: Wybiera się pan na polityczną emeryturę?
Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury oraz dziedzictwa narodowego: Nic o tym nie wiem. Nie interesują mnie ani wrzutki medialne, ani haratanie w gałę zamiast pracy na rzecz Polski, do której jako polityk się zobowiązałem.
I po co od razu tak ironicznie?
Ironicznie? Wręcz przeciwnie.
Jak ktoś się podejmuje obowiązków wobec Polski, to musi ciężko pracować i być gotowym także do poświęceń. A nie haratać w gałę i się tym chwalić.
Jeszcze nie zdążyłem wspomnieć o Donaldzie Tusku, a już tu jest. Panie premierze, proszę teraz już na poważnie.
Mówię całkowicie poważnie.
To jeszcze raz. Na żadną polityczną emeryturę się pan nie wybiera?
A dlaczego miałbym się wybierać?
Ponoć jest chętny do przejęcia resortu - Jacek Kurski, dziś były już prezes TVP.
I właśnie na tym m.in. polega problem debaty publicznej w Polsce, że ktoś wrzuca do mediów jakieś fejki, jakieś fakty medialne - nie wiadomo jakiej wartości, nie wiadomo skąd, po prostu nieprawdziwe i media się tym zajmują kilka dni, a czasami przez kilka tygodni.
Nigdzie się nie wybieram.
Już raz pan tak mówił. I wtedy Ministerstwo Sportu i Turystyki wyleciało z zakresu pańskich obowiązków.
Tamta zmiana była efektem umowy koalicyjnej. O wiele ważniejsze niż kwestie personalne jest zapewnienie stabilnej władzy w Polsce.
Nie walczył pan o resort, o siebie w nim?
Przedstawiliśmy argumenty za efektywnością poprzedniego rozwiązania [połączenia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Sportu - red.], ważyliśmy za i przeciw. Jednak konieczność utrzymania koalicji i dalszego prowadzenia naszej - dobrej dla Polski i suwerennej - polityki była absolutnym priorytetem. Nie narzekam na brak obowiązków. Jestem wicepremierem, szefem resortu kultury i Komitetu Pożytku Publicznego, posłem na Sejm.
To wprost: Jacek Kurski zastąpi pana w fotelu szefa resortu?
A pan znowu to samo. To nie czołówki gazet i portali - czy jakieś wrzutki medialne - kreują rzeczywistość polityczną w Polsce. Pan chciałby, żeby było inaczej?
Dopytuję, czy przypadkiem prezes Jarosław Kaczyński nie zdecydował o takiej nowej rzeczywistości politycznej.
To jest pytanie do prezesa.
Dla polityka komentowanie tego rodzaju plotek to zawsze jest sytuacja niezręczna. Specjaliści od komunikacji sugerują, by takie sytuacje obracać w żarty. Więc staram się tak zrobić.
To jak się pan dowiedział o wymianie prezesa TVP?
Zostawię to dla siebie. Ani politycznie, ani personalnie minister kultury i dziedzictwa narodowego nie nadzoruje mediów publicznych, choć oczywiście współpracuję bardzo blisko z ich przedstawicielami, bo nadzoruję je w wymiarze właścicielskim. Jak pan wie, są inne ciała w Polsce - w tym przypadku przede wszystkim Rada Mediów Narodowych - które decydują o tym, kto jest prezesem, a kto nie.
Zaskoczyła pana ich decyzja?
Nie wydaje mi się, żeby to było szczególnie ważne dla opinii publicznej.
Ważna jest wymiana prezesa telewizji publicznej, która wydaje publiczne środki. I ważne są okoliczności tej wymiany.
Ale nie jest ważne, jaki był mój stan psychiczny - czy byłem zaskoczony czy nie. Dobrze oceniałem pracę Jacka Kurskiego i dobrze oceniam pracę Mateusza Matyszkowicza, który dziś kieruje publicznym nadawcą. Mogę powiedzieć, że z pewnością Jacek Kurski otrzyma odpowiednie zadania, które są bardzo istotne dla przyszłości Polski.
Jakie?
Nie widzę powodu, by spekulować na ten temat.
Można życzliwie dla Jacka Kurskiego porozmawiać o tym, gdzie się teraz odnajdzie - z takimi a nie innymi kompetencjami.
