Awantura o ukraińskie zboże i apel o studzenie emocji. "Nie tędy droga"

Spór wokół ukraińskiego zboża doprowadził do największego zgrzytu dyplomatycznego między Polską a Ukrainą. - Apelowałbym o studzenie emocji. Rozwiązania sytuacji trzeba szukać w bezpośrednich rozmowach, a nie w świetle kamer - mówi WP Jacek Piechota, prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

Ukraiński premier Denis Szmyhal nie krył oburzenia decyzją premiera Mateusza Morawieckiego ws. zakazu importu zboża
Ukraiński premier Denis Szmyhal nie krył oburzenia decyzją premiera Mateusza Morawieckiego ws. zakazu importu zboża
Źródło zdjęć: © PAP | Viacheslav Ratynskyi, Zbigniew Meissner
Sylwester Ruszkiewicz

21.07.2023 17:45

- Niedobrze, jeżeli politycy nie wyrażają swoich poglądów w trakcie bilateralnych i bezpośrednich rozmów, a robią to przez konferencje prasowe i media. Takie publiczne wyrażanie stanowisk niepotrzebnie zaognia sytuację. Rozwiązań trzeba szukać poprzez większe zaangażowanie w sprawę Unii Europejskiej przez polski rząd - ocenia Piechota.

"Polska sama zamknie granicę"

Przypomnijmy, jak przekazał premier Mateusz Morawiecki, jeśli Komisja Europejska po 15 września nie przedłuży zakazu wwozu zboża z Ukrainy do pięciu krajów przygranicznych, to Polska sama zamknie granicę na te towary. Zapowiedział, że jeśli pojawią się sygnały destabilizacji na innych rynkach rolnych, dotyczące innych produktów, rząd RP zablokuje ich napływ. - Nigdy nie zostawiamy rolników samych sobie - zadeklarował Morawiecki.

Dodał, że albo Komisja Europejska wypracuje regulacje, które przedłużą zakaz, albo Polska zrobi to sama. Podkreślił, że nasz kraj nadal będzie realizował tranzyt zboża z Ukrainy "w ramach możliwości". - Polacy na tranzycie zarabiają, nie grozi on destabilizacją rynku wewnętrznego, dlatego ten eksport ułatwiamy i tranzyt umożliwiamy - zapewnił szef rządu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W odpowiedzi premier Ukrainy Denis Szmyhal nazwał ruch Polski "nieprzyjaznym i populistycznym". "Rosja zakłóciła inicjatywę zbożową, niszcząc infrastrukturę naszych czarnomorskich portów i po raz kolejny prowokując światowy kryzys żywnościowy. W tym krytycznym czasie Polska zamierza nadal blokować eksport ukraińskiego zboża do Unii Europejskiej. To nieprzyjazne i populistyczne posunięcie, które poważnie wpłynie na globalne bezpieczeństwo żywnościowe i gospodarkę Ukrainy" - napisał na Twitterze.

W piątek Szmyhal tonował swoją czwartkową wypowiedź. Podczas posiedzenia rządu stwierdził, że "zamiast sloganów i doraźnych politycznych korzyści, proponuje współpracę i fachowy dialog".

W mocniejszym tonie wypowiedziała się minister gospodarki Ukrainy Julia Swyrydenko cytowana przez Delo.ua. - Ukraina jest zdecydowanie przeciwna rozszerzeniu przez UE zakazu dostaw produktów rolnych do Polski, Węgier, Słowacji, Bułgarii i Rumunii po 15 września i może podjąć działania lustrzane - stwierdziła. A na Twitterze nazwała decyzję Polski "niedopuszczalną".

Z kolei zdaniem wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego wypowiedź ukraińskiego premiera "była niepotrzebna i niezbyt dyplomatyczna".

"Trudno nie rozumieć ukraińskich partnerów"

Według Jacka Piechoty, prezesa Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, "na pewno zbliżające się wybory parlamentarne w Polsce nie pomagają w merytorycznym i spokojnym rozwiązaniu sprawy".

- To, że będą napięcia między dwiema stronami, wiadomo było od wybuchu wojny. Podpisaliśmy się pod otwartością granic i rynku dla ukraińskich producentów. Ta decyzja zapadła z naszym udziałem, a nie wbrew nam. Trudno nie rozumieć ukraińskich partnerów, kiedy mają przed sobą widmo totalnego zablokowania wywozu zboża, zablokowania portów. A przecież zależy nam na utrzymaniu ukraińskiej gospodarki, ukraińskiej zdolności do obrony - mówi Wirtualnej Polsce były minister gospodarki w rządzie Marka Belki.

