PolskaChwyty ostateczne

Chwyty ostateczne

Wyczerpał wszystkie sposoby przyciągania uwagi mediów. Pozostał mu ostatni: zaatakować Tuska i Platformę Obywatelską.

Chwyty ostateczne
Źródło zdjęć: © WP.PL

12.09.2011 | aktual.: 12.09.2011 15:31

Najnowsze dzieło Palikota ułożone jest w większej części według nazwisk. Przewodniczący Ruchu Poparcia samego siebie prawi w książce o tym, co ma – zazwyczaj złego – do powiedzenia na temat danej osoby. Czasem są to jego opinie, czasem obciążające plotki, generalnie – skondensowana dawka karmy dla tabloidów.

Drugoligowy Schetyna

Najgorszy jest Grzegorz Schetyna: „prymitywny, chamski, drugoligowy”. Nasłał na Palikota służby i prokuratury. Kiedy sobie popije (powiedzmy to od razu, że chlają w PO wszyscy na umór, z wyjątkiem Sławomira Nowaka, który zgodnie ze stereotypem nie pije, bo uważa na innych), przysiadają się z Grasiem do Internetu i szukają faszystowskich utworów. Schetyna uwielbia tresować postawionych niżej od siebie i walić ich znienacka w ucho, profesorowi Ćwiąkalskiemu, gdy ten był ministrem, przy każdym wejściu do pokoju podawał komendę „Baczność!”, którą tamten posłusznie wykonywał, salutując przy tym. („Minister, nawiasem mówiąc, miał niestety skłonność do alkoholu”). Miro Drzewiecki – wyniszczony alkoholem „tak, że gdy wypije szklankę whisky, już jest wstawiony”, szczególnie chlał po dymisji i odgrażał się, „że wykończy, wsadzi Tuska do więzienia. To ja mu k… załatwiałem, przynosiłem pieniądze walizkami, ja go k… ubierałem, poiłem winem, a on mnie wywala, to sk… – tego typu godzinne bluzgi odchodziły”. A Drzewiecki
załatwił PO „naprawdę dużo, szczególnie w tym czasie, kiedy jeszcze nie otrzymywała dotacji państwowych”.

Paweł Śpiewak – zakochany w sobie – ma zwyczaj obelżywego komentowania wszystkich za ich plecami: Ten z trudem ukrywa homoseksualizm, inny jest właścicielem prowincjonalnego burdelu”. (Homoseksualizm demaskuje Palikot niewiele rzadziej niż alkoholizm, choć ostrożniej – albo przypisuje tę sugestię innym, albo czyni niejasne aluzje).

Paweł Graś dzięki krótkiemu epizodowi nadzorowania służb specjalnych „wie więcej niż ktokolwiek inny” i dlatego Tusk zostawił go, kiedy wyrzucał wszystkich pozostałych po aferze hazardowej. Jarosław Gowin – kiedyś Palikot nakrył go z Joanną Muchą w sushi barze, „Mucha na nasz widok cała zrobiła się czerwona”. Nienawidzi z kolei Muchy Ewa Kopacz, bo irytuje ją jej uroda. Cezary Grabarczyk jest: „potwornie nudny i zapatrzony w siebie, narcystyczny”.

Bogdan Klich: „Zdecydowanie brakuje mu męskości. Całkowicie bezpłciowy facet, niby ma jakąś wiedzę, ale jest słaby”. Zbigniew Chlebowski: „Powszechnie wiadomo było, że to pierdoła… mitoman straszny, prowincjonalny i zakompleksiony”. Stefan Niesiołowski – chorobliwie nienawidzi Kaczyńskiego (wyobraźcie sobie państwo, Palikot twierdzi, że go to razi), bo nie może zapomnieć, że ten go upokorzył, gdy Niesiołowski ubiegał się o miejsce na liście PiS. Poza tym, że pije i nie ma do powiedzenia nic poza bluzgami, „jest kobieciarzem… jego uwagi, żarty, komentarze pod adresem przechodzących kobiet nie pozostawiają wątpliwości”. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest głupia, ale ślepo oddana Tuskowi („była jakaś sytuacja, w której udzieliła wielkiego wsparcia Tuskowi na gruncie osobistym, była jakaś tajemnica z jej udziałem, dwór o tym szeptał, o co chodziło konkretnie, nie dowiedziałem się”; poza tym „po prostu obciachowa, bufetowa to była trafiona ksywka”.