Będzie pracował dalej dla naszego środowiska i otrzyma nowe zadania. A jednocześnie zmiana na stanowisku szefa publicznego nadawcy nie będzie ze szkodą dla TVP.
Co to znaczy, że "otrzyma nowe zadania"?
Będą nowe zadania dla Jacka Kurskiego wyznaczone w odpowiednim czasie.
Linia telewizji i mediów publicznych się nie zmienia.
Na stanowisko prezesa TVP został desygnowany współpracownik Jacka Kurskiego. Generalnie będzie kontynuowana dotychczasowa formuła mediów publicznych, pewnie naznaczona autorskim rysem nowego szefa.
A nie jest przypadkiem tak, że jako prezes Jacek Kurski za bardzo promował bliższych sobie przyjaciół ze środowiska politycznego, a niektórych polityków wysyłał na margines? Nie jest tak, że częściej w TVP miejsce miał Mariusz Błaszczak i Jacek Sasin, a nie Mateusz Morawiecki?
Nie zajmuję się szczegółowo analizą mediów w Polsce.
Chyba pan oglądał raz czy dwa główne wydanie Wiadomości.
Rzadko, gdyż korzystam ze skrótów i omówień przygotowanych przez moich współpracowników. Żałuję, że nie oglądam częściej, ale po prostu nie mam czasu.
Kurski ma być głową kampanii wyborczej w 2023 roku?
Zobaczymy, na pewno się przyda w kampanii.
Tylko my w kampanii jesteśmy, poprzez ciężką pracę, codziennie. I wygramy dzięki naszej pracy i wiarygodności. Nie ma bardziej wiarygodnej partii politycznej w Polsce. Nie ma innej partii, która tak precyzyjnie realizowałaby swój program polityczny.
A mam wymienić te programy, które się nie udały? Mieszkanie+…
... oczywiście nie wszystko da się zrealizować. Większość jednak się udaje - mimo pandemii, wojny, putinflacji - krok po kroku. Codziennie zmieniamy rzeczywistość, nawet jeżeli opozycja zakłamuje te osiągnięcia.
I to już brzmi faktycznie jak z kampanii wyborczej.
A nie jest tak? Nie bronimy Polski? Bronimy. Bronimy przed kryzysem gospodarczym, kryzysem wywołanym wojną, a wcześniej kryzysem wywołanym przez pandemię.
I mamy takiego przeciwnika politycznego, jakiego mamy. A ten przeciwnik nie chce konkurować na programy, bo nie ma programu. Nie przedstawił go nigdy, choć pan Donald Tusk wielokrotnie obiecywał, że jakiś program przedstawi. Taki przeciwnik jest trudny, bo wyłącznie odwołuje się do złych emocji, totalnej krytyki, bez względu na fakty.
Święte prawo opozycji, by krytykować rząd.
Tylko - w cywilizowanej demokracji - krytykować trzeba z głową, przedstawiać jakieś argumenty. Po drugiej stronie argumentów nie ma. Jest fejk, nienawiść i epitety. Wielokrotnie słyszałem, np. ze strony pana Donalda Tuska, że jestem złodziejem, że Jarosław Kaczyński jest złodziejem. O czym więc mamy rozmawiać? O jakich faktach? Komu i co ukradłem? Komu i co ukradł Jarosław Kaczyński?
Zdarzają się różne niepokojące sytuacje, tak, zdarzają się. W aparacie państwa zdarzają się ludzie słabi, tacy, którzy dokonują niewłaściwych wyborów lub przestępstw.
To niespotykana szczerość.
Po naszej stronie zasady są jasne: tacy ludzie natychmiast są wyrzucani. A po drugiej stronie? Najbliższy wieloletni współpracownik Donalda Tuska upychał pieniądze z łapówek po skrytkach w lewych lokalach. Kolejnych dwóch panów chowa się za immunitetem senatorskim.
A kogo wy pożegnaliście za niewłaściwe zachowania?
Oni są właśnie żegnani natychmiast. Moglibyśmy dalej tolerować pana Mariana Banasia [szefa Najwyższe Izby Kontroli - red.], ale po ujawnieniu pewnych faktów nie było to możliwe. Moglibyśmy dalej utrzymywać z nim dobre kontakty, prawda? Moglibyśmy współpracować. Nie było jednak takiej opcji. Szkoda, że chroni go opozycja.
