Bronisław Komorowski: chciałem odtajnić akta Układu Warszawskiego
(RadioZet)
Posłuchaj Wywiadu
28.11.2005 | aktual.: 28.11.2005 13:43
Gościem Radia ZET jest wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski, Platforma Obywatelska. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Dzień Dobry, witam panią i wszystkich słuchaczy. Panie marszałku dlaczego pan nie odtajnił dokumentów Układu Warszawskiego kiedy pan był ministrem obrony narodowej? Musiał to zrobić obecny minister obrony narodowej, Radek Sikorski. Ja odtajniłem bardzo wiele dokumentów. To była całą seria wszystkich dokumentów dotyczących głownie wojska polskiego w okresie komunistycznym poczynając od lat 40., przez ‘56 rok, rok ’68, ’70, ’76, a nawet ’80. To wszystko było odtajnione. Natomiast z dokumentami Układu Warszawskiego, ja chciałem je odtajnić w pełni, ale MSZ stał na stanowisku, że jednak Polskę obowiązują podpisane przez nią porozumienia w momencie likwidacji Układu Warszawskiego... Przypomnijmy, że wtedy... Minister obrony narodowej nie powinien tego robić, bo od kwestii przestrzegania podpisanych przez Polskę umów jest nie MON, a MSZ. A to jak to się stało, że teraz minister spraw
zagranicznych Stefan Meller wydał zgodę czy też przychylił się do propozycji Radka Sikorskiego? Tego nie wiem. Też się nad tym zastanawiam, ale albo wtedy MSZ był przesadnie rygorystyczny, albo teraz jest przesadnie elastyczny. Przypomnijmy, kto był wtedy ministrem. Ministrem był pan Władysław Bartoszewski. Wczoraj Jan Rokita w Radiu ZET powiedział, że to był pana błąd właśnie, że pan nie odtajnił tych dokumentów. Wyraźnie Rokita nie orientuje się kto takie rzeczy może robić, a kto nie. A myśli pan, że to może spowodować jakieś komplikacje, czy bardzo dobrze się stało, że Stefan Meller wydał zgodę tudzież przychylił się? Z tego co ja wiem to niestety nie jest tak, że zostały odtajnione te dokumenty, tylko pan minister Sikorski powołał komisję... Nie, złożył podpis. Powołał komisję, która ma dokonać oceny co można, a co nie można, wiec to jeszcze tak hop, hop nie należy mówić, bo jeszcze zobaczymy co z tego wyniknie. Ale tam w tych dokumentach niczego takiego bardzo tajnego i sensacyjnego nie ma. Taka jest
prawda. Natomiast jak każdy dokument o przeszłości jest warty tego by historycy mogli nad nim pracować.
Różne kraje, różnie w tej kwestii postępowały, np. Węgrzy po prostu nie robili żadnego szumu tylko po cichu dopuścili historyków do badań nad tymi archiwami i nic się złego nie wydarzyło. Żadnych komplikacji w relacjach z Rosją też nie było. Natomiast tutaj, w tym przypadku obecny rząd przyjął zupełnie inną taktykę tzn. zrobić dużo szumu i jeszcze nie rozstrzygając kwestii, bo jak powiedziałem dopiero jest powołana komisja. Ale pytanie czy to słuszne? Nie wiem. Dla mnie jest ważniejsze by te dokumenty były przedmiotem badań, prac historyków, niż tak powiem sposobem na przeprowadzenie paru konferencji prasowych. Ludwik Dorn zapowiedział w radiu Maryja, tu cytuję za gazeta Wyborczą, że lustrację powinno się przenieść do IPN-u. Co pan na to? Ja myślę, że IPN jakoś uczestniczy w procesach lustracyjnych, ale IPN był powołany nie jako instytucja lustracji wprost, tylko jako instytut, gdzie są gromadzone informacje, wiedza, która także na użytek procesów lustracyjnych. Ja myślę, że IPN nie może zastępować sądu do
końca, więc dla mnie jest to trochę zaskakujący pomysł, aby IPN obdarzyć w prezencie funkcją jednocześnie sądowniczą i funkcją ostatecznego organu orzekającego w kwestiach współpracy lub braku współpracy kogokolwiek w przeszłości z tajnymi służbami czasów komunistycznych. No tak, ale tak to mamy bałagan, bo IPN prowadzi i wydaje zaświadczenia i sąd też bierze udział... IPN wydaje zaświadczenia, że albo znalazł, albo nie znalazł jakiekolwiek materialne ślady, że ktoś był współpracownikiem i do tego jest powołany. Natomiast do ostatecznego werdyktu, czy ktoś był czy nie był tajnym współpracownikiem, no w świetle ostatnich rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego jest powołany sąd. No właśnie, Ludwik Dorn w Radiu Maryja mówi tak: Wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że osoby które w sposób oczywisty były winne kłamstwa lustracyjnego i co do których istniała daleko posunięta dokumentacja, nie były uznawane za takie przez sąd, ponieważ trzeba było mówić w przenośni zostawić w miejscu tego kłamstwa nie tylko odcisk
palca, ale własny dowód osobisty, żeby zostać uznanym za kłamcę. Pewnie coś jest w tej opinii. Rzeczywiście sądy zgodnie ze stara zasadą, że jeśli są jakiekolwiek niejasności to one są brane pod uwagę jako okoliczności sprzyjające osobie będącej pod oskarżeniem, prawda? Sądy rzeczywiście jeśli nie znajdowały takiego twardego, bezpośredniego, jednoznacznego dowodu na to że ktoś współpracował to na ogół wydawały werdykt uniewinniający i prawdopodobnie przy okazji braku twardych dowodów pewnie cześć ludzi z przeszłością niekoniecznie bardzo szlachetną, uniknęło opinii kłamcy lustracyjnego.