I - jak podkreśla - warto ostudzić emocje w tym sporze. - Potrafiliśmy latać do Kijowa, pokazywać się w świetle jupiterów. A kiedy tak naprawdę trzeba być w stolicy Ukrainy, czy rozmawiać w Warszawie, górę biorą przedwyborcze nastawienia i nastroje - komentuje Piechota.

W jego ocenie zdecydowanie wiodąca rolę w rozwiązywaniu problemów powinien odgrywać komisarz unijny ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski.

- A tymczasem jego głosu znowu nie słyszymy. Nie zdziwię się, jak powie za niedługo, że czeka na propozycje rozwiązań. Deklarujemy, że tranzyt przez Polskę będziemy nadal kontynuować. Pytanie, jak działamy na poziomie unijnym, by ten tranzyt zwiększać. Powinniśmy maksymalnie umożliwiać Ukrainie wywóz zboża i produktów żywnościowych dalej - uważa prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

"Polityka na użytek kampanii wyborczej"

Przypomnijmy, 28 kwietnia Komisja Europejska osiągnęła porozumienie z Polską, Bułgarią, Węgrami, Rumunią i Słowacją w sprawie ukraińskich produktów rolno-spożywczych. 2 maja KE poinformowała o przyjęciu tymczasowych środków zapobiegawczych dotyczących przywozu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika, które obowiązywały do 5 czerwca i zostały przedłużone do 15 września.

Zdaniem Marka Sawickiego, posła Koalicji Polskiej - PSL i byłego ministra rolnictwa w rządzie PO-PSL, deklaracja premiera Morawieckiego to "czysty populizm".

- Co innego mówi Wołodymyrowi Zełenskiemu w Kijowie, co innego w Ukrainie, co innego w Polsce, a co innego w Brukseli. Jeżeli na poziomie stolicy Unii Europejskiej szef rządu nie potrafi wypracować stanowiska, które byłoby zgodne z unijnym i chroniło interesy Polski, to świadczy to o słabości tej władzy. To uprawianie polityki przez "słonie w składzie porcelany". Niestety, ale polityka zagraniczna jest prowadzona na użytek wyborów i kampanii wyborczej. Do 2015 roku w sprawach zagranicznych uprawiany był konsensus, uzgadniany z opozycją - mówi WP Sawicki.

W jego ocenie dzisiaj rząd Morawieckiego i unijny komisarz ds. rolnictwa nie podejmują działań na rzecz zbudowania systemu zakupów terminowych nadwyżek żywnościowych w Europie pojawiających się z Ukrainy i redystrybucji tych nadwyżek na afrykański rynek.

- W kontekście zboża z Ukrainy mówimy o rozwiązaniu problemu głodu w Afryce. Zapominamy, że z państwami afrykańskimi w czerwcu dogadał się Władimir Putin. W efekcie Rosja swoją pszenicę i nadwyżki żywnościowe będzie wysyłać do Afryki. To dlatego Kreml nie przedłużył umowy zbożowej po 17 lipca, a Putin zablokował Ukrainę na Morzu Czarnym. Dzisiaj premier mówi, że dzięki zakazowi zadba o rolników. A gdzie był, kiedy zboże w niekontrolowany sposób docierało do naszego kraju? I dlaczego zamiast wywoływać kolejny kryzys dyplomatyczny, nie widzimy efektów pracy unijnego komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego? - pyta retorycznie Sawicki.

Polityk przypomina też, że zakaz dotyczy ukraińskiej pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika, ale przetworzonych produktów już nie. - Jaki to zakaz, jeśli olej rzepakowy czy słonecznikowy swobodnie, bez żadnych ograniczeń, do Polski cały czas wjeżdża - mówi Sawicki.

Piechota również zwraca uwagę na brak synchronizacji z unijnymi instytucjami w tej sprawie.

- Obawiam się, że wydźwięk tej kłótni będzie taki, że znowu dorzucimy kamyczek do ogródka, w którym "Unia Europejska jest zła". Jeżeli nie zaczynamy rozmów w Brukseli w zakresie zwiększenia nakładów na organizację tranzytu i wciągnięcia do debaty Komisji Europejskiej, a deklarujemy, że wbrew Unii Europejskiej zablokujemy eksport, to pokazuje, że chcemy sprawę samodzielnie rozegrać. Zapominając przy tym, że jesteśmy elementem dużego gospodarczego organizmu, jakim jest europejska Wspólnota - mówi prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

I - jak podkreśla - działania Polski w sprawie ukraińskiego zboża zaczynają przypominać pewien schemat.

- Najpierw jest rąbnięcie w stół, zapowiedzenie ostrej decyzji, a dopiero później zmuszenie partnera do tego, by usiąść i porozmawiać. Nie tędy droga. To nie jest dyplomacja, a potrząsanie szabelką - podsumowuje Piechota.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiezbożeukraina
Wybrane dla Ciebie