Radosław Sikorski: „Jest coś patologicznego w jego osobowości, jest jakby na granicy równowagi psychicznej”, „Donald również się obawiał, że może kompletnie odjechać”, „ma się wrażenie, że jest uzależniony od narkotyków, że jest zwyczajnie naćpany”. „Tajemnicą poliszynela są jego skandaliczne zachowania wobec kobiet… wulgarne odnoszenie się do nich. Nigdy nie byłem świadkiem tych zachowań, ale opowiadały mi o nich dziennikarki”.

Tomasz Tomczykiewicz: „Kompletnie bez osobowości, bez żadnej sprawności językowej, wykształcenia, wiedzy, jakiegokolwiek myślenia… absolutny lodziarz Tuska”. Julia Pitera jawi się w opisie Palikota jako idiotka trajkocząca bez przerwy o torebkach oraz niegustownie dobranych strojach sejmowych koleżanek i podobnie jak Niesiołowski chorobliwie nienawidząca Kaczyńskiego, Andrzej Czuma jako ociężały umysłowo, „spowolniony”, Waldy Dzikowski to „kompletny pajac, absolutny picer, prawie cały czas na gazie”.

Jest i o koalicjantach. Stanisław Żelichowski też „dużo pije”, ale „wie, kiedy nie należy pokazywać się publicznie”. Eugeniusz Kłopotek – „kompletny kretyn”. Ryszard Kalisz – „potworny egocentryk”. Bartosz Arłukowicz – „pusty w środku”, w dodatku świnia, bo miał przystąpić do Palikota i nie tylko wystawił go w ostatniej chwili do wiatru, ale jeszcze wypytał o wszystko , naszpiegował i doniósł Tuskowi. Grzegorz Napieralski – „postać powiatowa”… I tak dalej. Jedynie dwa jaśniejsze punkty błyskają przez chwilę na pracowicie przez Palikota rozściełanym firmamencie polityki. Jeden to Adam Michnik – wielki i wspaniały, choć absolutnie „spanikowany” Kaczyńskim. „To właśnie »Gazeta Wyborcza« mnie ukształtowała, zawsze głosowałem na Unię Wolności i było dla mnie zaszczytem, kiedy poznałem Michnika”. No, a najważniejsze: ileż on może wypić! Chociaż teraz to już i tak nie to samo co dziesięć lat temu. Drugi jasny punkt, bledszy, ale jeszcze rokujący pewne nadzieje, to Bronisław Komorowski. Co prawda niespecjalnie lotny
ani zdolny, ale poczciwy, tylko „otoczył się złymi ludźmi”. Ale dostaje jeszcze szansę poprawy.

Tusk jak Ziobro

Wystarczy? Oczywiście, że nie. To wszystko drobiazgi, wypełniacz. W ogóle jeszcze przecież nie wspomnieliśmy o głównym negatywnym bohaterze, któremu poświęca Palikot najwięcej miejsca. To rzecz jasna Donald Tusk, obsmarowany bardzo szczegółowo na wielu stronicach. Jest więc Tusk zarazem uwodzicielsko słodki i bezwzględny oraz nieskończenie cyniczny. Czarujący, gdy chce kogoś pozyskać, chamski i brutalny, gdy może sobie na to pozwolić, bo gnoić i upokarzać po prostu lubi. Ma wybuchy gniewu, w których ruga współpracowników i wymyśla im od najgorszych, a potem z uśmiechem „dorzuca coś ocieplającego: ale wiesz, że cię kocham Grzegorz”.

Za plecami mówi o członkach swojego dworu per „moje knury”. Utrzymuje wokół siebie mafijny rytuał: „Dla Tuska język gestów, hierarchia to istota mechanizmu władzy; pocałowanie w czoło to szczyt wtajemniczenia” (dlatego nie wybaczy Schetynie, że choć całowany, próbował się usamodzielnić). Gdy chce kogoś zniszczyć – modus operandi opowiedziany na przykładzie Rokity – zleca przybocznym, by publicznie go atakowali i poniżali, a sam obłudnie występuje w jego obronie i wyciąga skazanego na zwierzenia, do ostatniej chwili zapewniając go o przyjaźni i że go przed „nimi” obroni.

