Bierzyński: "Demokracja umiera powoli. Mechanizm jest jednak prosty" (Opinia)© PAP/EPA | Filip Singer

Bierzyński: "Demokracja umiera powoli. Mechanizm jest jednak prosty" (Opinia)

Jakub Bierzyński
22 marca 2019

To zbrodnia doskonała. Ofiara - demokracja - do końca nie wie, że umiera. Właśnie to jest sztuką, którą do perfekcji opanowali dyktatorzy XXI wieku. Przedstawię ABC ich działania – pisze Jakub Bierzyński, doradca Roberta Biedronia.

W ciągu ostatnich 30 lat, które minęły od upadku komunizmu w Europie Wschodniej, na świecie podwoiła się liczba krajów rządzonych w demokratyczny sposób.

Mimo to wciąż zdarzają się przypadki odwrotne. W książce "Tak umierają demokracje" profesorowie Harvardu Steven Levitsky i Daniel Ziblatt poddali wnikliwej analizie wszystkie antydemokratyczne transformacje w powojennej historii. Szukali ich wspólnego wzoru, powszechnego schematu i przebiegu procesu ustanawiania dyktatur.

Pierwszy najważniejszy wniosek jest taki, że po okresie Zimnej Wojny praktycznie zniknęły wojskowe zamachy stanu - popularne w świecie podzielonym pomiędzy zwalczające się mocarstwa. Krwawe zamachy położyły kres demokracjom w 75 proc. przypadków czasów zimnej wojny. Dziś stanowią wyjątek (Egipt 2013, Tajlandia 2014). Nie znaczy to, że demokracja jest bezpieczna. Autorzy przeanalizowali proces jej demontażu w 11 krajach. We wszystkich przypadkach dzieje się to według powtarzalnego wzoru - nowoczesne dyktatury swój początek biorą w legalnych, niekwestionowanych, demokratycznych wyborach powszechnych.

Demokracja umiera po cichu

Pierwsza charakterystyczna cecha cyklu jest taka, że przebiega stopniowo. Władza robi wszystko, by cykl ten postępował w sposób praktycznie niezauważalny w codziennym życiu obywatel.

Gazety wciąż wychodzą, dziennikarze nadal mogą krytykować rząd, sądy sądzą, parlamenty uchwalają ustawy. Wszystko otoczone jest pozorem legalności. Co ciekawe przebiega zazwyczaj pod hasłem "ulepszenia" bądź "przywrócenia prawdziwej" demokracji.

Propaganda pełni funkcję osłonową. Ma uśpić "pacjenta". Gdy w 2011 roku zapytano Wenezuelczyków, jak oceniają demokrację w swoim kraju (będącym już wtedy w 100 proc. autorytarną dyktaturą), 51 proc. z nich dało jej 8 punktów na 10.

"Ponieważ nie ma jednego przełomowego momentu - żadnego zamachu stanu, żadnego wprowadzenia stanu wojennego czy zawieszenia konstytucji – który sugerowałby, że reżim ewidentnie 'przekroczył granicę' i stał się dyktaturą, nic nie jest w stanie uruchomić w społeczeństwie syreny alarmowej. Ci, którzy demaskują nadużycia rządu, bywają lekceważeni, gdyż powszechnie uznaje się, że przesadzają lub podnoszą fałszywy alarm. Dokonująca się erozja demokracji jest dla wielu niemalże niedostrzegalna" – piszą Steven Levitsky i Daniel Ziblatt.

Przejąć arbitra

W pierwszym kroku autorytaryści chcą odrzucić ograniczenia swej władzy. Stąd władza "suwerenna" w Rosji lub "demokracja nieliberalna" na Węgrzech. Najważniejszym etapem tego procesu jest przejęcie arbitra.

W demokracji jak w piłce - są gracze poszczególnych drużyn, mecz odbywa się według reguł, a na czele ich przestrzegania stoi sędzia.

Pełzające zamachy stanu mają na celu przejęcie sędziego, odesłanie kluczowych zawodników drużyny przeciwnej do szatni lub na ławkę rezerwowych a w końcu zmianę reguł gry tak, by zagwarantować sobie "wieczne" zwycięstwo.

System rozstrzygania sporów (sądy najwyższe, trybunały konstytucyjne, sądy powszechne), organy ścigania (prokuratura, policja, agencje podatkowe i regulacyjne) są w demokracji takim zbiorowym arbitrem.

Przejęcie nad nim kontroli daje władzy potężną broń – wybiórcze egzekwowanie prawa. Nie trzeba uchwalać nowych ustaw i narażać się na zarzuty o wprowadzenie dyktatury. Wystarczy wybiórczo stosować obecnie funkcjonujące: surowo karać przeciwników otaczając jednocześnie swoich zwolenników parasolem ochronnym.

Gdy faule padają tylko z jednej strony i kolejni gracze dostają czerwone kartki, to wystarczy za gwarancję wygrania każdego meczu. W różnych krajach proces różni się oczywiście szczegółami: można rozszerzyć skład sędziowski, dobierając własnych sędziów jak na Węgrzech lub odsyłając ich część na wcześniejszą emeryturę, nie zatwierdzając nominacji poprzedników.

