Donald Tusk: miejsce Polski jest na politycznym Zachodzie
- Miejsce Polski jest na Zachodzie a nie na politycznym Wschodzie i nie pomiędzy - oświadczył premier Donald Tusk podczas konwencji PO. Oponentom Platformy wytykał, że ich polityka opiera się wyłącznie na chciejstwie i fałszywym ocenianiu własnych możliwości.
12.04.2014 | aktual.: 12.04.2014 17:43
Na początku swego wystąpienia Tusk nawiązał do pierwszego, historycznego zjazdu solidarności w Gdańsku-Oliwie we wrześniu 1981 roku. Jak wspominał, obrady prowadził wtedy Jerzy Buzek - późniejszy premier, a dziś europoseł PO i lider śląskiej listy tego ugrupowania; obecny był również inny były szef rządu po 1989 roku, związany dziś z Platformą - Jan Krzysztof Bielecki.
Zdaniem Tuska, to właśnie ten zjazd rozpoczął marsz Polaków ku Zachodowi. - Dokładnie wtedy wszyscy Polacy, którzy z taką uwagą słuchali i obserwowali to, co się dzieje w Hali Oliwii, zaczęli zastanawiać się nad tym kluczowym dla przyszłości Polski problemem, czy możliwa jest Polska niepodległa, bezpieczna, czy możliwy jest ten kawałek świata bez wojny, czy będziemy mogli zadbać o dobrobyt naszych dzieci i wnuków, o prawa obywatelskie - podkreślił premier.
Wspominał przy tym słowa pierwszego przywódcy Solidarności Lecha Wałęsy, który przestrzegał, by "nie pójść w trampkach na Moskwę". - W tym dość nietypowym sformułowaniu też zawiera się ten wielki dylemat polskiej myśli politycznej, polskiej geopolityki: co i jak zrobić, żeby ugruntować wolność Polaków, niepodległość państwa polskiego, żeby te wielkie wartości, jakimi są suwerenność narodu i jednostki, pomóc zdobyć także tym, którzy ciemiężeni byli przez komunistyczne reżimy w tej części świata i równocześnie, jak nie narazić Polski i Polaków na tragiczną samotność i groźby powtórki z tej najstraszniejszej historii XIX i XX wieku - mówił Tusk.
Zdaniem lidera PO, Polacy nigdy, ani przez moment nie zwątpili, że chcą "stanowić część wspólnoty Zachodu". Nie stało się tak podczas stanu wojennego, ani w obliczu trudnych reform po 1989 roku, ani wtedy, kiedy niektórzy proponowali, by nasz kraj obrał "trzecią drogę". Premier zwrócił przy tym uwagę, że byli też "krzykacze i malkontenci", którzy protestowali przeciwko "cywilizacyjnemu marszowi na Zachód".
Swym - jak powiedział - "głównym oponentom" politycznym zadedykował słowa Juliusza Mieroszewskiego z 1951 r.: - Kraje naszego regionu takie jak Polska, Czechosłowacja czy Rumunia mogą odzyskać i utrzymać byt niepodległy tylko w ramach innego systemu politycznego, niż ten który obowiązywał w Europie do września 1939 r. Jest oczywiste, że żadne z małych i średnich państw tego regionu nie ma dość siły, by skutecznie bronić swojej niepodległości. Kraje tego regionu mogą odzyskać i utrzymać niepodległość jedynie w ramach europejskiego systemu federalnego. W każdym innym systemie, choć byśmy nawet czasowo niepodległość zdobyli, w chwili kryzysu nie zdołamy jej obronić. Całkowicie zawiodły wszystkie półśrodki, jak np. sojusze, gwarancje, pakty o nieagresji, koncepcje międzymorza, które nie dały nam nic prócz zawiedzionych nadziei i klęski wrześniowej. Trzeba być głuchym i ślepym, żeby dążyć do odbudowy małych i średnich pseudomocarstw króliczego nacjonalizmu i politycznej głupoty - cytował premier.
Tusk: miejsce Polski jest na politycznym Zachodzie
Jak ocenił, słowa te wciąż są bardzo aktualne. Zwracając się do liderów eurolist PO, Tusk powiedział, że idą do PE "po to, żeby po raz kolejny definitywnie rozstrzygnąć, że miejsce Polski jest na Zachodzie, nie na "Wschodzie politycznym" i nie pomiędzy Zachodem i Wschodem". Na tym też polega - według niego - "pozornie nieczytelna różnica" między Platformą a PiS. - Ona polega na tym, że my, idąc za tą światłą myślą Juliusza Mieroszewskiego, zrozumieliśmy, że aby Polska stała się częścią Zachodu, musimy o tym mówić i to robić; musimy odrzucić pokusę takiego durnego myślenia o polityce, które polega wyłącznie na chciejstwie, na fałszywym ocenianiu własnych możliwości i na narażaniu współobywateli, które są efektem niedojrzałości politycznej i nieprzemyślanych doktryn politycznych - powiedział szef PO.
Jego zdaniem, że nie można "uczynić Polski naprawdę bezpieczną", jeśli będzie się nieustannie kwestionowało jej obecność "w realnie istniejących strukturach Zachodu". - To być może nie jest łatwa prawda dla tych, którzy są zakochani w mitach przeszłości, ale trzeba tę prawdę dzisiaj bardzo wyraźnie i mocno powiedzieć: Polska między Niemcami a Rosją, między Wschodem a Zachodem jest Polską narażoną na utratę niepodległego bytu. Polska niepodległa to Polska w UE i NATO, Polska aktywnie działająca na rzecz integracji europejskiej, a nie dezintegracji Europy - przekonywał premier.