Były wiceminister sportu Łukasz Mejza po dziś dzień głosuje tak jak Zjednoczona Prawica. A jego próba biznesu na chorych dzieciach nie była przez kilka tygodni podstawą do usunięcia ze stanowiska.
Pan Mejza nie ma postawionych zarzutów, więc to trochę inny temat. I w rządzie go już nie ma. A kolekcjoner kopert jest wciąż marszałkiem Senatu.
Polacy wiedzą, że jak Jarosław Kaczyński widzi złodzieja, to natychmiast go wyrzuca. Centralne Biuro Antykorupcyjne ma przykazane, by sprawdzać przede wszystkim naszych ludzi, zgodnie z zasadą, że większe ryzyko korupcji może być tam, gdzie jest władza.
Prezes Kaczyński powiedział niedawno, że jedna z osób przypłaciła życiem to ściganie i sprawiedliwość. Jak rozumiem, na myśli miał senatora Stanisława Koguta, choć chyba nie była to zbyt fortunna wypowiedź.
Wiemy wszyscy, że za tymi słowami nie stała żadna zła wola, raczej odniesienie do pewnej ludzkiej tragedii.
I niby dla żadnego cwaniaka nie ma miejsca w Zjednoczonej Prawicy?
Dla ludzi, którzy łamią prawo? Nie ma.
A dla wiceministra rolnictwa, który dostaje w prezencie ślubnym ciągnik za 1,5 mln zł, a później tłumaczy się, że go jednak nie dostał? Za to raz po raz wrzuca materiały wyglądające jak spoty reklamowe firmy sprzedającej taki sprzęt!
I kierownictwo Zjednoczonej Prawicy właśnie zdecydowało o jego dymisji.
"Nieudacznicy z opozycji pouczają innych". Takie belki ostatnio pokazywały Wiadomości TVP.
Są przecież nieudacznikami. Nie sądzę, by to było jakieś wyjątkowo agresywne czy wulgarne słowo. Na przykład od lat koledzy z opozycji nie potrafią napisać programu politycznego swojego ugrupowania. A ostatnio przekonują, że doprowadzą do odzyskania od Niemców reparacji.
A kto uzyska reparacje?
Polska.
Niby w jaki sposób?
Dokona się to dzięki Zjednoczonej Prawicy. Polska powinna tę sprawę postawić na agendzie międzynarodowej i tak się właśnie dzieje. Przez ostatnie pięć lat przygotowaliśmy raport, który jest nowym czynnikiem w relacjach polsko-niemieckich. I jest początkiem poważnego procesu, który ma doprowadzić do uzyskania reparacji od Niemiec. Nasi przeciwnicy przez lata nie zrobili nic. To jak? Nie można ich nazwać nieudacznikami?
Niech dziś po prostu milczą, niech wspierają rząd, bo to przecież jest wspólny interes Polaków.
To może być też interes partyjny, by wyciągać ten temat akurat teraz.
Oczywiście. Choć nie nasz, bo my zapowiadaliśmy to już w 2015 roku - a wcześniej dla Warszawy zrobił to Lech Kaczyński. Później trwała praca ekspertów. A kapitał polityczny próbuje teraz zbić na naszej pracy Platforma Obywatelska! Gdy tylko Grzegorz Schetyna powiedział, że reparacje się nam nie należą, zauważyłem w jednym z wywiadów, że zaraz przyjdzie Donald Tusk i powie, że to załatwi. Użyłem nawet określenia, że Schetyna wystawia piłkę Tuskowi. I rzeczywiście, Tusk tak zrobił, potrzebował na to kilku dni, aby zorientować się, że Polacy oczekują reparacji i że Polacy wiedzą dokładnie, kto był zbrodniarzem, a kto jest ofiarą II wojny światowej. A reperacji nam nie załatwi. Bo i nie chce, i nie może. Jedyne, co potrafi naprawdę załatwić, to posadę sobie w Brukseli.
A wy potraficie załatwić 6 bilionów złotych?
6 bilonów 220 miliardów złotych.
Mamy na to duże szanse. Już zmieniliśmy rzeczywistość, pokazując raport. Jest na stole. To jest solidny, rzetelny materiał i Niemcy muszą się do niego ustosunkować. On już wpływa i będzie wpływał na kształtowanie się opinii publicznej w Niemczech i na świecie. W efekcie prędzej czy później niemiecki rząd będzie musiał na poważnie do tego podejść.
