"Krym już prawie obiema nogami w Federacji Rosyjskiej"

"Krym już prawie obiema nogami w Federacji Rosyjskiej"

"Krym już prawie obiema nogami w Federacji Rosyjskiej"
Źródło zdjęć: © AFP | Viktor Drachev
17.03.2014 06:09, aktualizacja: 17.03.2014 06:43

Krym już prawie obiema nogami w Federacji Rosyjskiej, Obama po raz kolejny bezskutecznie upomina Putina, Bruksela znów próbuje naprężyć muskuły, a polscy i litewscy parlamentarzyści jadą do Kijowa, by wesprzeć na duchu tamtejsze władze. To podsumowanie kolejnego odcinka serialu pod tytułem "Ukraiński kryzys".

Separatystyczne władze Krymu mają dziś zawieźć do Moskwy wniosek o przyłączenie półwyspu do Rosji.

Jak zapowiedział w pierwszym programie rosyjskiej telewizji samozwańczy premier Krymu Siergiej Aksjonow, rano (godz.7.00 naszego czasu) na nadzwyczajnej sesji zbierze się Rada Najwyższa Republiki Krymu. W trakcie posiedzenia zostaną zatwierdzone wyniki wczorajszego referendum, a następnie delegacja separatystycznych władz uda się do Moskwy. Jak dodał Aksjonow, chodzi o wszczęcie procedury ostatecznego włączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej. Według wstępnych wyników podawanych przez krymskie władze, we wczorajszym referendum 95,5 procent głosujących opowiedziało się za włączeniem półwyspu do Rosji. Za pozostaniem w składzie Ukrainy głosowało niewiele ponad 3 procent. Frekwencja wyniosła prawie 83 procent.

Szef Dumy Państwowej Siergiej Naryszkin uznał krymskie referendum za jedno z najważniejszych wydarzeń w 23-letniej historii Federacji Rosyjskiej. Jak zaznaczył, proces ewentualnego przyłączenia nowego podmiotu do Rosji jest bezprecedensowy. Unikając konkretnego wskazania terminu przeprowadzenia procedury przyłączenia, Siergiej Naryszkin zapewnił mieszkańców Krymu, że deputowani również czekają na to z niecierpliwością. Odważniejszy był wiceprzewodniczący Dumy, lider Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimir Żyrinowski, który oświadczył, że procedura potrwa od 3 dni do 3 miesięcy. - Była arabska wiosna, jeszcze jakaś tam wiosna, a teraz jest rosyjska wiosna, bez walk, bez krzyków, bez krwi - powiedział Władimir Żyrinowski.

Stany Zjednoczone i zachodnia Europa przygotowują "odpowiedź" na działania Rosji w sprawie Krymu. Zapowiedział to amerykański prezydent Barack Obama w rozmowie telefonicznej z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.

Obama oświadczył, że Stany Zjednoczone i społeczność międzynarodowa nigdy nie uznają referendum na Krymie, które zostało przeprowadzone z naruszeniem ukraińskiego prawa i w trakcie rosyjskiej interwencji. Amerykański prezydent podkreślił, że działania Rosji są pogwałceniem suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, a Stany Zjednoczone i ich europejscy partnerzy przygotowują "odpowiedź" na działania Rosji - głosi oświadczenie Białego Domu wydane po rozmowie Obama - Putin.

Amerykański prezydent podkreślił, że ciągle istnieje możliwość znalezienia dyplomatycznego wyjścia z ukraińskiego kryzysu, które uwzględni interesy i Rosji, i Ukrainy. Zwrócił się przy tym do strony rosyjskiej, aby poparła rozmieszczenie na Ukrainie międzynarodowych obserwatorów. Obama podkreślił jednak, że dyplomatyczne zakończenie kryzysu nie będzie możliwe, jeśli rosyjskie wojska będą nadal działać na terytorium Ukrainy, a przy jej granicy będą prowadzone ćwiczenia wojskowe.

W komunikacie Kremla z rozmowy czytamy natomiast, że Władimir Putin powiedział Barackowi Obamie, iż referendum na Krymie odbyło się w pełnej zgodności z normami prawa międzynarodowego i Kartą Narodów Zjednoczonych z uwzględnieniem "precedensu" Kosowa. Putin dodał, że mieszkańcy Krymu mieli zagwarantowaną możliwość swobodnego wyboru i samostanowienia. Powiedział też, że władze w Kijowie nie są w stanie ograniczyć działalności "nacjonalistycznych band", które terroryzują obywateli, w tym ludność rosyjskojęzyczną. Zdaniem prezydenta Rosji, ewentualna międzynarodowa misja obserwacyjna powinna działać we wszystkich regionach Ukrainy. Według Kremla, Putin i Obama mieli się zgodzić, że mimo różnic w ocenach, trzeba wspólnie szukać dróg stabilizacji sytuacji na Ukrainie.

Unia Europejska uważa referendum na Krymie za nielegalne i zapowiada, że nie uzna jego wyników. W swoich niedzielnych oświadczeniach szefowie Rady, Komisji i Parlamentu Europejskiego zgodnie opowiedzieli się za integralnością terytorialną Ukrainy. Potępili działania Rosji na półwyspie.

Przewodniczący Parlamentu Martin Schulz napisał, że żałuje, iż do referendum w ogóle doszło. Jego zdaniem, głosowanie, które było niezgodne z prawem, skomplikowało dalsze wysiłki na rzecz wyjścia z kryzysu. Polityk podkreślił, że Parlament Europejski wspiera integralność terytorialną Ukrainy. W tym kontekście Schulz ponownie potępił "zbrojny najazd" Rosji na Krym. Jak napisał, doszło do "naruszenia międzynarodowego prawa i pogwałcenia ukraińskiej suwerenności". Przewodniczący Parlamentu przypomniał, że argumenty, jakoby interwencja zbrojna była konieczna do ochrony mniejszości etnicznych, były często używane w przeszłości i miało to tragiczne konsekwencje.

