RegionalneWarszawaGruchała: "Warszawa nie jest miejscem do życia"

Gruchała: "Warszawa nie jest miejscem do życia"

Gruchała: "Warszawa nie jest miejscem do życia"
19.10.2014 11:22

"W stolicy każdy jest skoncentrowany na sobie. Drugi człowiek za bardzo się nie liczy" - mówi była sportsmenka

Sylwia Gruchała, florecistka, dwukrotna medalistka olimpijska i uczestniczka programu "Taniec z gwiazdami" udzieliła wywiadu trójmiejskiej Gazecie. Mówi w nim o kulisach pracy w show-biznesie i sporo o samej Warszawie.

Florecistka zdradza m.in. ile zarabia się w niektórych programach telewizyjnych. "W show-biznesie nie trzeba wiele umieć, żeby zarabiać dobre pieniądze. W ogóle - w Warszawie zarabia się łatwo". - mówi była sportsmenka. Na pytanie ile jej płacą za odcinek, Gruchała wprost odpowiada, że za jedno, trwające ok. 4 godzin nagranie dostaje ok. tysiąca euro.- Nie zawsze mi się to podoba, ale wykorzystuję po prostu swoją szansę. - dodaje i zdradza przy okazji, że za udział w "Tańcu z gwiazdami" płacono jej 10 tys. zł za jeden odcinek. Mówi również, że za występ w telewizji śniadaniowej nie dostaje się pieniędzy, chyba że "jest akurat program ze sponsorowanym tematem kulinarnym, wtedy tak".

Sportsmenka dodaje też, że w show-biznesie nie jest ważne, kto co sobą reprezentuje i co ma do powiedzenia. - Liczy się popularność, czyli kto jest częściej na okładce. Nie trzeba być wykształconym, inteligentnym i mądrym. Trzeba mieć szczęście i umieć się przepychać łokciami. - wyjaśnia Gruchała.

Na stołecznym show-biznesie Gruchała nie pozostawia suchej nitki. - Show-biznes mnie śmieszy, a zwłaszcza to, że ludzie, którzy w nim są, myślą, że są kimś lepszym. Że jeśli pokażą się w telewizji, to znaczy, że więcej osiągnęli, mają wysokie mniemanie o sobie. A tak naprawdę często są - jak ja to mówię - zwykłymi "pikusiami". - mówi sportsmenka i dodaje, że zna ludzi, którzy "nie wyobrażają sobie życia innego, jak tylko na świeczniku".

Skoro w show-biznesie jest tak źle, to po co w tym uczestniczyć? Sportsmenka wyjaśnia: - Bo ze mną jest tak - lubię pieniądze i wcale nie uważam, że pieniądze szczęścia nie przynoszą. Bo przynoszą. Gruchała dodaje jednak, że z czasem pojawiają się pewne refleksje i że teraz "nie ma już takiego parcia na kasę".

W obszernym wywiadzie opowiada również o samej Warszawie. Nie są to miłe słowa. Florecistka opowiada, że po przeprowadzce, na samym początku czuła się w stolicy się jak w Chinach.

Pamiętam nawet konkretną sytuację. To było na takim dużym przejściu dla pieszych. Ludzie nie patrzyli sobie w oczy, tylko szybko się przemieszczali, z opuszczonymi głowami i nieobecnym wzrokiem. Dokładnie taki obrazek zauważyłam kiedyś w Chinach i został mi przed oczami.

Obrywa się m.in. stołecznym kierowcom. - Zapomnij o serdeczności. - mówi Gruchała. - Choć inni kierowcy widzieli, że mam sopockie rejestracje, trąbili na mnie, wymachiwali rękami. Wtedy sobie myślałam: "Szkoda, że w bagażniku nie mam tego swojego floretu". Sportsmenka dodaje, że pozostał jej uraz do Marszałkowskiej i Jana Pawła. Ale nie tylko kierowcy w Warszawie są źli.

W Warszawie szokujące było też dla mnie to, że każdy tak bardzo jest skoncentrowany na sobie - drugi człowiek za bardzo się nie liczy, tylko ja. I to było dla mnie trudne, bo to było dla mnie coś nowego. "Nowi" w Warszawie nie mają lekko. Zresztą ludzi, którzy przyjeżdżają do Warszawy, którzy są obcy, bardzo łatwo rozpoznać.

Warszawę nazywa "metropolią, choć cały czas malutką w porównaniu z Europą czy Nowym Jorkiem". Dodaje też, że Warszawa "nie jest miejscem do życia". - To Trójmiasto jest miejscem do życia, a Warszawa - do pracy. - mówi Gruchała i wyjaśnia, że w Trójmieście ludzie są spokojni, nie spieszą się, potrafią się cieszyć każdym dniem, dostrzegać małe rzeczy, są bardziej życzliwi.

W Warszawie nie ma na to czasu. Jest cel i trzeba go osiągnąć. Czasem, niestety, nawet po trupach. Ciśnienie jest ogromne, a tempo życia szalone.

Oj, jaka ta Warszawa jest zła...

Obraz
Obraz
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także