No, ale trzeba się zastanowić, co jest lepsze z punktu widzenia funkcjonowania państwa, społeczeństwa także prawa, czy przepisy prawa, które jednak działają generalnie na rzecz osób znajdujących się pod oskarżeniem, czy też mają być taka prostą gilotyną, która każdemu utnie głowę nawet wtedy, kiedy nie ma wystarczających, twardych dowodów. A wie pan skąd to się wzięło? Zaczął o tym mówić Mariusz Kamiński, dlatego, że wedle orzeczenia Trybunału osoby, które krzywdziły, też mogą zaglądać do swoich akt i stąd ten pomysł żeby przenieść lustrację do IPN-u. A wicepremier Ludwik Dorn ma jeszcze jeden pomysł, by znieść Rzecznika Interesu Publicznego. Czy Platforma się na to zgodzi, czy nie? Nie wiem. Wie pani ja uważam, że to jest taki dziwny sposób komunikowania się przez wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych, który rzuca sobie od tak, jak rozumiem, takie nieuczesane pomysły, projekty trochę na zasadzie radosnej twórczości i pokazania, że ma się tysiąc pomysłów na minutę, no bo to są bardzo poważne sprawy. Nie
można sobie od tak rzucać pomysłami, a wy je łapcie - jak to się zdarzało w polskiej polityce tylko trzeba przyjść pokazać konkretne rozwiązanie i regulację ustawową, nowelizację ustawy, bo tak nie bardzo wiadomo o czy mamy mówić. No nie może być tak, ze wicepremier w sprawach tak delikatnych i trudnych, gdzieś w radio wypowie i cała reszta sceny politycznej ma się do tego odnoście. To są sprawy poważne, wymagające przedstawienia poważnego projektu, a nie rzucenia sobie od tak idei. No tak, ale wszyscy sobie coś rzucają, tak jak pana koledzy. Donald Tusk, Janusz Lewandowski rzucają krytykę pod adresem premiera Kazimierza Marcinkiewicza, że niczego nie załatwił w Londynie. A co on mógł zrobić w Londynie? Nie. Krytykę można uprawiać, niekoniecznie dysponując propozycjami ustaw. Natomiast jeśli chodzi o wizytę premiera Marcinkiewicza w Londynie to ja bym powiedział tak, że zobaczymy co z tego wyniknie. Natomiast już teraz widać gołym okiem, że błędem była opinia pana premiera, że należy polską politykę
zagraniczną, także unijną, oprzeć o Wielką Brytanię, bo tak pan Marcinkiewicz to ustawiał, jedzie do Wielkiej Brytanii jako tego najważniejszego partnera.
Otóż okazało się, że ten najważniejszy partner ma swoje własne interesy i wbrew dotychczasowej praktyce obowiązującej w unii, gdzie państwo, które ma przewodnictwo przez pól roku, na ogół swoich własnych interesów nie załatwia, a dba o interes ogólny, Wielka Brytania zachowuje się wręcz przeciwnie. Dba o swój własny tzw. rabat i widać gołym okiem, że ta opinia oparcia się o Wielką Brytanię była takim pomysłem troszkę nie do końca przemyślanym. Dokąd miał jechać premier Marcinkiewicz? Dzisiaj wiadomo, że są dwa kraje, które mogą rozstrzygać te kwestie w Unii Europejskiej – Francja i Niemcy. Problem polega na tym, że nie wiadomo, czy rząd PiS-owski swoje uprzedzenia antyniemieckie będzie w stanie schować do kieszeni, także deklaracje z okresu kampanii wyborczej i rozpocząć negocjacje i zabiegi o to by mieć wspólne stanowiska z Francuzami i Niemcami. Drugi pomysł gdzie można jechać, to jest to co w tej chwili robi pan minister Stefan Meller próbuje montować front wszystkich mniejszych państw, nowych państw UE,
czyli potencjalnie skrzywdzonych, ale jest troszkę późno. Dziękuje bardzo, Gościem Radia ZET był wicemarszałek Sejmu, Bronisław Komorowski. Dziękuję.