A teraz podchodzi niepoważnie?
Wypowiedzi kanclerza Olafa Scholza nie można określić inaczej jak niepoważną i arogancką.
"Mogę zaznaczyć, podobnie jak wszystkie poprzednie rządy federalne, że kwestia ta została ostatecznie rozstrzygnięta w prawie międzynarodowym". Tak mówi kanclerz Niemiec.
Nie ma takiego rozstrzygnięcia. W wymiarze prawnym jest to nieprawda, a w wymiarze moralnym kanclerz Niemiec powinien po prostu zamilknąć. Modlić się za ofiary, za sprawców - to jest pierwsze, co może zrobić w tej sytuacji. A poza tym przygotowywać państwo niemieckie do wypłacenia reparacji Polsce.
Brzmi jak życzeniowe myślenie.
Co pan opowiada? Reparacje wypłacono 70 innym krajom, a dopiero niedawno Niemcy skończyli spłacać należności z I wojny światowej. Jesteśmy otwarci na rozmowy, możemy to rozłożyć na raty. I nie, to nie jest żadna łaskawa oferta, to normalna oferta, jaką się składa przy negocjacjach dużych sum. Państwo niemieckie stać jest na szybkie wypłacenie tych reparacji i to wszyscy wiemy.
Skoro można wypłacać - jak najbardziej sprawiedliwe - reparacje za ludobójstwo w Namibii, to dlaczego nie można wypłacić reparacji za ludobójstwo w Polsce?
I gdzie macie zamiar pójść z tym tematem? Nie ma ani trybunału, ani sądu, który zdecyduje o tym, że Niemcy będą musieli nam zapłacić te 6 bilionów.
6 bilionów 220 miliardów zł. W stosunkach międzynarodowych trybunały i sądy to pewna ostateczność. Wiele spraw jest rozwiązywanych między państwami. Spodziewamy się, że będzie to proces, który może trwać długo, ale będziemy ten temat podnosili, bo to jest nasz moralny obowiązek. W związku z tym, że pan Olaf Scholz powiedział, że nie wypłaci, to my mamy tego nie składać?
Nie. Jest pytanie inne: jaki jest dalszy pomysł na tę sprawę? Bo może takiego nie macie.
My jesteśmy polskim rządem, a polskie społeczeństwo popiera tę decyzję. Jesteśmy zobowiązani zarówno wobec ofiar, wobec naszych ojców i dziadów, ale i wobec przyszłych pokoleń, żeby tę sprawę rozwiązać, bo ona nie jest rozwiązana. Niemcy celowo napadli na Polskę, mordowali i zniszczyli kraj i za to muszą ponieść konsekwencje, także finansowe.
Tylko jak, skoro nie chcą? Skoro mówią, że to temat zamknięty?
Zrobiliśmy pierwszy krok - bardzo poważny - później będą kolejne. Lada chwila będzie przygotowana nota dyplomatyczna w tej sprawie, na którą Niemcy będą musieli odpowiedzieć na piśmie. Będą musieli się odnieść do naszych argumentów, które są oczywiste.
Noty nie ma, tłumaczenia nie ma. Nie można było tego lepiej rozegrać?
A co to zmienia? Co to za różnica, czy to będzie za tydzień, czy za dwa tygodnie, czy za miesiąc?
Łatwiej uznać wtedy, że to temat poważny, a nie temat wyborczy.
Raport był pisany przez pięć lat, a jego pierwsza – wstępna - wersja pojawiła się w 2019 roku. I była to wersja, która wymagała pracy, weryfikacji, refleksji, wreszcie decyzji na najwyższym szczeblu politycznym. Tyle lat czekaliśmy, a teraz trzeba spokojnie ten proces przeprowadzić.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podkreślał, że zdajemy sobie sprawę, iż to może trwać latami. Niemcy muszą wiedzieć, że są dokumenty na temat ich zbrodni i na temat naszych strat. To jest fakt. To jest wynik naszej ciężkiej pracy. Nie są to wymysły czy fantasmagorie - tak typowe dla opozycji totalnej.
I nie zrzekliśmy się reparacji na rzecz ZSRR?
Żaden polski suwerenny rząd nie zrzekł się reparacji, nie podjął takiej decyzji.
A jeżeli Niemcy z Rosjanami się ponad naszymi głowami dogadali, to naprawdę nie jest nasz problem, tylko ich. Nasze roszczenia wciąż są. Nie przedawniły się.
