Jarosław Kaczyński podczas prezentacji raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej© PAP | PAP/Radek Pietruszka

Reparacje. Eksperci wytykają Kaczyńskiemu luki w wiedzy i spodziewają się oficjalnej noty do niemieckiego rządu

Patryk Michalski
1 września 2022

- Na razie mówienie o reparacjach to publicystyka i bicie piany. Korzyścią raportu może być uzmysłowienie stronie niemieckiej ogromu poniesionych strat, ale sprawa może być rozwiązana wyłącznie na drodze politycznej, bo droga prawna jest absolutnie zamknięta - mówi w rozmowie z WP prof. Stanisław Żerko. Z kolei prof. Arkadiusz Stempin spodziewa się, że efektem zaprezentowanego raportu będzie oficjalna nota dyplomatyczna do niemieckiego rządu. 1 września Jarosław Kaczyński ogłosił, że kwota reparacji to ponad 6,2 biliona złotych.

6 bilionów 220 miliardów 609 milionów złotych to dokładna kwota reparacji, o jakie Prawo i Sprawiedliwość chce wystąpić wobec Niemiec. Nie wiadomo jednak w jakim trybie: czy jest to zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego jako prezesa partii rządzącej, czy oficjalny plan polskiego rządu. Słowa prezesa PiS sugerują jednak, że po oficjalnej prezentacji raportu, rząd będzie musiał podjąć dalsze kroki.

- Przedstawienie raportu jest nie tylko aktem prezentacji pewnej pracy, dokumentacji. Jest także decyzją. Decyzją podjęcia tej sprawy na forum międzynarodowym, a w szczególności w relacjach polsko-niemieckich. Chodzi o to, by być może w długim i trudnym procesie uzyskać odszkodowania za to wszystko, co Niemcy, co państwo niemieckie, naród niemiecki uczynił Polsce w latach 1939-1945 - mówił były premier.

Jarosław Kaczyński twierdzi, że zaprezentowana kwota to suma "możliwa do udźwignięcia przez niemiecką gospodarkę", bo "takie odszkodowania płaci się przez dziesięciolecia". Prezes PiS nie wróży jednak szybkich efektów. - Wchodzimy na drogę, która będzie trwała długo i nie będzie łatwa. Nie zapowiadamy jakichś bardzo szybkich sukcesów (…). Jesteśmy przeświadczeni, że któregoś dnia odniesiemy tutaj sukces i żadne propozycje, które już padają, jakichś wspólnych niewielkich w skali naszych strat przedsięwzięć, które miałyby być przeprowadzone z niemieckim udziałem, nie mogą być tutaj przyjmowane - podkreślił.

Prof. Stempin: Spodziewam się oficjalnej noty

Historyk i politolog prof. Arkadiusz Stempin z Uniwersytetu we Fryburgu w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że spodziewa się skierowania oficjalnej noty do niemieckiego rządu. - Nie wiem, kiedy to się stanie, ale uważam, że nota na pewno zostanie przekazana niemieckiemu rządowi. Warto jednak pamiętać, że Grecja, która zrobiła to wcześniej, nie odniosła żadnego sukcesu - podkreśla.

Rzeczywiście, w czerwcu 2019 roku grecki rząd kierowany przez premiera Aleksisa Tsiprasa zwrócił się do Niemiec o negocjowanie reparacji za zniszczenia podczas I i II wojny światowej. Już cztery miesiące później żądanie zostało odrzucone przez Berlin.

Prof. Stempin zwraca jednak szczególną uwagę na krótki fragment wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w sprawie możliwej współpracy z Izraelem. - Jeżeli państwo Izrael byłoby zainteresowane jakimś udziałem w tym przedsięwzięciu, udziałem oczywiście z odpowiednimi skutkami finansowymi w dalszym etapie, to my jesteśmy na tego rodzaju działania, tego rodzaju rozmowy - bo najpierw trzeba o tym rozmawiać - otwarci - stwierdził prezes PiS.