W podobnym tonie wypowiedzieli się wcześniej przewodniczący Rady i Komisji Europejskiej. Herman Van Rompuy i Jose Manuel Barroso napisali, że referendum w sprawie przyszłości Krymu jest sprzeczne z ukraińską konstytucją i międzynarodowym prawem i Unia nie uzna jego wyników. Dodali, że rozwiązanie kryzysu na półwyspie musi być oparte na "poszanowaniu integralności terytorialnej , suwerenności i niepodległości Ukrainy". Ponownie wezwali też Moskwę do zmniejszenia liczby sił zbrojnych na Ukrainie i wycofania ich do baz. Przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej Joseph Daul napisał z kolei, że niedzielne referendum zostało zorganizowane przez "samozwańcze władze przy pogwałceniu ukraińskiej i krymskiej konstytucji" i dlatego jego wyniki nie mogą być uznane. - Krym jest częścią Ukrainy, która jest suwerennym państwem z prawowitym rządem. Nie zaakceptujemy żadnych zmian w uznanych przez społeczność międzynarodową granicach Ukrainy - podkreślił Joseph Daul. Lider EPL wezwał też do izolacji Rosji. Jego zdaniem,
unijne sankcje powinny zostać wprowadzone natychmiast, a członkostwo Rosji w G8, OBWE i w Radzie Europy powinno być zawieszone.

Unia Europejska ma dziś zdecydować, jakie sankcje nałoży w odpowiedzi na rosyjskie działania na Krymie. W Brukseli spotykają się (ok.10.00) ministrowie spraw zagranicznych 28 krajów. Liderzy unijnych instytucji i europejscy politycy zgodnie potępili referendum na Krymie, uznając je za nielegalne. Tej zgody wśród państw członkowskich nie ma jednak w sprawie sankcji.

Wciąż nie wiadomo, kto znajdzie się na czarnej, unijnej liście. Wiele wskazuje na to, że najpierw ukarani zostaną przedstawiciele władz na Krymie - będą mieli zakaz wjazdu do Unii, a ich aktywa w europejskich bankach zostaną zamrożone. Ale o krok dalej chcą iść Polska, kraje bałtyckie, Szwecja i Wielka Brytania. Nalegają, by na listę wpisać także rosyjskich polityków i urzędników. Przeciwne są jednak Włochy, Hiszpania, Grecja i Holandia, które mają bliższe relacje z Rosją.

Nie wiadomo, jak zachowają się Niemcy, do tej pory zwolennicy umiarkowanego podejścia. - Berlin jest sfrustrowany działaniami Moskwy. To porażka tych, którzy wierzyli, że 'Ostpolitik' pomoże w dialogu z Rosją. Ta jednak ofertę odrzuciła - powiedziała Polskiemu Radiu Judy Dempsey, ekspertka z berlińskiego biura Carnegie Europe.

Dziś ministrowie mogą jeszcze ogłosić, że odwołany zostanie szczyt Unia-Rosja zaplanowany na czerwiec. Decyzje w sprawie kolejnych sankcji, także tych uderzających w Rosjan, mogą zapaść na rozpoczynającym się w czwartek unijnym szczycie. Na liście możliwych restrykcji są też sankcje gospodarcze wymierzone w rosyjskie firmy oraz w banki, których część może być odcięta od międzynarodowych rynków finansowych, a także embargo na dostawy broni. Jest jednak mało prawdopodobne, by Unia szybko zdecydowała się na tak mocne działania.

To kolejny gest solidarności z Ukrainą. Polscy parlamentarzyści lecą do Kijowa na specjalne posiedzenie prezydium Zgromadzenia Parlamentarnego Ukrainy, Polski i Litwy. Delegacja pod przewodnictwem marszałka Senatu Bogdana Borusewicza ma spotkać się z ukraińskim premierem i liderami głównych partii.

W skład delegacji wchodzi między innymi szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, który podkreśla, że nie będzie to kolejne ze spotkań parlamentarzystów sąsiadujących ze sobą krajów. "Symboliczne, bo to będzie dzień po referendum na Krymie i pierwsze spotkanie na szczeblu parlamentarnym. Ważne i chcemy tam powiedzieć parę ważnych rzeczy" - tłumaczy Grzegorz Schetyna. Dodaje, że posłowie i senatorowie chcą ustalić szczegóły współpracy parlamentarnej i przekazać wsparcie dla ukraińskich polityków. Posiedzenie Prezydium Zgromadzenia Parlamentarnego Ukrainy, Polski i Litwy miało się odbyć w Wilnie, ale z inicjatywy Litwinów przeniesiono je do Kijowa.

W drodze powrotnej na pokład specjalnego samolotu polskiej delegacji wsiądzie dwadzieścia osób - matki z małymi dziećmi. To rodziny ukraińskich działaczy niepodległościowych z Krymu. Trafią do podwarszawskiego Legionowa, gdzie przygotowano dla nich ciekawą ofertę wypoczynku.

Ukraińskie matki mają spędzić w Polsce dwa tygodnie. W kolejnych miesiącach do podwarszawskich i stołecznych gmin trafić ma ponad 120 osób - głównie członków rodzin ukraińskich pograniczników z Krymu. Samorządowcy apelują do polskich firm i instytucji o włączenie się w akcję pomocy ukraińskim rodzinom. W planach jest także zorganizowanie w Polsce "zielonych szkół" dla dzieci z Kijowa.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także