Jak by pan określił nasze relacje z Niemcami?
Szorstkie, trudne, ale ważne i konieczne. Dla dobra obu państw i społeczeństw.
I reparacje im pomagają?
Partnerstwo musi być oparte na prawdzie. Jak współpracować, skoro są nierozliczone krzywdy, nierozliczone tragedie i dramaty? W tym sensie załatwienie sprawy reparacji może pomóc naszym przyszłym relacjom.
Innym aspektem jest to, że Niemcy zdominowali Unię Europejską, w zasadzie rządzą w Unii Europejskiej. I rządzą w taki sposób, że Polska jest po prostu raz po raz szantażowana. W oczywisty sposób chcą też teraz wymusić zmianę rządów w suwerennym kraju unijnym - np. poprzez wstrzymanie Krajowego Planu Odbudowy.
Co to znaczy?
Że wbrew prawu unijnemu, czystą polityczną siłą, wstrzymuje się KPO dla Polski, żeby osłabić demokratycznie wybrany polski rząd. Przypominam też panu i czytelnikom, że KPO to jest pożyczka. Więc my możemy pożyczyć pieniądze na rozwój gdzie indziej i będziemy realizować nasze projekty.
Ale pożyczymy drożej.
Czasami tak trzeba. Za suwerenność, za niepodległość i za szanse rozwojowe naszego kraju trzeba czasami zapłacić trochę więcej. Postępowanie brukselskich urzędników to nic innego jak siłowe wykręcanie rąk w polityce. Jeżeli się nie da przebić pewnego muru, to będziemy musieli zastosować inną taktykę. Ale zawsze dobrą dla Polski. Szkoda natomiast, że w tym szantażu wobec Polski uczestniczy polska opozycja.
Projekty, które trzeba zrealizować - zwłaszcza w obszarach bardzo wrażliwych, jak służba zdrowia czy rolnictwo - na pewno zrealizujemy. Nie płaczemy, nie mówimy, że nie ma guzików, które by można naciskać, jak mówił Donald Tusk. Działamy. Bo to nasz obowiązek i nasza racja stanu.
Dlaczego nie pójdziemy z takim samym żądaniem również do Rosji?
Nie zaciemniajmy rzeczywistości. Odpowiedź na to pytanie jest oczywista.
Czyli?
Rosja to jest kraj autokratyczny, niewyznający tych samych wartości. Rosjanie nie należą do rodziny państw demokratycznych i w związku z tym porozumienie z nimi jest mało prawdopodobne. Jednocześnie dostęp do ich archiwów jest bardzo utrudniony lub wręcz niemożliwy. Chociaż obliczenia strat i zniszczeń, których doświadczyliśmy ze strony rosyjskiej, również powoli przygotowujemy, bo chcemy i to mieć zamknięte, ale to wymaga czasu. Póki co właśnie złożyliśmy do Federacji Rosyjskiej kolejne siedem wniosków restytucyjnych dotyczących polskich strat wojennych w obszarze dóbr kultury. Te kwestie mój resort prowadzi od lat. Obecnie w FR jest już złożonych 27 wniosków. Wszystkie bez odpowiedzi.
I nie ma innych, ważniejszych tematów? Jak inflacja?
A co to za dychotomia? Mamy nie myć rąk, bo zabrudziliśmy nogi? Trzeba się zajmować i jednym, i drugim.
Państwo polskie stać na to, żeby zainwestować parę groszy w pracę specjalistów. Dzięki temu mamy raport, który mówi jasno: takie są straty wojenne Polski poniesione w wyniku zbrodniczej napaści Niemiec. Ludzkie życie oczywiście trudno jest mierzyć jakąkolwiek miarą - a zwłaszcza w pieniądzach - ale taką próbę trzeba było podjąć. To dopiero początek. A tarczę antyinflacyjną też wprowadziliśmy, i dopłaty do źródeł energii.
Prezes Kaczyński, który jest liderem naszego obozu politycznego, powiedział jasno: jesteśmy otwarci na rozmowy. Możemy rozmawiać o rozłożeniu na raty, możemy rozmawiać o konkretnych sumach, o konkretnych stratach. Mogę także powiedzieć naszym partnerom niemieckim, że ja się spodziewam raczej uzupełniania tego raportu niż jego zawężania, bo on jest przygotowany naprawdę na bazie ostrożnych założeń i ostrożnych danych.
