PolitykaJanusz Kaczmarek, były szef MSWiA: afera może negatywnie odbić się na wizerunku Polski

Janusz Kaczmarek, były szef MSWiA: afera może negatywnie odbić się na wizerunku Polski

Zaczynam mieć poczucie pewnej destabilizacji państwowości. Obóz władzy wpadł w bagno, z którego trudno będzie mu wyjść. Wypływają kolejne rozmowy polityków piastujących najwyższe państwowe funkcje, które – choć nie przynoszą rozmówcom chluby – świadczą o kardynalnych błędach służb specjalnych - mówi WP.PL mecenas Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy i były minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS.

Janusz Kaczmarek, były szef MSWiA: afera może negatywnie odbić się na wizerunku Polski
Źródło zdjęć: © PAP | Rafał Guz

- Jeśli za aferą stoi zorganizowana grupa, funkcjonariusze obcego wywiadu, rosyjskie służby, źle świadczy to o działaniach naszych służb, które pozwoliły, by politycy byli podsłuchiwani a ich rozmowy trafiły do obiegu publicznego. Na domiar złego, funkcjonariusze, przyzwalając na wielomiesięczny proceder, nie są w stanie wykryć anonimowego sprawcy chaosu. To lekkomyślność i niedbałość – tłumaczy Janusz Kaczmarek.

Janusz Kaczmarek przyznaje, że afera taśmowa ma wiele płaszczyzn. – Z ust wysokich urzędników państwowych padają słowa, które paść nie powinny. Jestem jednak rozdarty w swoim osądzie. Rozumiem argumenty dziennikarzy, ale też apel premiera o opublikowanie całego dostarczonego materiału, wszystkich rozmów. Trzymanie w zanadrzu kolejnych zapisów rodzi obawę, że w ten sposób autor nagrań będzie chciał kogoś szantażować. Trzeba pamiętać o konstytucyjnej wartości, jaką jest ochrona prywatności – mówi adwokat.

Były prokurator krajowy zwraca uwagę, że w świetle przepisów prawa, wszystkie osoby, które zostały bezprawnie nagrane, a ich rozmowy zostały upublicznione, mogą czuć się pokrzywdzone i dochodzić swoich praw na drodze prawnej.

Dodaje, że prywatność rozmówców jest chroniona, a odpowiedzialność karna spada nie tylko na autora nagrań, ale i media. - Nie chcę publicznie oceniać pana Latkowskiego, bo byłaby to ocena krytyczna. „Wprost” oparł swoje artykuły na podstawie podsłuchanych rozmów, jednocześnie publikując zapis nagrań. Oznacza to, że w sposób jednoznaczny naruszył prawo, bowiem odpowiedzialności karnej do lat dwóch podlega również ten, kto ujawnia innym informacje uzyskane za pomocą urządzenia podsłuchowego, do których uzyskania nie był uprawniony. Ewentualny brak odpowiedzialności dziennikarzy można byłoby jedynie oceniać przez pryzmat stopnia społecznej szkodliwości czynu – mówi WP.PL Kaczmarek. Mecenas zauważa, że na ochronę prywatności zwraca uwagę także prawo prasowe i orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Janusz Kaczmarek przypomina, że wraz z żoną w 2010 roku wywalczył 100 tys. zł odszkodowania za opublikowanie w 2009 r. w "Dzienniku" podsłuchów ich prywatnych rozmów z 2007 r., gdy jako były szef MSWiA był w kręgu podejrzeń o przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa. – Nagrania opublikowano w czasie, gdy żona zeznawała przed komisją śledczą. Chodziło o zdyskredytowanie nas w oczach opinii publicznej. Wytoczyliśmy powództwo, uzyskując jedno z największych odszkodowań w Polsce. Sąd apelacyjny utrzymał w mocy orzeczenie – mówi były prokurator.

Przyznaje, że publikacja kolejnych nagrań, może przynieść negatywne skutki. - Istnieje niebezpieczeństwo, że rozmowy zostaną źle odebrane na arenie międzynarodowej i negatywnie odbiją się na naszym wizerunku - mówi Kaczmarek.

Pytany, czy przyspieszone wybory są realnym scenariuszem, mówi: "opozycja niby chce nowych wyborów, powołania rządu technicznego, ale można odnieść wrażenie, że krytykuje jedynie fragmenty rozmów, nie całość. Sądzę, że wynika to z obawy, że w przyszłości wypłyną rozmowy kompromitujące polityków opozycji".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)