Morawiecki wyrasta na przywódcę. Ze sporu z Izraelem wychodzi wzmocniony jak nigdy
Morawiecki przeszedł właśnie swój chrzest bojowy jako reprezentujący Polskę szef rządu. Wydaje się, że jako polityk zdecydowanie więcej na tym zyskał niż stracił. I można mieć nadzieję, że summa summarum, zyska Polska - pisze Jan Mak z serwisu Salon24, którego tekst publikujemy jako głos w medialnej debacie nt. ostatnich decyzji i działań premiera Morawieckiego.
28.02.2018 | aktual.: 28.02.2018 20:18
Na portalu WP, najbardziej chyba bezpardonowo walczącym z obecnym polskim rządem, ukazał się artykuł pt. "Poobijany Morawiecki. Ze sporu z Izraelem wychodzi słaby jak nigdy". W analizie zawartej w artykule jest trochę racji i trochę ciekawych spostrzeżeń, ale razi fakt, że pisany jest on pod tezę -- która skądinąd jest marzeniem całej opozycji: "żeby jak najszybciej Morawiecki stracił swoją charyzmę i siłę -- bo inaczej czekają nas długie, długie lata w opozycji". Trzeba więc "dowalać" Morawieckiemu i rządowi na każdym kroku, jak tylko jest okazja, a tu się nadarzyła okazja wyśmienita. Co z tego, że postawa ta ma znowu charakter antypolski, osłabiający pozycję Polski na świecie — najważniejsze to wrócić do władzy, nawet gdyby po kolejnych takich akcjach opozycji, Polska wyszła z nich osłabiona i poobijana jak nigdy.
Ciekawe spostrzeżenia w artykule polegają na tym, że autorzy przyznają, chcąc nie chcąc, iż po pierwsze, nie jest tak, że Jarosław Kaczyński rządzi z tylnego siedzenia -- nie miał on nic wspólnego z pomysłem wrzucenia właśnie na uroczystości w Auschwitz nowelizacji ustawy o IPN -- ani też premier Morawiecki nie miał z tym pomysłem nic wspólnego. W PiS są różne frakcje, mają sporą autonomię w działaniu, i czasami niestety działają zbyt mocno kierowane własnym politycznym interesem. Nie ma co się zżymać. To jest polityka. Ale fakt ten trzeba brać pod uwagę w rzetelnych analizach.
Niezbyt składnie i nieco na kolanie napisana nowelizacja wywołała wielkie reakcje w USA i Izraelu — czy spodziewali się tego autorzy? czy spodziewał się tego któryś z posłów głosujących za nowelizacją, lub którykolwiek nie głosujący przeciw?! Nikomu z posłów na sali nie przyszło do głowy zwrócić uwagę na potencjalne konsekwencje ustawy w Izraelu. Ustawa taka jak ta była potrzebna, ale pytanie czy teraz, jako nowy front walki? Akcja grupy polityków nie do końca przemyślana wytworzyła zupełnie nową polityczną sytuację. Po pierwsze okazało się, że opinia o Polsce w szerokich i wpływowych kręgach w Izraelu i USA jest paskudna, oparta na kłamstwie i nieakceptowalna dla żadnego przyzwoitego Polaka. Bardzo nieprzyjemne odkrycie. I po drugie, okazało się, że kręgi te oczekują, że zachowamy się teraz jak kraj podporządkowany, niesuwerenny, cofnięciem się na całej linii. (Cała opozycja doradza takie właśnie zachowanie, bo na tym ucierpi Polska, ale ucierpi też PiS).
Premier Morawiecki powiedział w tej sytuacji: non possumus! Skoro taka sytuacja już powstała, to należy się z nią zmierzyć i podjąć w tym momencie otwartą walkę o dobre imię Polski, o prawdą historyczną. Należy wreszcie uświadomić światu jak wyglądała okupacja niemiecka w Polsce — bo jest to nasza racja stanu, racja przyszłych pokoleń Polaków! Nie zrobiono tego przez 70 lat! Jak nie teraz, to nigdy. I dlatego w Monachium premier zaczął mówić prawdę! (Opozycja oczywiście uważa, że my Polacy nie mamy prawa mówić prawdy na forum międzynarodowym, szczególnie o Żydach, bo jesteśmy za słabi i powinniśmy zadowolić się rolą światowego popychadła).
Owszem, Morawiecki przekroczył tu pewien Rubikon (wywołując tym strach opozycji, a jednocześnie nadzieję, że w tej walce o dobre imię Polski premier polegnie -- taką niestety mamy opozycję). Morawiecki doszedł do słusznego wniosku, że Polska nigdy już nie uzyska takiej uwagi świata w sprawie niemieckiej okupacji w Polsce, jak właśnie przy tej okazji — i to trzeba wykorzystać. Złe skutki wprowadzenia ustawy o IPN, można i trzeba próbować przekuć w korzyści.
Oczywiście, jest teraz atakowany na świecie, ale nie jest jeszcze przesądzone, czy wyjdzie z tej walki osłabiony (jak chcieliby autorzy artykułu w WP), czy raczej wzmocniony, jako znacząca i niezależna postać światowej polityki. Z pewnością natomiast wzmocniła się bardzo jego pozycja w Polsce i w samym PiS (czego nie umieli dojrzeć autorzy analizy). Dziś, nawet wielu przeciwników Prawa i Sprawiedliwości solidaryzuje się z jego postawą obrony dobrego imienia Polski — tu i teraz. Czują, że reprezentuje nasz interes. Dla bardzo wielu ludzi w Polsce, dla większości wyborców PiS, z "bankstera" przekształcił się właśnie w polskiego męża stanu!
Mateusz Morawiecki pokazał Polakom, że potrafi bronić interesów Polski nawet przy kanonadzie artyleryjskiej, jakiej został poddany na froncie zewnętrznym i wewnętrznym. Nie ugiął się przed żądaniami zagranicznych ośrodków wpływu. Działania twórców ustawy o IPN z Ministerstwa Sprawiedliwości pchnęły go w konfrontację z silnymi ośrodkami zagranicznymi. Morawiecki ze stoickim spokojem przyjmował ciosy, na które tak naprawdę zasłużyli Minister Sprawiedliwości i jego zastępca za brak zrozumienia skutków swoich działań dla polskiej racji stanu. Morawiecki w istocie rzeczy ochronił ich przed gniewem Prezesa, gdyby wydarzenia wyrwały się spod kontroli i poszły całkowicie złym torem, a jednocześnie potwierdził pokładane w nim nadzieje, że w sprawach racji stanu będzie nieugięty.
Po wyznaczeniu nieprzekraczalnej czerwonej linii, po wskazaniu naszych racji w tym sporze, przyjdzie teraz zapewne czas na rozmowy, na bardziej koncyliacyjną postawą, ale z dużo lepszą pozycją negocjacyjną, niż gdyby premier i rząd cofnęli po pierwszych atakach. Morawiecki przeszedł właśnie swój bojowy chrzest jako reprezentujący Polskę szef rządu. Wydaje się, że summa summarum, jako polityk, zdecydowanie więcej na tym zyskał niż stracił. I można mieć nadzieję, że summa summarum, zyska Polska.
Jan Mak, Salon24.pl