Podporządkować media pieniędzmi

"Gdy arbitrzy są już po ich stronie, demokratycznie wybrani autokraci mogą zająć się swymi przeciwnikami" – zauważają profesorowie z Harvardu.

Kolejny cel to kluczowi opozycyjni politycy, liderzy biznesu, którzy mogą wspierać opozycję finansowo, ale przede wszystkim - koncerny medialne i najbardziej opiniotwórczy dziennikarze. Władzy nie chodzi o to, by całkowicie wyeliminować polityczną dyskusję, lecz o to by kontrolować stan opinii publicznej, mieć zawsze zagwarantowaną "rację".

Dlatego nie wprowadza się cenzury, nie zamyka wszystkich niezależnych mediów, nie wsadza się dziennikarzy do więzień. Bądź co bądź, pozory legalności są cenną legitymizacją.

Najprostszym sposobem eliminacji niepokornych jest przekupstwo. Większość demokratycznie wybranych dyktatorów rozprawę z opozycją zaczyna od próby jej skorumpowania.

Opozycyjnym politykom oferuje się intratne posady, mediom pieniądze. W Peru Fujimoriego, każda duża stacja telewizyjna była na liście płac rządu. Główna stacja TV otrzymała 9 milionów dolarów za zwolnienie 2 czołowych dziennikarzy śledczych i 12 milionów rocznie w zamian za oddanie kontroli programów informacyjnych rządowi.

Czasem, zamiast przekupywać poszczególnych dziennikarzy, rządzący kupują całe media. Na Węgrzech Orban przejął kontrolę nad mediami, manipulując rządowymi budżetami reklamowymi, po czym skupił wszystkie redakcje w jednej, kontrolowanej przez siebie fundacji całkowicie eliminując konkurencję i wolność słowa.

Rząd może także próbować kupić media bez pośredników. Robi to za pieniądze ze spółek państwowych, nacjonalizując media, najczęściej pod hasłami "przywracania ich narodowi" lub realizując postulat "prawdziwej wolności słowa", "deregulacji", "rozbijając liberalny monopol" lub "przywracając równowagę".

Bardzo przydatnym argumentem jest walka z terroryzmem. Każda krytyka władzy może posłużyć jako sprzyjanie terrorystom i powód do zamknięcia gazety. Pretekst nie jest istotny. Istotny jest cel – przejąć i podporządkować sobie środki masowego przekazu ograniczając tym samym możliwości dotarcia do wyborców konkurencji.

Ukryte represje

Tych, których się nie da przekupić, trzeba zastraszyć. Nowoczesne dyktatury nie działają w starym stylu. Unikają wsadzania swoich przeciwników do więzień bez wyroków, bo męczennicy to trudny przeciwnik.

Współczesne dyktatury nękają swoich oponentów nie wprost, lecz pod różnego rodzaju wymówkami. Kontrole skarbowe, kary, procesy sądowe, zarzuty o zniesławienie, prawo przewidujące ogromne kary na redakcje, które dopuszczają się "szkalowania" lub publikacji "nieprawdziwych informacji". Gdy sądy są podporządkowane władzy, nikt rozsądny nie będzie ryzykował procesu.

Władca Ekwadoru Rafael Correa wygrał proces o zniesławienie z największą gazetą w kraju za nazwanie go dyktatorem. Odszkodowanie wynosiło 50 milionów dolarów.

Correa nazwał sprawę "ogromnym krokiem naprzód na drodze do wyzwolenia od jednej z największych i najbardziej bezkarnych gałęzi władzy: skorumpowanych mediów”.

To samo zjawisko, nieco różniące się metodologią zastraszania, miało miejsce we wszystkich dyktaturach Ameryki Środkowej w Rosji, w Turcji, na Węgrzech. Wszędzie tam, gdzie media pozywane są za "naruszenie dóbr osobistych" liderów politycznych, instytucji państwowych lub partii rządzącej mamy do czynienia z tą samą strategią ukrytych pod pozorem legalności szykan, którym celem jest jedno – przejęcie kontroli. Jeśli nie przez korupcję to przez zastraszenie.

Oligarchizacja

Kolejnym krokiem budowy nowoczesnej dyktatury jest podporządkowanie sobie liderów biznesu. Oligarchizacja daje władzy podwójną korzyść. Po pierwsze odcina potencjalną opozycję i media od źródeł finansowania, osłabiając ich pozycje. Po drugie daje zarobić "naszym", co lojalizuje aparat i zapewnia władzę w przyszłości.

Narzędziem do wymuszenia posłuszeństwa jest tak jak w przypadku mediów, skorumpowany arbiter życia publicznego. Właścicieli firm stosunkowo łatwo zastraszyć, bo są zależni od państwa. Kontrole podatkowe, niekorzystne decyzje administracji, kontrole inspekcji pracy, ubezpieczeń społecznych, straży pożarnych itp. dają władzy praktycznie nieograniczone możliwości.

