Czerwony bój o rektorski stołek
W Akademii Medycznej w Warszawie walka o władzę przeniosła się na chorych, studentów i lekarzy. Ością niezgody jest prof. Kazimierz Suwalski, kierownik kliniki kardiochirurgii szpitala przy ul. Banacha. Lekarze zarzucają mu nepotyzm, nadużycia i protekcję wobec polityków lewicy. To samo zarzuca adwersarzom profesor. To czerwoni z AM mnie niszczą – mówi. Za Suwalskim stoi prof. Wiesław Gliński, za lekarzami prof. Marek Krawczyk. Obaj 4 kwietnia ruszą do boju o stanowisko rektora.
01.04.2008 10:16
Stałymi pacjentami prof. Suwalskiego są ostatni komunistyczny premier Mieczysław Rakowski i jego małżonka, którzy trafiają do nas nie tylko z problemami kardiologicznymi. Leczyli się tu politycy Samoobrony: Filipek, Witaszek, Maksymiuk, bywał też Lepper. Także matka żony Leszka Millera, a rok temu miał tu operowane by-passy gen. Kiszczak. Waldemar Pawlak z wdzięczności za przyjęcie kogoś mu bliskiego podarował profesorowi hełm strażacki. A żonę Leszka Millera Suwalski zaprosił, by obejrzała, jak operuje się serce – kardiolodzy ze szpitala AM przy ul. Banacha wymieniają ciurkiem kolejne nazwiska z lewicy. On ma poparcie niemal całej obecnej świty uczelnianej o czerwonym rodowodzie. Kierownikiem kliniki też został za rządów SLD – dodają.
Profesor Suwalski odbija piłeczkę, twierdzi, że nie był w PZPR, chodzi do kościoła, a przed operacją zawsze się żegna i się tego nie wstydzi. To czerwona dyrekcja szpitala ściągnęła tu Millera, nie ja. Teraz oni, czerwoni urzędnicy z Akademii, chcą pozbawić mnie funkcji kierownika kliniki – podkreśla z naciskiem profesor.
Nadużycia i układy
W październiku ubiegłego roku po kontroli NFZ okazało się, że klinika kardiochirurgii prof. Suwalskiego podwójnie rozliczała procedury specjalistyczne (m.in. operacje by-passów, zastawek) – w NFZ i Ministerstwie Zdrowia. Szpital musiał zwrócić do kasy NFZ około 400 tys. zł i zapłacić 300 tys. zł kary. Prof. Suwalski był wówczas jednocześnie dyrektorem do spraw medycznych szpitala. Po wykryciu nadużyć ówczesny minister zdrowia Zbigniew Religa wstrzymał wykonywanie świadczeń kardiochirurgicznych w klinice, rozwiązując ze szpitalem umowę w trybie natychmiastowym, a prof. Suwalski musiał złożyć rezygnację ze stanowiska dyrektora do spraw medycznych. Gdy władzę objęła PO, nowe kierownictwo resortu zdrowia cofnęło decyzję ministra Religi. – Wiceminister Włodarczyk w styczniu polecił dyrektorowi departamentu polityki zdrowotnej resortu przywrócić ich wykonywanie na Banacha – mówią lekarze z Katedry Kardiochirurgii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (do 2 marca: Akademii Medycznej).
Profesor Suwalski jako konsultant wojewódzki kontrolował w innych szpitalach, czy te procedury były rozliczane prawidłowo, a sam rozliczał je podwójnie. Od kwot zarobionych na tych operacjach profesor dostawał premie – słyszę w dyrekcji szpitala WUM przy ul. Banacha.
Prof. Suwalski w rozmowie z "GP" potwierdza, że NFZ nadpłacił szpitalowi wymienione kwoty. Dodaje, że procedury są złe, bo jeśli wykonuje się u pacjenta jednocześnie operację zastawki i by-passy, można rozliczać tylko jedną operację.
