Oto, jak bogate państwa arabskie pomagają syryjskim uchodźcom
To nieprawda, że bogate państw Zatoki Perskiej nie pomagają uchodźcom z Syrii. Stawiają obozy dla uchodźców, wspomagają finansowo ONZ i wydają wizy tysiącom Syryjczyków. Jednak to wciąż mało, biorąc pod uwagę ich możliwości.
16.09.2015 | aktual.: 16.09.2015 11:00
Ze zniszczonej i oblężonej przez wojska syryjskich rebeliantów Dary w południowej Syrii - miasta w której zaczęła się w 2011 roku wojna domowa - do granicy bogatego i bezpiecznego Królestwa Arabii Saudyjskiej jest mniej niż 200 kilometrów. Do Niemiec, których PKB per capita jest 5 tysięcy dolarów niższy od tego w Arabii, jest 3500 kilometrów. Ale to właśnie do Berlina i Monachium ciągną długim strumieniem tysiące syryjskich uchodźców w poszukiwaniu normalnego życia. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: podczas gdy Angela Merkel zapewniała, że jej kraj zapewni schronienie wszystkim potrzebującym Syryjczykom, Saudowie terminu uchodźca w ogóle nie uznają i zamykają przed nimi granice. Oficjalnie rzecz biorąc, liczące prawie 30 milionów mieszkańców państwo nie przyjęło ani jednego uchodźcy
Specjalni goście emira
Nie tylko Saudowie. Podobną politykę prowadzą wszystkie, będące wśród najbogatszych państw na świecie, kraje Rady Współpracy Zatoki Perskiej (Gulf Cooperation Council, GCC) : Kuwejt, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn i Oman. Żadne z nich nie jest sygnatariuszem konwencji genewskiej ds. uchodźców z 1951 i żadne z nich nie przyznało azylu ani jednemu uciekinierowi z trwającej piąty rok wojny w Syrii. Powody takiej postawy są prozaiczne: przyjmowanie uchodźców po prostu nie jest w ich interesie. Władze tych państw obawiają się, że koszty ugoszczenia uchodźców - szczególnie w czasie najniższych od wielu lat cen ropy naftowej - oznaczałyby uszczuplenie hojnych świadczeń socjalnych, subsydiów i innych usług. Krótko mówiąc, przyjmując uchodźców, mieszkańcy Kuwejtu, Kataru czy Emiratów musieliby podzielić się podzielić swoimi zasobami.
- Kraje Zatoki boją się większych korków, większych kolejek do lekarza, wyższych cen dofinansowanych przez państwa dóbr czy subsydiowanych cen wody i prądu - tłumaczył agencji Reuters Ali al-Baghli, były parlamentarzysta i minister ds. ropy naftowej z Kuwejtu.
Wśród wymienianych wymówek są też inne, w tym obawy związane z bezpieczeństwem i...różnicami kulturowymi.
Nie oznacza to jednak, że arabscy krezusi Syryjczykom w ogóle nie pomagają. Broniąc się przed coraz ostrzejszą krytyką społeczności międzynarodowej, władze Arabii Saudyjskiej wskazują, że od początku wojny ich królestwo przyjęło "ogromną liczbę" Syryjczyków, wydając im tymczasowe wizy. Jak ogromna to liczba? Tego nie wiadomo. W ciągu kilku dni różni przedstawiciele monarchii podawali różne dane, od 100 tysięcy aż po 2,5 miliona.
- Nie udało nam się potwierdzić tych danych. Nikt nie wie, ile ich jest - mówi WP Rita Nehme, rzecznik biura Human Rights Watch w Bejrucie.
Nie ulega jednak wątpliwości, że w Arabii Saudyjskiej rzeczywiście przebywają tysiące Syryjczyków. Jednak ponieważ są tam na podstawie wiz, a nie azylu, są w dużej mierze zdani na siebie i odcięci od pomocy i praw przysługujących wojennym uciekinierom w innych państwach. Sytuacji nie ułatwia też niezwykle restrykcyjna polityka imigracyjna prowadzona przez monarchię, która często nie dopuszcza do sprowadzania na jej terytorium zagrożonych wojną rodzin uchodźców. W arabskich mediach i portalach społecznościowych pełno jest historii o dzieciach migrantów oraz chorych czy niepełnosprawnych członkach rodziny, którym odmówiono wydania wiz. Jednak według urzędników UNHCR, oenzetowskiej agendy ds. uchodźców, Saudowie i tak wykazali się w tym przypadku większą niż zwykle gościnnością.
- Od czasu konfliktu w Syrii, niektóre państwa Zatoki były bardzo elastyczne jeśli chodzi o ich podejście do Syryjczyków, pozwalając im na odnawianie ich wiz i dopuszczając ich do usług społecznych jak edukacja czy zdrowie. Według naszych szacunków w tych krajach jest kilkaset tysięcy Syryjczyków - mówi WP Ariane Rummery, rzeczniczka UNHCR.