Celem tych działań jest podporządkowanie sobie właścicieli, którzy zostają zmuszeni do współpracy z władzą. Najczęściej finansując działania partii lub stanowiąc źródło zarobków dla jej członków oraz licznych rodzin i koterii w formie quasi legalnych etatów, rad nadzorczych czy zarządów lub nielegalnie w formie łapówek.

Tak buduje się symbiozę polityki z biznesem. Podczas gdy media potrafią się przez jakiś czas bronić, biznes jest kompletnie bez szans. Nikt nie będzie przecież umierał za fortuny milionerów. Pazerna władza dostaje wolną rękę i błyskawicznie uwłaszcza się w korupcyjnej symbiozie z biznesem.

Zmiana reguł

Aby zapewnić sobie nienaruszalność, nowocześni dyktatorzy muszą uczynić ostatni krok – zmienić reguły gry. Ostatnim akordem budowy dyktatury jest zmiana ordynacji wyborczej w taki sposób, by odebranie władzy uczynić praktycznie niemożliwym.

Najpopularniejszym zabiegiem jest zmiana granic okręgów wyborczych tak, żeby zagwarantować sobie przewagę (np. Malezja). Kolejny trick to zmiana liczby mandatów w okręgach wyborczych (Węgry), tak by głosy opozycji zostały rozproszone, a głosy partii rządzącej pozwalały wybrać jej przedstawiciela. Kolejny "patent" to utrudnienie opozycji prowadzenia kampanii.

Na Węgrzech Orban zakazał stacjom prywatnym emisji spotów wyborczych. Częstym chwytem jest zmiana regulaminu rejestracji uprawnionych do głosowania lub samej metody głosowań. Przykład – zniesienie głosowania korespondencyjnego na Węgrzech co wyeliminowało liczne, w większości opozycyjnie nastawione grupy obywateli (niepełnosprawni), wprowadzenie głosowania przez emigrację z danego kraju i takie przypisanie głosów z zagranicy, by dać przewagę partii rządowej w kluczowych okręgach wyborczych.

Podziały społeczne utrwalają władzę

Autorytaryści bardzo dbają o dyscyplinę własnego zaplecza politycznego. Zwolenników może być mniejszość, ale musi być to mniejszość maksymalnie zdyscyplinowana. Z drugiej strony trzeba stale neutralizować przeciwników. Usypiać czujność opinii publicznej. Zawłaszczać państwo stale, lecz niewidocznie, drobnymi krokami. Powszechnie używanym narzędziem, które pozwala na jedno i drugie jest dychotomizacja.

I to jest najważniejsze spostrzeżenie wynikające z międzynarodowych badań porównawczych nowoczesnych dyktatur z całego świata – ich spoiwem i warunkiem istnienia jest plemienna wojna domowa.

Skrajna polaryzacja potrafi zabić demokrację. Jedynie silna i głęboka wzajemna nienawiść mobilizuje wyznawców dyktatury i całkowicie uodparnia ich na krytykę oraz delegitymizuje w ich oczach przeciwników. To już nie są inaczej myślący adwersarze, to są "złodzieje", "zdrajcy ojczyzny" czy "terroryści".

Chodzi o to by podział, był podziałem społecznym. Każdy musi opowiedzieć się po jednej ze stron sporu. Kto nie z nami ten przeciw nam!

W procesie instalowania dyktatury bardzo ważną rolę odgrywa język. Chodzi o to, żeby zmienić znaczenie słów tak, by manipulacja językowa faworyzowała władzę kosztem opozycji. Media podporządkowane reżimowi nie tylko mają chwalić jego sukcesy, uciszając krytykę dawać parasol ochronny dla afer i malwersacji ludzi władzy, ale także zmienić język w ten sposób by służył jej interesom. Najczęstszym powszechnie stosowanym chwytem jest stworzenie znaku równości pomiędzy władzą a ojczyzną.

Gdy władca utożsamia się z państwem, każdy, kto krytykuje reżim jest antypatriotyczny, de facto atakuje całą wspólnotę (państwo, ojczyznę, naród). W ten sposób władza utożsamia się z patriotyzmem i wspólnotą, wykluczając z niej opozycję.

Demokratyczna polityka zakłada, że oponenci polityczni kierują się dobrą wolą i nawet gdy się z nimi nie zgadzamy, to dlatego, że nie mają racji, a nie dlatego, że są symbolem zła. Gdy demokracja działa, opiera się na dwóch fundamentalnych zasadach: wzajemnej tolerancji i powściągliwości. Dyktatorzy depczą je obie.

Badania opisują tragiczną trajektorię, jaką przebyły państwa, które padły ofiarą nowoczesnych dyktatur. Droga ta zaczyna się zawsze w tym samym miejscu – od wolnych i demokratycznych wyborów. Kończy - na maskowanej pozorami legalizmu dyktaturze.

Źródło artykułu:WP magazyn
viktor orbanstalindemokracja
Komentarze (0)