Cud w szpitalu - lekarze przywrócili mężczyźnie wzrok
Już traciłem nadzieję, że kiedykolwiek będę normalnie widział. Teraz znów zaczynam wierzyć - mówił w piątek Mirosław Gładykowski.
20.02.2010 | aktual.: 08.06.2018 14:39
27-letniego nawigatora statku z Gdyni zoperowali lekarze z oddziału klinicznego chirurgii twarzowo-szczękowej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. WAM. Zastosowali metodą nowatorską na skalę Europy, którą sami opracowali.
Mężczyzna trzy lata temu miał tragiczny wypadek samochodowy. Wyszedł z niego w bardzo ciężkim stanie, z obrażeniami głowy. Przez połamane kości oczodołu zapadła się gałka oczna. Prawym okiem zaczął widzieć podwójnie.
- Wiedzieliśmy, że to można leczyć, szukaliśmy tylko odpowiedniego szpitala - mówi Barbara Gładykowska, mama. - Pojechaliśmy do Niemiec, gdzie Mirkowi przeszczepiono do oczodołu kość pobraną z biodra. Byliśmy szczęśliwi, bo operacja pozornie się udała. Niestety, po jakimś czasie przeszczepiona kość zaczęła zanikać i gałka oczna znów się zapadła. Wtedy zaczęliśmy rozpaczliwie szukać innych ośrodków i tak trafiliśmy do Łodzi.
Trafili najlepiej jak mogli - na zespół profesora Marcina Kozakiewicza, który jako pierwszy w Europie rozpoczął operowanie nowatorską techniką, opracowaną w zespole Politechniki Łódzkiej i Uniwersytetu Medycznego.
- Zamiast przeszczepiać pacjentowi kość, używamy tytanowej siatki, którą wkładamy do oczodołu. Na niej układa się gałkę oczną - mówi prof. Marcin Kozakiewicz. - Tę metodę stosuje wiele ośrodków, ale wszędzie lekarz sam modeluje siatkę. Robi to na wyczucie, bo nie wie dokładnie, jak wyglądał oczodół przed złamaniem. My nauczyliśmy się oceniać to na podstawie drugiego oczodołu, pod warunkiem, że nie jest złamany.
Jak? Kilka lat temu lekarz radiolog Marcin Elgalal, pisząc pracę doktorską, zbadał 200 obrazów oczodołów z tomografii komputerowej. Porównał prawy i lewy oczodół i doszedł do wniosku, że są niemal identyczne. Różnica sięga maksymalnie milimetra. Promotorem pracy doktorskiej był prof. Bogdan Walkowiak z Politechniki Łódzkiej oraz prof. Kozakiewicz z ramienia Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Wsparcia udzielili profesor Ludomir Stefańczyk, kierownik Zakładu Radiologii i Diagnostyki Obrazowej i lek. med. Piotr Loba z Kliniki Chorób Oczu.
W takim gronie doszli do wniosku, że myśl techniczną można wykorzystać w medycynie. Pacjenta ze złamaniem jednego oczodołu bada się tomografem i ogląda ten zdrowy. Potem rekonstruuje trójwymiarowo metodą szybkiego prototypowania. Dzięki temu powstaje model drugiego oczodołu. Wykonując odbicie lustrzane zdrowego, otrzymuje się wersję tego, który uległ złamaniu.
- Zakładamy, że jest on niemal identyczny jak przed wypadkiem - mówi prof. Kozakiewicz. - Na nim możemy wyprofilować siatkę tytanową i włożyć ją podczas operacji, precyzyjnie odbudowując w ten sposób zniszczoną ścianę kostną.
Dzięki tej metodzie lekarze ze szpitala im. WAM uratowali już wzrok dwóm pacjentom. Mirosław Gładykowski jest trzeci. Jego poprzednicy przestali widzieć podwójnie i mogą już normalnie żyć. Na to liczy też młody nawigator z Gdyni. - Marzeniem Mirka jest powrót do pracy na morzu - mówi jego mama.
Łódź jest jedynym ośrodkiem w Europie, który operuje taką metodą. Zespół prof. Kozakiewicza dokładnie ją opisał i opublikował pracę w prestiżowym branżowym piśmie. Z ich pomysłu mogłyby zatem czerpać inne kliniki. Czy to robią?
- Taka informacja do mnie nie dotarła - mówi profesor. - My mamy tę przewagę, że jesteśmy ośrodkiem akademickim i mamy możliwość tworzenia nowych metod leczenia.Nie każdy dyrektor szpitala może się zgodzić na dodatkowe koszty, bo przecież zrobienie modelu oczodołu kosztuje 1,5 tys. zł, siatka tytanowa kosztuje 1,7 tys. złotych, do tego dochodzi badanie tomograficzne. Ja mam to szczęście, że dyrektor szpitala prof. Jacek Rysz chętnie zgadza się na takie innowacje.
Oficjalne wydanie internrtowe www.polskatimes.pl/DziennikLodzki