Jego zdaniem, kryzys ukraiński "pokazał z wyjątkową mocą, ile starań musimy włożyć w to, żeby Europa funkcjonowała jako wspólnota". - Każdy tu w Polsce, kto niezależnie od patriotycznych zawołań - mówię tu szczególnie o politykach prawicy - krzycząc "Polska" mówi równocześnie, że Europę trzeba lekko rozmontować, tak naprawdę działa przeciwko polskiemu interesowi narodowemu - uznał lider PO.
Tusk: im więcej Zachodu na Wschodzie tym Polska bezpieczniejsza
Zadeklarował, że chciałby, aby jego formacja "stała na straży nowoczesnego myślenia o Polsce, politycznego racjonalizmu". - W najbliższych latach rozstrzygnie się przyszłość UE. Nie mogą wygrać tej kampanii politycy - a tacy w Polsce są naszymi głównymi konkurentami - dla których wzorem do naśladowania są ci liderzy, dla których Unia jest ciężarem czy problemem (...) Nie zbudujemy silnej wspólnoty, w której Polska jest bezpieczna, jeżeli będziemy obstawiali tych sojuszników, którzy mówią "za dużo instytucji, za dużo Brukseli, zróbmy taką luźną zbieraninę państw, z których każde będzie realizowało swój interes narodowy" - przekonywał Tusk.
Dowodził, że polską racją stanu jest, by nasz kraj był w coraz bardziej integrującej się wspólnocie euroatlantyckiej, a także w Europie "zintegrowanej i zdolnej do solidarnego występowania i działania jako całość z jej instytucjami na czele". Premier zapowiedział, że Polska będzie orędownikiem rozszerzenia UE na Wschód, bo - w jego ocenie - "im więcej Zachodu na Wschodzie tym Polska bezpieczniejsza". - Istniejące w Europie granice są i muszą być w przyszłości nienaruszalne. Polską racją stanu jest przypominanie tego Europie każdego dnia, że Europa nie może być kontynentem, gdzie silniejszy zmienia granice słabszemu i że wspólnota euroatlantycka nie może tego akceptować - zaznaczył premier.
Według niego, celem polskiej polityki zagranicznej musi być więc bezpieczeństwo i dostatek Polaków. - Nie chore fantazje ideologów, czy wodzów politycznych, ale bezpieczeństwo i dostatek Polaków. Każdy, kto naraża nasze bezpieczeństwo i szanse na polski dobrobyt na przesadne ryzyko, powinien dostać od Polaków w tych wyborach jednoznaczne "nie" - ocenił szef PO.
Zaapelował, by nie wybierać w Polsce tych, "którzy szukają satysfakcji dla własnych ambicji i spełnienia własnych fantazji". - Wybierajmy, szczególnie reprezentantów do UE, wśród tych ludzi, którzy twardo stąpają po ziemi - powiedział. Zadeklarował, że PO "nie poprowadzi Polaków na Dzikie Pola". - My będziemy pilnowali tego, żeby Polska żyła w możliwie dobrych relacjach ze wszystkimi sąsiadami. Tak jak w 1981 roku, głęboko wierzymy, że na wschód od nas obywatele i narody wcześniej czy później też będą chciały wolności, praw obywatelskich, też będą chciały stać się częścią cywilizacji Zachodu. My będziemy - jako ludzie Platformy - pilnowali, żeby Polska była aktywnym i zintegrowanym z resztą wspólnot, uczestnikiem UE - powiedział.
- Będziemy zjednoczeni, silni, będziemy na Zachodzie, będziemy w Europie wśród przyjaciół. Wierzę, że Polacy będą w tym konsekwentni - dodał.
"Jedynki" na listach wyborczych do PE
Na początku konwencji delegaci tradycyjnie odśpiewali hymn Polski; po wystąpieniu Tuska zaprezentowano "jedynki" list wyborczych PO: europosłankę i b. unijną komisarz ds. polityki regionalnej Danutę Huebner (Warszawa), posłankę Julię Piterę (Mazowsze), europosła b. wiceszefa PE Jacka Saryusz-Wolskiego (Łódzkie), ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego (Dolny Śląsk i Opolszczyzna); pełnomocniczkę rządu ds. równego tratowania Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz (Wielkopolska), b.premiera i szefa PE Jerzego Buzka (Śląsk), b.wicepremiera i ministra finansów Jacka Rostowskiego (Kujawsko-pomorskie), obecnego komisarza UE ds. budżetu Janusza Lewandowskiego (Pomorze).
Zaprezentowani zostali też liderzy list: na Warmii, Mazurach i Podlasiu (b. minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka), Pomorzu Zachodnim i w Lubuskiem (szef sejmowej komisji finansów Dariusz Rosati)
, w Małopolsce i Świętokrzyskiem (europosłanka Róża Thun), na Podkarpaciu (europosłanka Elżbieta Łukacijewska), na Lubelszyźnie. Na czele listy lubelskiej znalazł się były spin doktor PiS Michał Kamiński.