Podobnie jak w Arabii Saudyjskiej wygląda sytuacja w pozostałych państwach GCC. Władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich przyznały status rezydenta ok. 100 tysiącom Syryjczyków. To jak na liczący 9 milionów mieszkańców kraj niemało. Jednak w porównaniu do 7 milionów imigrantów zamieszkujących Emiraty, często wyzyskiwanych i sprowadzanych jako tania siła robocza, liczba przyjętych Syryjczyków nie robi takiego wrażenia. Jeszcze inną politykę wobec przybyszów z Syrii prowadzi Katar, najbogatsze państwo regionu i 3. najbogatsze na świecie. Oficjalnie, monarchia przyjęła 42 uchodźców z obozu w Libanie, przyjętych jako "specjalni goście Emira". Reszta - co najmniej 20 tysięcy - otrzymuje tymczasowe wizy turystyczne. Jeszcze rok temu, po upływie ważności wizy, "goście" z Syrii stawali się nielegalnymi imigrantami. Ostatecznie jednak władze w Dausze wprowadziły dla Syryjczyków wyjątek pozwalający przedłużyć im legalny pobyt w kraju. Problem w tym, że nie mają oni zwykle pozwolenia na pracę, co przy braku dostępu do
świadczeń socjalnych i wysokich kosztach utrzymania stawia ich w trudnej sytuacji.
Pomoc liczona w miliardach
Odpowiadając na oskarżenia o małoduszność względem swoich arabskich współbraci, państwa Zatoki zwykle odwołują się do liczb. A konkretniej do kwot, które wydają na pomoc humanitarną dla uchodźców przebywających w Libanie, Jordanii i Turcji. I rzeczywiście, od rozpoczęcia konfliktu państwa Zatoki wpłacają na ten cel miliony dolarów. Jednak nie są to kwoty oszałamiające. Arabia Saudyjska wydała w tym roku na pomoc uchodźcom w ramach funduszu ONZ jedynie 8 milionów dolarów, Katar - 2,5 miliona, a Zjednoczone Emiraty Arabskie - 2,7. Tymczasem roczne potrzeby UNHCR wynoszą ponad 4,5 miliarda dolarów. Wyjątkiem w tym gronie jest Kuwejt. Państwo to w 2012 roku zorganizowało pierwsza konferencję darczyńców i konsekwentnie przeznacza na uchodźców ponad 120 milionów dolarów rocznie. To 3. największa kwota spośród wszystkich państw - większa od tej wydawanej przez całą Unię Europejską.
- Łącznie od wybuchu konfliktu państwa Zatoki Perskiej na pomoc humanitarną ofiarowały ok. 1,2 miliarda dolarów - mówi Rummery.
Do tego dochodzą jeszcze indywidualne inicjatywy, takie jak zbudowany przez Zjednoczone Emiraty Arabskie w Jordanii "pięciogwiazdkowy obóz dla uchodźców". Wśród wygód oferowanych przez ośrodek na pustyni w Mrajeeb al-Fhood jest m.in. telewizja satelitarna, kawa i herbata oferowana za darmo przez 24 godziny na dobę, w pełni wyposażony szpital oraz supermarket. W odróżnieniu jednak od mieszczących nawet 80 tysięcy osób obozów ONZ, finansowany przez Emiracki Czerwony Półksiężyc zamieszkuje jedynie ok. 5 tysięcy uchodźców.
Jednak to nie pomoc humanitarna dla Syryjczyków jest głównym priorytetem polityki państw Zatoki Perskiej wobec konfliktu w Syrii. Kwoty wydawane na nią bledną wobec pieniędzy przeznaczanych na zaopatrywanie - w broń i ciężki sprzęt - syryjskich rebeliantów. Dla państw GCC, wojna w Syrii jest bowiem najważniejszą areną geopolitycznej rywalizacji z Iranem, który w równie zdecydowany sposób wspiera reżim Baszara al Asada. Wartość przekazywanej grupom zbrojnym w Syrii - także tym radykalnym, jak powiązany z Al Kaidą Front al Nusra - nie jest jawna, lecz wiadomo, że idzie w miliardy dolarów. Według "Financial Times", sam tylko Katar przeznaczył na ten cel 3 miliardy. Na tej kwocie się jednak nie skończy, bo choć wojna w Syrii trwa już od 4 lat, to nic nie wskazuje, by się szybko zakończyła - a wraz z nią największy od dekad kryzys humanitarny.
**Zobacz również: Prezydent: Powinniśmy zastanowić się, kto zarabia na uchodźcach
**