„Potwornie nieufny” i podejrzliwy, ze skłonnością do spiskowych teorii, we wszystkim dopatruje się drugiego dna, „ukrytej intencji”, pułapki na siebie. „Jest strasznym sknerą, liczy każdy grosz, nie pamięta o żadnych okazjach, imieninach, rocznicach przyjaciół”, tylko raz dał prezent Schetynie, ale i on „pochodził z rozdania kancelaryjnego”; miesięcznie „wydaje na swoje garnitury ze 30 tysięcy z kasy partyjnej”. „Brakuje mu męskości. Jest bardzo kobiecy w sposobie chodzenia” (czy pamiętacie państwo, że niemal tymi samymi słowami „demaskował” Palikot Ziobrę?). „Przy całej swej brutalności Donald jest też słaby psychicznie, chwiejny, histeryczny i łatwo popada w depresję”. Generalnie, zachowuje się „jak podrostek”, „jak nadąsane dziecko”, ale nie ze wszystkim, bo – mimo tego kobiecego sposobu chodzenia – w relacjach z kobietami „jest najzwyklejszym typem szowinistycznym”.

Żeby nie przesadzić z jednoznacznie negatywnym obrazem, chwali Palikot Tuska, że „zna się na winach”. Kiedyś się zupełnie nie znał, ale Palikot go poduczył.

Wbrew tytułowi natomiast niewiele tu o „kulisach Platformy”, inwencja Palikota wyczerpuje się na personaliach. O „tajemnicach rządu i parlamentu” można wyczytać coś niecoś między wierszami – gdyby nie alkoholowo-knajacki background, przypominałoby to relacje z życia pensjonarek albo bohaterek brazylijskiej telenoweli, bez reszty zajętych donoszeniem sobie nawzajem, co która o której powiedziała. O państwie i rządzie wnioskować można tylko tyle, że nikomu nie zależy tu na niczym poza zapunktowaniem u wyborców i wyciągnięciem z posiadania władzy maksimum korzyści. Liczą się tylko pic, PR, pozycja, „rozgrywanie spółek”, ustawianie przetargów i konkursów na prezesów czy dyrektorów państwowych instytucji, podzielonych jak feudalne domeny; na przykład wszystko, co dotyczy górnictwa, to rzekomo latyfundia Grzegorza Schetyny. * Samozadowolenie jest*

To, oprócz wina i doboru strojów, druga dziedzina, w której Palikot wysoko ocenia talenty Tuska. Na przykład „powołał Radę Gospodarczą z Bieleckim na czele, czyli ze swoim zaufanym człowiekiem, po to właśnie, by ci, którzy mają jakieś interesy do załatwienia, chcą kupić jakąś fabrykę, wziąć udział w prywatyzacji, zdobyć koncesję czy zalobbować, mieli gdzie przyjść. Wszystkie przepisy i decyzje przechodzą przez tę radę, a że jest ona tylko organem doradczym premiera, pozostaje poza kontrolą… Nie ma ani ksiąg wejść i wyjść, ani możliwości prześledzenia, jakich rekomendacji udzielają… Premier ma realny wpływ, może komuś pomóc, ale nie ma możliwości, by ktokolwiek postawił mu za to zarzut”.

Obraz byłby zdecydowanie czarny, gdyby książka nie miała na szczęście bohatera pozytywnego. To sam Palikot. Wszyscy są nim zachwyceni, zwłaszcza jego zdolnościami PR-owskimi, wszyscy mu gratulowali tego, jak wykańczał Kaczyńskiego; szczególnie dumny jest, że zmianą okularów i fryzury za jednym zamachem wybrnął z kłopotów po tragedii smoleńskiej, gdy źli „dziennikarze z Opus Dei” chcieli go zniszczyć, i poniżył pozostającego przy życiu bliźniaka (zero wyrzutów sumienia: przecież ponad wszelką wątpliwość winny był Lech Kaczyński, o którym nawet łaskawie mówi Palikot, że był miłym i dobrym człowiekiem, tylko „został zdominowany przez brata i dlatego pił”).

Palikot jest z siebie niezmiernie zadowolony i optymistycznie patrzy w przyszłość, dla której się poświęca w polityce. Uważny czytelnik dostrzega bez trudu, że przy pozorach rozpuszczania języka i przywalania równo wszystkim Palikot ani na moment o swojej karierze nie zapomina. Tym, jak miksuje znaną dziennikarzom prawdę, powszechne domysły i niesprawdzalne insynuacje, w kogo uderza boleśnie, a kogo tylko podszczypuje, rządzi dość łatwy do rozszyfrowania klucz, na kogo jeszcze w przyszłości liczy, a dla kogo i tak jest już stracony.

Jednego tylko w tym autoportrecie Palikota i jego świata brakuje: uczonego wstępu profesora Cezarego Wodzińskiego, a bodaj przynajmniej redaktora Jacka Żakowskiego, o ożywczej roli, jaką spełnia Palikot w naszym życiu publicznym, jego odwadze mówienia tego, co w końcu przecież musi być na głos powiedziane, i tak dalej.

Rafał A. Ziemkiewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)