Ludwik Dorn: prezydent wbił Kaczyńskiemu nóż w plecy
Były wicepremier, bliski współpracownik braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich, zwany "trzecim bliźniakiem" tłumaczy, dlaczego szef PiS uniósł się w Sejmie i po co Prawu i Sprawiedliwości władza nad wymiarem sprawiedliwości.
24.07.2017 | aktual.: 24.07.2017 08:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na pewno strzeliły mu stabilizatory polityczno-emocjonalne - tak w rozmowie z "Newsweekiem" Ludwik Dorn ocenił wybuch szefa PiS, Jarosława Kaczyńskiego, podczas debaty o Sądzie Najwyższym. Lider Prawa i Sprawiedliwości wszedł wówczas na mównicę i wykrzyczał do opozycji: "Nie wycierajcie sobie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego brata. Niszczyliście go, zamordowaliście go, kanalie".
Zdaniem byłego współpracownika braci Kaczyńskich, lider PiS "stracił nad sobą jakąkolwiek kontrolę". Jaki był powód tego wybuchu? Według Dorna na pewno nie było to nic, co działo się na sali sejmowej. - Ale tego dnia pan prezydent dokonał aktu zdrady, wbił Kaczyńskiemu nóż w plecy - stwierdził.
Przeczytaj także: Dorn: Kaczyński wspina się na drabinkę i ma swój kwadransik nienawiści
W ocenie Dorna zapowiedź prezydenta, że zawetuje ustawy o wymiarze sprawiedliwości, jeśli nie zostaną uchwalone jego poprawki, rozwścieczyła Kaczyńskiego, "posypał się cały plan PiS i Kaczyńskiego". - A że nie mógł mówić o zdradzieckiej mordzie i kanalii do pana prezydenta, to dostało się PO - powiedział Dorn.
Według byłego wicepremiera "Kaczyński chciał przejąć sądy tak, jak przejął Trybunał Konstytucyjny". - Sądów tak szybko w całości przejąć się nie da, ale można tu i ówdzie zainstalować swoje jaczejki. A teraz PiS musi się podzielić z prezydentem i innymi partiami - stwierdził Dorn.
Po co liderowi PiS sądy? Według Ludwika Dorna, "Kaczyński potrzebuje sądów, żeby mieć narzędzie wpływu na opozycję". Były wicepremier zwrócił uwagę, że osoba skazana na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego, traci bierne prawo wyborcze. Przypomniał też słowa lidera PiS sprzed kilku dni, gdy opozycja zapowiadała protesty w Sejmie i przed Sejmem, "pan Kaczyński powiedział, że posłowie wchodzą w konflikt z kodeksem karnym i muszą sobie zdawać sprawę z konsekwencji politycznych". - Moim zdaniem miał na myśli właśnie doprowadzenie do utraty biernego prawa wyborczego - dodał.
Dorn uważa, że "obóz władzy nie uległ całkowitej dekompozycji". - Natomiast to już nie jest rysa, to jest bardzo głębokie pęknięcie, i uważam, że nie da się tego już sklamrować - stwierdził w rozmowie z "Newsweekiem".
Prezydent, zdaniem byłego współpracownika braci Kaczyńskich, był wiele razy "upokarzany przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego". Dlatego "musiał wysłać sygnał, że PiS musi uznać jego podmiotową i sprawczą rolę" - tak Dorn tłumaczy weto prezydenta w sprawie ustawy o RIO, zastrzeżenia do ustawy o KRS czy zapowiedź referendum konstytucyjnego.
- Mówił, że jest przeciwny skracaniu kadencji i PiS znowu go zignorował. Już przestał gawędzić z panią Basią i kopniakiem wyważył drzwi. I to był akt zdrady wobec pana Kaczyńskiego. A on takich rzeczy nie zapomina - stwierdził Ludwik Dorn.
- Nie wyobrażam sobie, by na Nowogrodzkiej była tajna komórka do fałszowania wyborów w całym kraju - odparł Dorn, pytany o to czy Kaczyński potrzebuje Sądu Najwyższego do sfałszowania wyborów. Przypomniał jednak słowa lidera PiS z kongresu w Przysusze, który mówił o dopuszczeniu świeżych sił do liczenia głosów. - Ja już widzę ten aktyw z klubów "Gazety Polskiej", który siedzi w odrębnych komisjach, i oni już sami z siebie będą modyfikować wyroki - ocenił Dorn.
- Jeżeli oni tam nie zmądrzeją, to mogą być z tym zasadnicze problemy - stwierdził Dorn pytany o to, czy PO ma szansę wygrać z PiS. Jego zdaniem Platforma stawia znaczną część obywateli przed wyborem: chcesz bronić państwa prawa i niezależnych sądów, "zapłać z własnego portfela, bo my ci przytniemy 500+". - Z PiS się nie wygra, jeśli każe się ludziom płacić z własnych portfeli za odsunięcie ich od władzy - ocenił w rozmowie z "Newsweekiem" Ludwik Dorn.