Dawid Ż. nie żyje. Dowódca grupy operacyjnej o poszukiwaniach
Dawid Ż. nie żyje. Jego ciało znaleziono w sobotę. Dowódca grupy, poszukującej chłopca zdradza szczegóły akcji. Przyznaje, że od czwartku policja szukała już zwłok chłopca.
Dawid Ż. nie żyje. - Każda studzienka kanalizacyjna została sprawdzona, były poszukiwania z udziałem nurków. Policjanci wracali z urlopów do pracy, by uczestniczyć w akcji - powiedział w "Gazecie Wyborczej" Krzysztof Smela, pierwszy zastępca komendanta stołecznego policji do spraw kryminalnych, który dowodził poszukiwaniami.
Stwierdził, że na początku było kilkanaście kryminalistycznych wersji zdarzeń i każdą trzeba było sprawdzić. Podkreślił, że wierzył w odnalezienie Dawida żywego. Gdy odnaleziono ciało chłopca, czuł złość, że tak to się skończyło.
Dawid Ż. nie żyje. "Szukamy noża"
Smela poinformował także, że teraz śledczy ze strażą pożarną pracują przy zbiorniku, przy którym znaleziono zwłoki. Trwają poszukiwania narzędzia zbrodni, noża, na którym mogą być odciski palców. Dodał jednak, że może być wszędzie. Paweł Ż. mógł go wyrzucić nawet z okna samochodu w trakcie jazdy.
Dowódca akcji mówił, że na początku poszukiwań nic nie wskazywało na to, że Dawid nie żyje. Cały czas była nadzieja na znalezienie go żywego. Potem sytuacja zmieniała się z dnia na dzień.
"Kilka godzin po samobójczej śmierci ojca okazało się, że przebywał wcześniej z dzieckiem. (...) O drugiej w nocy znaleźliśmy samochód Pawła Ż. Nad ranem mogliśmy wystąpić o informacje dotyczące logowań telefonu, by odtworzyć trasę jego przejazdu" - relacjonuje Smela.
Dawid Ż. nie żyje. Szczegóły akcji policji
Wylicza, że policja zbierała też informacje o Pawle Ż., m.in. o kontach bankowych, kredytach. Trzeba było sprawdzić jego telefon, miejsca logowania.
Powiedział, że w czwartek już było wiadomo, że Dawid Ż. najprawdopodobniej nie żyje. Wtedy wiadomo już było, że krew znaleziona w aucie Pawła Ż. to krew jego syna. Policja nie chciała jednak o tym informować, bo jak tłumaczy Smela, "dopóki nie ma zwłok, jest cień nadziei, a rodzina nie powinna się dowiadywać z mediów, że szukamy ciała dziecka".
Akcja poszukiwania Dawida Ż. zakończyła się w sobotę. Wówczas znaleziono ciało. Rozmówca "Wyborczej" wyjaśnił, że z oficjalną informacją policja czekała, aż policjanci kierujący akcją i policyjni psychologowie będą z rodziną Dawida. Dopiero wtedy można było podać najgorszą wiadomość.
Krzysztof Smela odniósł się także do informacji, że policja zatrudniła do pomocy jasnowidza Karzysztoda Jackowskiego. On sam w rozmowie z reporterką Wirtualnej Polski Magdą Mieśnik chwalił się współpracą. Powiedział, że skontaktował się z nim policjant. - Wskazałem mu, że ciało może być w rejonie zbiorników wodnych w pobliżu Grodziska. Byłem przekonany, że w pobliżu jest jakiś cmentarz – relacjonował jasnowidz.
Smela jednak zaprzeczył. Stwierdził, że "pan Jackowski chciał się włączyć w te poszukiwania i wręcz oczekiwał od nas, byśmy go zaprosili". Dodał, że jasnowidz wysyłał policji mapki, które nic nie wniosły do poszukiwań.
Dawid Ż. nie żyje. Co się stało?
W środę 10 lipca ojciec 5-letniego Dawida Ż. zabrał syna z domu w Grodzisku Mazowieckim ok. godz. 17. Paweł Ż. miał go zawieźć do Warszawy do matki. Podróżował z chłopcem szarą skodą fabią. Przed godz. 21 policjanci dostali zgłoszenie, że ojciec Dawida został śmiertelnie potrącony przez pociąg relacji Skierniewice-Warszawa. Okazało się, że popełnił samobójstwo. O północy matka Dawida zgłosiła zaginięcie syna.
Ciało chłopca zostało odnalezione w sobotę około godziny 13 przy zbiorniku retencyjnym. Zwłoki leżały kilkadziesiąt metrów od ekranów akustycznych stojących wzdłuż autostrady A2 przy węźle Pruszków.
Zobacz aktualne wiadomości na WIADOMOSCI.WP.PL.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl