Zamieszki na granicy z Białorusią. Policja ujawnia kulisy

We wtorek na przejściu granicznym w Bruzgach doszło do gwałtownych zamieszek między migrantami a polskimi służbami. - Wyglądało to na dobrze zorganizowaną akcję. Ktoś wcześniej wyposażył migrantów w kamienie, ktoś zaopatrzył ich w granaty. Najbardziej agresywne osoby w tłumie były podobnie do siebie ubrane. Na głowach kominiarki i kaptury. Trudno było te osoby zidentyfikować - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa.

Jak relacjonuje policja, atak na granicy trwał ponad dwie godziny. Zaczął się po prawej stronie przejścia granicznego
Jak relacjonuje policja, atak na granicy trwał ponad dwie godziny. Zaczął się po prawej stronie przejścia granicznego
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | Leonid Shcheglov
Sylwester Ruszkiewicz

16.11.2021 15:05

Atak migrantów trwał kilka godzin i zakończył się po godzinie 14. Jak informowała Straż Graniczna, po zamieszkach cudzoziemcy wracali z przejścia granicznego w Bruzgach na teren wcześniejszego koczowiska znajdującego się kilkaset metrów dalej przy linii granicy. Powrót nadzorowały białoruskie służby. Wieczorem w obozie na granicy miało koczować ok 1,2 tys. migrantów.

W wyniku ataku osób inspirowanych przez stronę białoruską jeden z policjantów z warszawskiego garnizonu został ranny, prawdopodobnie doszło do pęknięcia kości czaszki po uderzeniu przedmiotem. Poszkodowana została również funkcjonariuszka Straży Granicznej z placówki z Kuźnicy. Została uderzona kamieniem i przewieziona na SOR. Również od uderzenia kamieniem został ranny jeden z żołnierzy polskiego wojska. Jak poinformował Stanisław Żaryn, rzecznik koordynatora służb specjalnych, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Po południu poinformowano o kolejnych 4 rannych funkcjonariuszach.

O tym, jak wyglądał atak na granicy, zapytaliśmy rzecznika podlaskiej policji Tomasza Krupę, który był na miejscu.

- Zamieszki rozpoczęły się we wtorek rano po prawej stronie drogi, która prowadzi na Białoruś. Jest tam kilkumetrowa skarpa i to tam właśnie policjanci zostali zaatakowani. W ich kierunku leciały kamienie, kawałki betonu i granaty hukowo-błyskowo-gazowe. Na początku napastnicy byli na tyle daleko, że granaty nie dolatywały do polskich policjantów. Później pociski wystrzeliwano w stronę naszych funkcjonariuszy z proc. W międzyczasie z przejścia wycofano kobiety z dziećmi, które zostały odsunięte na tył koczowiska. Na ich miejscu pojawili się agresywni migranci - relacjonuje nam Tomasz Krupa.

- Równolegle do ataku na polską policję na przejściu, wzdłuż ogrodzenia również trwała bitwa. Cały czas rzucano w mundurowych kamieniami, gałęziami, próbowano zniszczyć ogrodzenie. Mieliśmy do dyspozycji armatki wodne, a w pierwszej linii reagowały oddziały prewencji, wyspecjalizowane w działaniach z agresywnym tłumem. Za nami ramię w ramię byli żołnierze i funkcjonariusze Straży Granicznej. Byli też tzw. specjalsi - funkcjonariusze z oddziałów antyterrorystycznych. We wtorek nie było potrzeby ich fizycznego zaangażowania - mówi WP rzecznik podlaskiej policji.

Zdaniem funkcjonariusza eskalacja konfliktu wyglądała "jak dobrze zorganizowana akcja". - Najbardziej agresywne osoby były do siebie podobnie ubrane. Kominiarki na twarzach, a dodatkowo kaptury zaciągnięte na głowę. Wśród migrantów również były osoby agresywne, ale miały one odsłonięte twarze, które można było zidentyfikować. W trakcie zamieszek donoszono w workach kamienie. Nie mam wątpliwości, że ktoś musiał je wcześniej zorganizować. Wyglądało to od początku do końca na akcję białoruskich służb - mówi Tomasz Krupa z podlaskiej policji.

Służby mówią o taktyce bojowej migrantów

W podobnym tonie wypowiadała się Straż Graniczna. Jak przekazała rzecznik Straży Granicznej ppor. Anna Michalska, wśród cudzoziemców atakujących polską granicę identyfikowani są funkcjonariusze służb białoruskich. W cywilnym przebraniu biorą udział w niszczeniu zapory oraz atakach na polskich strażników granicznych, policję i wojsko. - Nasi funkcjonariusze pełnią tam służbę i kojarzą niektóre osoby. Widzimy, że czasami funkcjonariusze białoruskich służb są przebrani w ubrania cywilne, czasami są również w mundurach - powiedziała.

Z kolei rzecznik ministra koordynatora ds. służb specjalnych Stanisław Żaryn podkreślał, że cała akcja została zaplanowana i przeprowadzona przez służby Aleksandra Łukaszenki.

"W poniedziałek kilkutysięczna grupa migrantów z tymczasowego przygranicznego koczowiska, pod nadzorem białoruskich funkcjonariuszy, została ściągnięta na teren zamkniętego punktu granicznego w Bruzgach i przygotowana do siłowego forsowania polskiej granicy. Przeprowadzono tam również działania propagandowe i dezinformacyjne: ściągnięto reżimowe media, a na pierwszy plan wysunięto kobiety i dzieci" - przekazał rzecznik.

I jak dodał, widoczne było również zastosowanie taktyki bojowej – w czasie, gdy jedna grupa migrantów rzucała w polskie siły bezpieczeństwa kamieniami, druga korzystając z osłony niszczyła zabezpieczenia graniczne. "Ataki były koordynowane i obserwowane przez białoruskie służby" - ujawnił Żaryn.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (899)