Ekspert uważa, że ta zachęta może odsłaniać część planu partii rządzącej. - Politycy, którzy sięgają po argumentację moralną, a nawet posługują się maczugą moralną, kalkulują. Ta kalkulacja PiS-u nie jest do końca chybiona. W 1992 r. Szwajcaria pod presją Światowego Kongresu Żydów ugięła się i zapłaciła odszkodowania w wysokości ponad miliarda franków za przejęcie depozytów złota. Być może PiS myśli o stworzeniu koalicji z Izraelem, co miałoby zupełnie inne przełożenie na forum międzynarodowym, bo wiemy, jakie są możliwości polskiej polityki zagranicznej. W tej koncepcji widzę śladowe możliwości przekucia tego zamiaru w czyn. To mogłoby prowadzić do przymuszenia Republiki Federalnej Niemiec do zapłacenia jakiejś kwoty Polsce - ocenia.

- Ewentualnie polskiemu rządowi może chodzić o większe zaangażowanie Niemiec w odblokowanie Polsce praw do pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. To są jedyne przesłanki, które PiS może traktować poważnie, bo wiara w uzyskanie reparacji w takiej formule, jak zostało to zaprezentowane, jest fantasmagorią - dodaje Stempin. Profesor uspokaja przy tym, że do czasu przedstawianie oficjalnej noty ws. reparacji, nie spodziewa się pogorszenia relacji polsko-niemieckich.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Skoro relacje gospodarcze są dobre niezależnie od kontrowersji w relacjach politycznych pomiędzy rządami, to można spodziewać się, że roszczenia nie przełożą się automatycznie na pogorszenie stosunków między rządami i społeczeństwami. Niewątpliwie jednak dla PiS-u i samego Jarosława Kaczyńskiego formowanie nowego archetypu Polaka, czyli katolika, narodowca czy nacjonalisty, konserwatysty, tradycjonalisty, antyliberała, wiąże się z resentymentem antyniemieckim - dodaje ekspert.

Prof. Żerko: Zamknięta droga prawna do reparacji

Profesor Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego w Poznaniu, historyk i badacz stosunków polsko-niemieckich, nie ma żadnych wątpliwości, że prawna droga do uzyskania reparacji od Niemiec nie istnieje. - Na pewno będzie to cenne uzupełnienie tego, co wiemy, ale przypomnę, że pierwszy dokument na temat strat powstał już w 1947 r. i został opublikowany przez Biuro Odszkodowań Wojennych. Znalazło się tam stwierdzenie, że Polska straciła 38 proc. majątku narodowego i już wówczas było wiadomo, że ponieśliśmy ogromne straty.

- Uzmysłowienie ogromu tych strat stronie niemieckiej będzie na pewno wymierną korzyścią dla politycznego poruszenia sprawy. Mówię o politycznym podejściu, bo właśnie na tej drodze - negocjacji polsko-niemieckich - powinna to zostać rozwiązane. Droga prawna jest absolutnie zamknięta. Polska nie ma się dokąd udać z tą sprawą, bo w 1996 r. zastrzegliśmy, że trybunał haski nie będzie zajmował się zdarzeniami sprzed 1989 r. - wyjaśnia.

Ekspert po wystąpieniu prezesa PiS zwrócił uwagę w mediach społecznościowych na "zaskakujące luki w wiedzy Jarosława Kaczyńskiego na temat problemu reparacji i odszkodowań od Niemiec". Wcześniej w rozmowie z Wirtualną Polską szczegółowo wyjaśnił historyczne zawiłości.

Fakty o reparacjach

Profesor podkreśla, że już "Wielka Trójka", czyli przywódcy koalicji antyhitlerowskiej z ZSRR, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych uznali, że w obliczu fiaska w zabieganiu o niemieckie reparacje po I wojnie światowej, kwota ta musi zostać ograniczona.