O podwójnym rozliczaniu świadczeń w klinice prof. Suwalskiego wiedział od końca września 2007 r. poinformowany przez dyrekcję prof. Wiesław Gliński, prorektor do spraw klinicznych szpitali WUM. Natomiast o innych zarzutach wobec profesora Suwalskiego – o charakterze korupcyjnym, wiedział już w maju 2007 r. rektor Leszek Pączek, do którego trafił anonim "środowiska medycznego" w tej sprawie. Dyrektor szpitala Ewa Marzena Pełszyńska przesłała rektorowi wszystkie dokumenty dotyczące nieprawidłowości w klinice. Rektor miał stwierdzić, że trudno zwolnić tak zasłużonego profesora, że procedura zwolnienia jest skomplikowana itp.
Rektor Pączek i prorektor do spraw klinicznych prof. Wiesław Gliński stworzyli parasol ochronny nad prof. Suwalskim. Rektor dawno powinien go zawiesić w funkcji szefa kliniki, ale tego nie robił. Gdy Pączek odejdzie, a zastąpi go Gliński, patologiczny układ pozostanie – mówią kardiolodzy ze szpitala przy ul. Banacha.
Tymczasem dziekan I Wydziału Lekarskiego WUM, prof. Marek Krawczyk, nie czekając na decyzje rektora i prorektora, powołał w ubiegłym tygodniu komisję dyscyplinarną do zbadania nieprawidłowości w klinice. Komisja uznała, że prof. Suwalski powinien zawiesić kierowanie kliniką do czasu wyjaśnienia zarzutów.
Zawiesił ją, gdy "GP" zwróciła się do rektora Pączka i prorektora Glińskiego z pytaniem dotyczącym konfliktu w szpitalu – jakie decyzje w tej sprawie podjęli. Władze rektorskie są poinformowane o sytuacji w klinice kardiochirurgii przez obie strony, panią dyrektor Ewę Pełszyńską i pana prof. Kazimierza Suwalskiego, których zdania różnią się znacząco co do oceny problemu. Chciałbym zaznaczyć, że za działalność kliniczną Samodzielnego Publicznego Centralnego Szpitala Klinicznego odpowiada dyrektor Ewa Pełszyńska – powiedział "GP" prorektor Gliński. Dodał, że powołano komisję I Wydziału Lekarskiego w celu wyjaśnienia wątpliwości i różnic zdań zainteresowanych stron oraz przyjęto rezygnację prof. Suwalskiego z kierowania kliniką do czasu ostatecznego wyjaśnienia problemu.
Wojna na petycje
Gdy konflikt wokół rozliczeń z NFZ narósł, wyszły na jaw inne nieprawidłowości. Lekarze zarzucają prof. Suwalskiemu m.in. to, że w klinice było tylko dwóch specjalistów kardiochirurgów, a mieli pod opieką dwie sale operacyjne, salę pooperacyjną i oddział, gdzie leżą chorzy. Że jest tylko dwóch anestezjologów ze specjalizacją, a powinno być ośmiu. Ich zdaniem lekarze nie chcą zatrudniać się u profesora, ponieważ klinika ma "złą sławę".
Profesor Suwalski uważa inaczej. Brakuje anestezjologów, bo dyrekcja nie chce ich przyjmować, jeśli zgłoszą się chętni – tłumaczy.
W sprawie prof. Suwalskiego dyrekcja szpitala wysyłała pisma do rektora Pączka, w których pisała o zarzutach pracowników kliniki, m.in. przeprowadzaniu operacji przez lekarzy nieposiadających specjalizacji i bez wymaganej liczby anestezjologów, o podziale pieniędzy za operacje, preferującym profesora i jego dwóch pracujących z nim w szpitalu synów, o wielogodzinnych oczekiwaniach na operacje pacjentów już będących pod narkozą, przyjmowaniu pacjentów ze szpitali w Międzylesiu i MSWiA z Wołoskiej, zamiast wyłącznie przypadków nagłych i wymagających ratowania życia itp. Jako przykład lekceważenia chorych i przepisów sanitarnych lekarze podają, że sterylizator narzędzi znajdował się w "brudowniku" – pomieszczeniu, gdzie znajduje się m.in. myjnia basenów.
