Minął termin ultimatum Tuska. "Nic już od nas nie zależy"
Gdyby Platforma Obywatelska dosłownie potraktowała zapowiedzi Donalda Tuska w sprawie formuły startu opozycji w wyborach parlamentarnych, musiałaby uznać, że pomysł jednej listy zakończył się porażką, a PO powinna zacząć przygotowania do samodzielnego startu w wyborczym wyścigu. Tak się jednak nie stało. Politycy Platformy przekonują, że o ultimatum nie było mowy, a rozmowy liderów opozycji powrócą w styczniu. – Nic już w tej sprawie nie zależy od nas – mówi w WP Cezary Tomczyk.
02.01.2023 | aktual.: 02.01.2023 19:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Słowa Donalda Tuska wypowiedziane w drugim tygodniu listopada podczas spotkania z wyborcami w Sępólnie Krajeńskim wydawały się jednoznaczne. Brzmiały jak ultimatum postawione liderom pozostałych partii opozycyjnych w sprawie formuły startu w wyborach parlamentarnych. - Nie chcę, żeby to zabrzmiało butnie, ale ja nie mam innego wyjścia. Albo pójdą po rozum do głowy i zdecydują się do końca roku zbudować z nami jedną listę, albo zrobię wszystko i będę w tym bardzo zdeterminowany - i wierzę, że będę w tym skuteczny - w takim razie bez nich PiS pokonamy – stwierdził lider PO.
Nie była to nie jedyna wypowiedź na temat granicznego terminu negocjacji. Pod koniec września Tusk mówił, że "przed Wigilią wszystko musi być jasne, co do wspólnych list opozycji", choć jednocześnie podkreślał, że "nie jest to ani dyktat, ani ultimatum". Wigilia minęła, rozpoczął się 2023 r., więc terminy wskazywane przez szefa PO minęły, a rozmowy partii opozycyjnych wciąż są w tym samym miejscu: pomysł jednej listy najmniej podoba się PSL-owi i Polsce 2050, choć szczególnie partia Hołowni nie mówi jednoznacznie nie. Lewica powtarza, że jest otwarta na każdą możliwość, choć frakcja polityków Razem nie wyobraża sobie wspólnego startu z PO.
Wcześniejsze słowa Donalda Tuska jasno sugerują, że skoro wyznaczone daty minęły, to Platforma Obywatelska nie będzie dłużej czekała na pozostałe partie i zacznie przygotowania do indywidualnego startu. Największa partia opozycyjna jednak łagodzi stanowisko, a rzecznik PO Jan Grabiec w Wirtualnej Polsce mówi, że daty były jedynie informacją, że od nowego roku partia zacznie techniczne przygotowania do wyborów. Chodzi m.in. o przymiarki do układania list czy podział kampanijnych obowiązków. Dodaje, że to nie oznacza zamknięcia negocjacji wśród sił opozycji, choć zastrzega, że, kiedy ruszy wyborcza machina, te mogą być trudniejsze. Przypomnijmy, że w listopadzie Rada Krajowa PO upoważniła Donalda Tuska do ustalenia zasad w sprawie budowania wspólnej listy.
"Nic już nie zależy od nas"
Również wiceszef PO Cezary Tomczyk w WP wyjaśnia, że Platforma Obywatelska wciąż jest otwarta na rozmowy. Poseł dodaje, że w styczniu liderzy partii opozycyjnych spotkają się kolejny raz i z pewnością podczas tych rozmów pojawi się temat formuły startu w wyborach parlamentarnych. - Nie stawiamy partnerom ultimatum. Koniec roku to był według nas najlepszy czas, żeby zamknąć sprawę list opozycji. My w PO powiedzieliśmy tak dla jednej listy i chcielibyśmy, żeby decyzja zapadła jak najszybciej, ale nic już w tej sprawie nie zależy od nas – mówi Tomczyk.
- Utrzymujemy w tej sprawie kierunek, uważamy, że jedna lista jest najlepszym rozwiązaniem i jednocześnie przygotowujemy się na każdy wariant startu. Cieszymy się, że nie słychać twardego nie dla jednej listy ze strony innych partii opozycyjnych. Sprawa musi być jednoznacznie rozstrzygnięta, bo ludzie muszą wiedzieć, w jakiej konfiguracji opozycja wystartuje w wyborach. Im szybciej tym lepiej – dodaje poseł PO.
"Narzędzie polityczne"
Doktor Anna Materska-Sosnowska w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że według niej termin wskazany przez lidera PO od początku był narzędziem politycznym. – Tusk, tak jak Kaczyński, narzuca narrację. Ten deadline był bardzo mało realny od samego początku, był zabiegiem czysto politycznym. Według mnie jeżeli dojdzie do decydujących rozmów o formule wyborów, to dopiero wiosną – wyjaśnia.
Według politolożki z Uniwersytetu Warszawskiego w momencie bardzo silnej polaryzacji wygrywają dwa najbardziej spolaryzowane ugrupowania, czyli PiS i PO, więc partia Tuska jako najsilniejszy gracz po stronie opozycji nie musi się obawiać samodzielnego startu. - Albo inni będą chcieli na tym skorzystać, albo nie. Rozumiem obawy liderów mniejszych ugrupowań opozycyjnych związane z jedną listą, ale z drugiej strony uważam, że mogą popełnić błąd taktyczny. Muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcą odsunąć PiS od władzy, czy każde z ugrupowań chce mieć jak najlepszy wynik indywidualny - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Za chwilę zacznie się też nacisk społeczny w sprawie tego, w jakim celu opozycja chce przejąć władzę, pojawią się konkretne pytania dotyczące tego, co będą chcieli zrobić po wygranej. W tej sprawie ugrupowania opozycyjne też muszą rozmawiać, bo PiS może rozpocząć swoją narrację, że rozdrobniony rząd złożony z wielu partii opozycyjnych nie będzie sobie w stanie poradzić z rzeczywistością – mówi dr Materska-Sosnowska.
Przedstawiciele wszystkich ugrupowań opozycyjnych zapewniają, że regularnie ze sobą rozmawiają i współpracują w kluczowych sprawach. Konkluzji w sprawie formuły startu jednak nie wypracowali, każde z ugrupowań powtarza znane od tygodni oświadczenia. Szymon Hołownia pytany w Radiu Zet o wspólną listę, uciekał od jasnej odpowiedzi. - Czasami nie wiem, czy robię w polityce, czy na poczcie, bo wszyscy mnie o te listy pytają non stop. To nie w listach jest klucz, tylko w nadziei - i czy będziemy potrafili pokazać, że kojarzymy się z nadzieją, a nie z "ciamajdanem", który nie potrafi się dogadać, kłóci się – stwierdził lider Polski 2050. W nowy rok opozycja wchodzi więc ze starym problemem.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski