Trwa ładowanie...
drc5j7b
27-02-2006 14:10

Ziobro: śledztwo z 2001 r. dotyczyło służb, nie dziennikarzy

Śledztwo z 2001 r. dotyczyło nie
mediów, ale służb specjalnych, które chciały wtedy przez media
dyskredytować wysokich urzędników państwa - tak minister
sprawiedliwości Zbigniew Ziobro komentuje publikację "Newsweeka",
że w 2001 r. ludzie ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha
Kaczyńskiego "tropili dziennikarzy 'Rzeczpospolitej'" Annę
Marszałek i Bertolda Kittela.

drc5j7b
drc5j7b

Ziobro uważa, że śledztwo było zasadne. Anna Marszałek oczekuje przeprosin za posądzenie jej o współpracę z UOP. Najnowszy "Newsweek" opisał akta śledztwa sprzed pięciu lat, wszczętego na polecenie ówczesnego prokuratora krajowego Zbigniewa Wassermanna i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego.

Podstawą śledztwa była notatka Elżbiety Kruk (wówczas szefowej gabinetu politycznego ministra L. Kaczyńskiego, dziś szefowej KRRiT), że ma informacje, iż Marszałek i Kittel otrzymali zlecenie wyeliminowania z życia politycznego Marka Kempskiego (wojewody śląskiego), Jerzego Widzyka (ministra transportu) i L. Kaczyńskiego. Jak napisał tygodnik, sprawę badał specjalny zespół prokuratorski; śledztwo umorzono w sierpniu 2001 roku, gdy ówczesny premier Jerzy Buzek odwołał ministra Kaczyńskiego.

Według "Newsweeka", lektura akt śledztwa ukazuje "ogrom zaangażowanych sił i drobiazgowość śledztwa, a równocześnie budzi zażenowanie, bo kilkadziesiąt teczek z 4 tys. ponumerowanych stron nie zawiera niczego, co mogłoby obciążać dziennikarzy". Sprawę tych działań ujawnił w lipcu 2001 r. już po odwołaniu L. Kaczyńskiego jego następca Stanisław Iwanicki, który nazwał je "karygodnymi akcjami".

Na poniedziałkowej konferencji prasowej w Krakowie Ziobro zapewnił, że to nie działalność dziennikarzy, ale służb specjalnych, przekazujących mediom "wybiórcze albo nieprawdziwe informacje", była celem działań prokuratorów. Żadne praworządne państwo nie może godzić się na to, że funkcjonariusze służb specjalnych inspirują materiały prasowe (...) i w konsekwencji wpływają na bieg spraw w państwie - dodał Ziobro.

drc5j7b

Słowa ministra potwierdzili prowadzący tamto śledztwo prokuratorzy Józef Giemza i Roman Pietrzak. W komunikacie napisali, że śledztwo prowadzone w 2001 r. nie dotyczyło dziennikarzy, ale funkcjonariuszy służb specjalnych i prowadzono je w sprawie ewentualnego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy b. UOP. Miało ono polegać na inspirowaniu publikacji prasowych, opartych o materiały będące w posiadaniu tego urzędu.

"W postępowaniu tym - wyjaśniają prokuratorzy - nie zlecono prowadzenia czynności operacyjno-rozpoznawczych wobec dziennikarzy których publikacje, jak oceniono, mogły być inspirowane przez służby specjalne". "Pragniemy podkreślić, że prowadzone przez nas postępowanie było w pełni zgodne z przepisami prawa procesowego i w żaden sposób nie zmierzało do ograniczenia swobód dziennikarskich wynikających z prawa prasowego" - napisali Giemza, obecnie prokurator apelacyjny w Krakowie i Pietrzak, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.

Koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann uważa, że w kontekście tej sprawy trzeba patrzeć na zapowiadaną likwidację Wojskowych Służb Informacyjnych. To jest kapitalny przykład, co może wynikać z braku kontroli służb specjalnych - dodał. Zdaniem Wassermanna w śledztwie z 2001 roku zarysowały się takie wątki, które sensownym czynią dalsze jego prowadzenie. "Materiał dowodowy wzbogacał tezę postawioną w postanowieniu o wszczęciu śledztwa, że możemy mieć do czynienia z przestępstwem" - zaznaczył.

Ziobro poinformował, że w śledztwie zebrano materiały, które potwierdziły, iż funkcjonariusze służb specjalnych niejednokrotnie przekazywali dziennikarzom rozmaite materiały będące w dyspozycji służb; świadkowie zeznali, że dysponowali wiedzą o działaniach mających zdyskredytować Kempskiego, Widzyka i L. Kaczyńskiego. Ten materiał procesowy potwierdza, że śledztwo miało swoje podstawy - ocenił Ziobro.

drc5j7b

Przytoczył też informacje "Rzeczpospolitej" z ostatnich tygodni, jakoby chciał odwołać krakowskiego prokuratora Marka Wełnę, prowadzącego śledztwo w sprawie mafii paliwowej, czy też szukał na niego "haków". To nigdy nie miało miejsca, wielokrotnie o tym mówiłem, wiec zakładam że dziennikarze musieli od kogoś dostać fałszywe informacje. Było to robione celowo, żeby stworzyć atmosferę napięcia (...). Efekt w postaci publikacji czynił napięcie w rozmowach z prokuraturami, którzy mieli poczucie zagrożenia i niepewności - ocenił minister.

Według dziennikarki "Rz" Anny Marszałek, działania Lecha Kaczyńskiego w tej sprawie jako ministra sprawiedliwości było nadużyciem władzy. Jej zdaniem Kaczyński został wówczas "podpuszczony przez kogoś, kto obawiał się publikacji 'Rz' i spontanicznie zareagował na wymyślone bzdury". Żadnego tekstu o Lechu Kaczyńskim, ani jego bracie nie miało wtedy być i to jest w tym wszystkim najzabawniejsze - podkreśliła.

Dodała, że oczekuje publicznych przeprosin. Na podstawie dziennikarskich plotek, że rzekomo ma powstać o nim tekst, Lech Kaczyński publicznie oskarżył mnie o bycie agentem UOP-u. Teraz PiS ma możliwość sprawdzenia, czy byłam nim, czy nie byłam, jestem, czy nie jestem na jawnym czy tajnym etacie. Powinni to zrobić i przekonać się, że to, co opowiadali, było wierutną bzdurą, a jeżeli, pan prezydent ma trochę honoru to powinien mnie przeprosić publicznie - powiedziała Marszałek. Prywatnie już to zrobił; kilka miesięcy po całej tej akcji - dodała.

Podjęliśmy wówczas, jako zwykli szeregowi dziennikarze jednej z redakcji, nierówną walkę z układem i mafijnym, i przestępczym, usytuowanym bardzo wysoko. Zamiast mieć sojusznika w ministrze sprawiedliwości mieliśmy niespodzianego wroga - powiedziała.

drc5j7b
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
drc5j7b
Więcej tematów