Czyli żądania będą większe niż 6 bilionów zł?
Mogą takie być.
Może warto byłoby się zająć zimą w Polsce, a nie reparacjami od Niemiec?
A nie robimy tego? Robimy. Codziennie pracują nad tym ministrowie, urzędnicy, służby…
Ludzie stali w kolejkach pod składami węgla, pod magazynami Polskiej Grupy Górniczej.
Troska ludzi o zimę jest oczywista.
Nie jestem jednak w stanie zrozumieć działalności spekulantów, którzy na tym żerują. I mogę powiedzieć, że będziemy gorącym żelazem wypalać takie praktyki, będziemy używać wszystkich dostępnych państwu metod walki ze spekulacją cenową. Po to, by Polacy mogli kupować opał na zimę po normalnych stawkach. Ale nasza praca - powtarzam - obejmuje znacznie więcej rozwiązań: tarcze antyinflacyjne, dopłaty do gazu, węgla i innych źródeł energii.
Sam optymizm z pana bije. Problemów nie ma, a są rozwiązania.
Wręcz przeciwnie. Realizm.
Jestem przekonany, że nie można mówić: "hurra, wszystko rozwiązane, nie ma problemu". Tylko razem klasa polityczna i społeczeństwo mogą stawić czoła kryzysowi, który na świecie wywołała wojna Putina. Skoro razem potrafiliśmy sprostać przyjęciu kilku milionów uchodźców wojennych, to tak samo możemy poradzić sobie z zimą. Trzeba sobie jednak powiedzieć wprost: Europa ma krew na rękach, ponieważ finansuje zbrodnie wojenne Federacji Rosyjskiej. My nie kupimy od nich węgla, nie będziemy przykładać ręki do zbrodni na Ukrainie. Dlatego ciężko pracujemy, by minimalizować ryzyka.
Mogę oddać rękę za kolegów i koleżanki, którzy działają na pierwszej linii w tej sprawie.
Całą?
Tak, całą rękę. Za naszą pracę oddam całą rękę. Jednak tylko wariat by powiedział, że nie ma żadnego problemu.
Dopuszcza pan możliwość, że trzeba będzie gdzieś tam w ławach sejmowych niedaleko Donalda Tuska siedzieć? On na tę perspektywę patrzy niechętnie.
Co pan ma na myśli? Bycie posłem to zaszczyt i służba.
Pan w Sejmie i on w Sejmie, niedaleko.
Ja już bywałem w Sejmie, jak on był w Sejmie, tylko ja wtedy siedziałem na balkonie, a oni wszyscy się ze mnie śmiali, że jestem "premierem technicznym". Taka kultura.
Nie boję się siedzieć na jednej sali sejmowej z różnymi osobami, o innych poglądach. Nie boję się konfrontacji na argumenty. Siedziałem tam nie raz i musiałem wysłuchiwać najróżniejszych rzeczy. Trzeba to znosić. To jest też życie polityka. Proszę tylko nie wierzyć, że polityka to jest zawsze coś brudnego, coś ohydnego, coś obłudnego. Polityk może być uczciwy i uczciwie pracować dla dobra publicznego.
Może i tak jest, ale chętnych do wymiany premiera i w waszym środowisku by się znalazło.
Na litość, nie ma sensu ciągle spekulować na ten temat. To już jest nudne.
To znaczy, że nudne spotkania urządza wicepremier Jacek Sasin z wicepremierem Mariuszem Błaszczakiem?
Jakie spotkania? Proszę rozmawiać z panami wicepremierami na ten temat. To znowu "fakty medialne".
Nie widzę powodów do zmiany premiera i nie sądzę, by ktokolwiek z naszego obozu politycznego je widział. Padło już wiele dość jasnych deklaracji ze strony prezesa Jarosława Kaczyńskiego ws. przyszłości naszego rządu. Mateusz Morawiecki jest premierem i kropka. Mimo pandemii, wojny, putinflacji, codziennie ciężko pracuje dla Polski i społeczeństwa. Nie pozostawia Polaków samych sobie. W przeciwieństwie do Tuska wie, gdzie są te przyciski, które trzeba naciskać dla dobra nas wszystkich.
Mateusz Ratajczak jest dziennikarzem Wirtualnej Polski