26 marca 38 lekarzy z Katedry i Kliniki Kardiologii WUM wystosowało do rektora prof. Leszka Pączka oraz dziekana I Wydziału Lekarskiego prof. Marka Krawczyka pismo w sprawie konfliktu. "Sądziliśmy, że sprawę zarzutów wobec Profesora Suwalskiego można rozwiązać w gronie Władz Uczelni, nie odciągając nas od codziennej pracy lekarskiej" – napisali. W obszernym piśmie wytykają "grzechy" profesora, w tym zamykanie oddziału na czas urlopu profesora i jego synów. W 2007 r. w czasie takiego urlopu "oddział zamknięto pod hasłem 'czyszczenia', a w praktyce wynajęto na atelier filmu 'Kryminalni'". "Jak to mieliśmy tłumaczyć pacjentom?" – pytali medycy. Lekarze są oburzeni, że władze uczelni nie reagowały na pisma interwencyjne w tej sprawie i że w małej liczebnie klinice pracują wraz z ojcem – kierownikiem dwaj synowie prof. Suwalskiego, którzy są faworyzowani. Nazywają to wprost – nepotyzm tolerowany przez władze WUM.
Twierdzą, że syn profesora przeprowadzał operacje samodzielnie, choć nie miał specjalizacji, że na wyjazdy zagraniczne wysyłani są zwykle synowie szefa kliniki.
To nieprawda, syn nie mając specjalizacji operował, ale pod nadzorem specjalistów. Nie jest też prawdą, że dzielę pieniądze głównie między nas. To, że synowie tu pracują ze mną, nie jest niczym szczególnym. W WUM jest wiele takich rodzin, bo to są zawody dziedziczne – odpiera zarzuty prof. Suwalski.
Dużo chorych sądzi, że operował ich prof. Suwalski, a robił to inny lekarz. Profesor natomiast wychodził do rodzin w fartuchu ubrudzonym krwią i mówił, że, przykładowo, operacja była bardzo ciężka. Z rodzinami chorych i samymi pacjentami zawsze rozmawia sam w swoim gabinecie – twierdzą lekarze. Rozmawiam z rodzinami, bo jestem kierownikiem kliniki. Na jakiej podstawie lekarze twierdzą, że nie operuję, ale wychodzę do rodzin chorych jako operujący? Czy któryś z nich był na sali operacyjnej i widział, że to nie ja operowałem? – odpiera profesor.
Według niego konflikt spowodowany jest uprzedzeniem do niego kilku lekarzy, kierownictwa I Katedry i Kliniki Kardiologii oraz "wciągniętej w to" dyrektorki szpitala. A wywołał go jego były zastępca, który złożył doniesienie do prokuratury, zarzucając profesorowi m.in. nepotyzm. Sprawa została umorzona, a lekarz odszedł z kliniki.
Teraz się mści – uważa profesor
Szef kliniki kardiochirurgii nie pozostaje dłużny oskarżającym go lekarzom. Pokazuje petycję, którą podpisało 16 podległych mu pracowników kliniki [oprócz głównego operującego specjalisty kardiochirurga – LM]. Została rozesłana do ministra i wiceministrów zdrowia, rektora, prorektorów, dziekana, szefów związków zawodowych, konsultantów krajowych i wojewódzkich. Lekarze piszą w niej o "przeszkodach w pracy stwarzanych przez dyrekcję szpitala". 38 lekarzy z I Katedry i Kliniki Kardiologii nazywa tę petycję, w tym także "generowanie 'spontanicznych' pism protestacyjnych studentów, pacjentów i ich rodzin w obronie profesora Suwalskiego", szeroko zakrojoną akcją dezinformacji.
Propagandowa wojna na pisma, petycje, pacjentów, ich rodziny, studentów, ministrów, związkowców i autorytety profesorskie trwa. Zakończy się po wyborze rektora.
Leszek Misiak