- Nie ustalono ostatecznej sumy w skutek kłótni pomiędzy członkami koalicji, ale podczas negocjacji padła propozycja, by ograniczyć się do 20 miliardów dolarów według wartości z 1938 roku. Z tej kwoty ZSRR miał otrzymać połowę, a Polska - jak ustalono na konferencji poczdamskiej - miała dostać z tej puli 15 proc, czyli 1,5 mld ówczesnych dolarów - tłumaczy nasz rozmówca.

- Trzeba też pamiętać, że w latach 1945-1953 Polska otrzymywała dobra tytułem reparacji od Niemiec. Były to czasami artykuły wątpliwej wartości, np. dostaliśmy kilka milionów dzieł Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina, ale też dobra o rzeczywistej wartości: statki, maszyny, urządzenia, tabor kolejowy. Dostawaliśmy to głównie z sowieckiej strefy okupacyjnej do 1953 roku. Wartość reparacji została jednak obniżona na skutek wymuszenia klauzuli węglowej przez ZSRR na polskim rządzie komunistycznym. Wówczas Polska zobowiązała się, że przez cały okres pobierania reparacji będzie rocznie wysyłać na wschód miliony ton węgla oraz koksu po cenach wielokrotnie niższych od cen światowych - wyjaśnia prof. Żerko.

Historyk przypomina też, że w 1953 r. Polska została zmuszona przez Związek Radziecki do całkowitej rezygnacji z dalszych płatności. - Tutaj pojawiają się opinie, że jest to akt nieważny, ale żaden z żyjących specjalistów z dziedziny prawa międzynarodowego tego zdania nie potwierdza. Później - od 1972 r. do końca lat 90-tych - Republika Federalna Niemiec zapłaciła Polsce bardzo niewielką kwotę, która nie została nazwana odszkodowaniem, ale "pomocą humanitarną". Według różnych szacunków otrzymaliśmy od 6-11 mld zł, co jest kwotą żałosną, to właściwie ochłap.

"Bicie piany"

Profesor Żerko twierdzi, że na razie mówienie o sprawie niemieckiego zadośćuczynienia za krzywdy poniesione przez Polaków to "publicystyka i bicie piany". - Towarzyszą temu bardzo niepoważne wypowiedzi, próbujące zanegować, że polska zrezygnowała z reparacji w 1953 roku. Należy jednak pamiętać, że zostało to później wielokrotnie potwierdzane, również przez ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego z rządu Tadeusza Mazowieckiego - przypomina.

- W 1991 roku Polska zawarła też układ z Republiką Federalną Niemiec - była to tak zwana umowa Żabiński-Kastrup - na mocy której Polska oświadczyła, że nie będzie dochodzić odszkodowań dla polskich ofiar II wojny światowej w zamian za śmieszną kwotę 500 mln niemieckich marek. Dopiero później udało się wydrzeć kilka miliardów złotych dla byłych polskich robotników przymusowych, ale to są kwoty niewiarygodnie niskie - zaznacza.

Ekspert uważa, że sprawa odszkodowań dla żyjących ofiar wciąż nie jest uregulowana. - Uważam, że Polska powinna dochodzić odszkodowań właśnie dla tych osób. Bardzo się dziwię, że rządzące od siedmiu lat Prawo i Sprawiedliwość nie poczyniło tu żadnego kroku. Przypomnę, że ostatnia polska nota dyplomatyczna w sprawie odszkodowań została złożona w październiku 1988 r. przez rząd Mieczysława Rakowskiego. Tymczasem Polska ogranicza się do kampanii antyniemieckiej na użytek wewnętrzny - ocenia rozmówca WP.

Prace nad zaprezentowanym w czwartek raportem rozpoczęły się pięć lat temu. Za jego opracowanie odpowiadał Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II wojny światowej, który działał w poprzedniej kadencji Sejmu. Na czele grupy stał poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, który przekazał, że nad dokumentem pracowało około 30 naukowców: historyków, ekonomistów, rzeczoznawców majątkowych - oraz 10 recenzentów.

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski