Rosyjski towar dobija polską branżę. Dowody na polu rolnika spod Puław
Rolnik spod Puław, który zamówił nawozy potrzebne do wiosennych prac polowych, otrzymał produkt z Rosji, wyprodukowany przez firmę z listy sankcyjnej MSWiA. - Jak to się dzieje, że moje pole leży 30 km od Grupy Azoty, a najłatwiej dostępnym towarem jest nawóz z Rosji? - pyta zaskoczony. Tymczasem branża alarmuje: "jesteśmy na wojnie handlowej z Rosją".
- Potrzebowałem nawozów na start prac polowych i na początek wegetacji roślin. Zamówienie miało być zrealizowane na już i w przyzwoitej cenie. Zbytnio nie interesowałem się producentem - relacjonuje WP rolnik spod Puław (woj. lubelskie). Rozmówca prosi o zachowanie anonimowości. Nie spodziewał się, że hurtownia dostarczy produkt pochodzący z Rosji. Pod koniec lutego na pole trafiło 12 ton saletry. Na workach znajdowały się oznaczenia w języku polskim, a także informacja, że producentem nawozu jest Szczekinoazot (Shchekinoaztot) z Tuły w centralnej Rosji.
Gdy nazwę z etykiety wpisze się do wyszukiwarki internetowej, można wyczytać, że to potentat branży nawozowej, który przewija się na liście sankcyjnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. W maju 2023 r. urzędnicy objęli sankcjami spółkę, która była dealerem nawozów rosyjskiej firmy oraz dwoje przedsiębiorców: Olega Fedorczenko i Werę Kuliczkową. Obostrzenia obejmują m.in. zamrożenie środków finansowych na kontach firmy, zakaz działalności oraz uznanie osób za niepożądane w Polsce - wynika z komunikatu MSWiA.
Rolnik zastanawia się: - Jak to się dzieje, że moje pole leży 30 km od Grupy Azoty, a najłatwiej dostępnym lokalnie nawozem jest produkt z Rosji? - pyta. Opowiada, że zrobił zdjęcia etykiet i postanowił nagłośnić sprawę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukraina chce podpisać umowę z USA. "To będzie kolonializm"
Rolnik przekazał zdjęcia Rafałowi Meklerowi, przedsiębiorcy i działaczowi Ruchu Narodowego w woj. lubelskim. Ten zamieścił post w mediach społecznościowych. Na wpis zareagowali kolejni rolnicy, a także handlowcy branży nawozowej, komentując, że rosyjskie nawozy nie są objęte sankcjami.
Jak to możliwe? Produkty te trafiają na polski rynek, bo dystrybucja odbywa się przez pośredników z Litwy lub Białorusi. Trudno się dziwić, że podbijają rynek - są o kilkaset złotych tańsze na jednej tonie od polskich nawozów.
W dodatku wielu rolników jest obrażonych na polskich producentów. To skutek wydarzeń z 2022 r. Gdy w trakcie wojny w Ukrainie zaczął drożeć gaz, cena nawozów wzrosła trzykrotnie. Opisywaliśmy, że Polacy szukali tańszych produktów w Niemczech.
"Działanie obliczone na upadek polskiego sektora"
- Jesteśmy na wojnie handlowej z Rosją. Sprzedaż tanich nawozów to działanie obliczone na upadek polskiego i unijnego sektora. Chcielibyśmy liczyć na patriotyzm zakupowy rolników. Uzależnienie się od rosyjskich nawozów wpłynie na bezpieczeństwo żywnościowe kraju, dając podobny skutek, jak kiedyś import gazu - tak historię rolnika nieoficjalnie komentuje menedżer z branży chemicznej.
Największy koncern chemiczny w Polsce Grupa Azoty zatrudnia 15 tys. ludzi. Jak słyszymy, pracownicy drżą tam o miejsca pracy. Zdaniem analityków giełdowych sprawa nawozów odbija się na wynikach spółki za 2023 r. Odnotowano wtedy stratę ponad 3 mld zł, a przez trzy kwartały 2024 r. również notowano straty. "Żądamy zamknięcia granic dla nawozów spoza Unii Europejskiej", "stop importowi nawozów z Rosji i Białorusi" - z takimi transparentami w listopadzie 2024 r. protestowali związkowcy Azotów.
Embargo na ruski gaz jest tylko fikcją, bo ten gaz jest sprowadzany w postaci nawozów, a to daje Putinowi dodatkowo większą marżę.
"Zapowiadane przez pracodawcę dalsze cięcia i kontynuacja restrukturyzacji może doprowadzić (...) do rozpoczęcia niekontrolowanych niepokojów" - czytamy w stanowisku Komisji Krajowej Solidarności, odnoszącym się do Grupy Azoty.
- Informacje dotyczące rzekomych braków w zakresie produktów traktujemy jako próbę dezinformacji. W styczniu i lutym 2025 r. sprzedaliśmy kilkaset tysięcy ton nawozów. Blisko 100 dostaw zrealizowaliśmy pociągami, dostawy autami objęły 12,5 tys. adresów w Polsce - komentuje Monika Darnobyt, rzeczniczka prasowa Grupy Azoty. Apeluje, by rolnicy, którzy spotkają się z komunikatem, jakoby polskich produktów brakowało, kontaktowali się autoryzowanymi dystrybutorami.
Rozmówczyni podkreśla, że do spółki trafiają relacje i zdjęcia o dostępności rosyjskich nawozów w Polsce. Firma "dostrzega aktywność lobby, które obawia się ukrócenia patologii, gdzie kraje nieposiadające zdolności produkcyjnych wskazywane są jako oficjalni producenci nawozów", dostępnych na polskim rynku.
- Faktem jest jednak, że w sprzedaży są dostępne nawozy z Rosji i Białorusi, i bardzo wielu rolników decyduje się na ich zakup z uwagi na cenę. Musimy pamiętać, że w finalnej cenie nawozów kluczową rolę odgrywają wysokie koszty gazu, czy m.in. opłaty za emisje CO2, których nie muszą ponosić producenci z Rosji i Białorusi - dodaje Darnobyt.
- Niezmiennie stoimy na stanowisku, że utrzymanie produkcji nawozowej w UE to gwarancja naszego bezpieczeństwa. W scenariuszu bez producentów z UE, kwestią czasu byłoby podniesienie cen nawozów z importu - podkreśla rzeczniczka prasowa Grupy Azoty.
Pieniądze, "aby mogli zabijać ukraińskie dzieci"
8 stycznia 2025 r. w Sejmie odbyła się dyskusja na temat konieczności objęcia sankcjami nawozów importowanych z Rosji i z Białoruś. Poseł Paweł Rychlik z Prawa i Sprawiedliwości grzmiał, że pieniądze zarobione na nawozach finansują "zabijanie ukraińskich dzieci".
Dzisiaj zakłady azotowe borykają się z ogromnymi kłopotami. Hasło polskiej prezydencji to "bezpieczeństwo", ale panie ministrze, jeśli tak dalej pójdzie, to właśnie bezpieczeństwo żywieniowe, w którego skład wchodzi oczywiście zapewnienie nawozów, będzie zagrożone i będziemy uzależnieni od ruskich nawozów. Polska w 2024 r. wydała 1,3 mld zł właśnie na te nawozy. Te pieniądze podaliśmy Ruskim na tacy na produkcję pocisków i amunicji, aby mogli zabijać ukraińskie dzieci. Czy macie na to pomysł?
W imieniu rządu w Sejmie głos zabrał wiceszef MSWiA Czesław Mroczek. Wypunktował, że krajowa lista sankcyjna obejmuje teraz 523 wpisy dotyczące osób i firm reprezentujących rosyjski i białoruski kapitał.
- W grudniu podjęto decyzję o wpisaniu na listę sankcyjną czterech firm (...) powiązanych z firmami produkującymi nawozy mineralne na Białorusi na listę sankcji. Działamy dwutorowo: prokuratura i Krajowa Administracja Skarbowa w zakresie obchodzenia sankcji, a my wchodzimy bezpośrednio, umieszczamy te firmy na krajowej liście sankcyjnej, mrożąc ich aktywa, uniemożliwiając ich działanie w ogóle. W tym zakresie będziemy bardzo aktywni, jeżeli chodzi o segment nawozowy - zapowiedział Mroczek.
Co robi polski rząd? Plan na cła zaporowe
Jak dowiaduje się WP, pod koniec w 2024 r. nasi dyplomaci z Brukseli planowali, że Polska podczas swojej prezydencji będzie zabiegać o wprowadzenie ceł na rosyjskie nawozy. Dlaczego nie sankcje? Obawiano się sprzeciwu Węgier.
Decyzja w sprawie obostrzeń zależy od Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej. W przeciwieństwie do sankcji, cła nie wymagają w głosowaniu jednomyślności państw członkowskich UE. Wystarczy zgoda 15 krajów, reprezentujących 65 proc. ludności UE.
28 stycznia rząd poinformował, że Komisja Europejska przyjęła propozycję nałożenia ceł na nawozy azotowe z Rosji i Białorusi. Według informacji Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi do jednej tony nawozu doliczano by równowartość 40 lub 45 euro. Dopiero po trzech latach cła miałyby osiągnąć "poziom blokujący", czyli 315- 430 euro od tony.
Poprosiliśmy MRiRW o komentarz do relacji rolnika spod Puław. Czy urzędnicy dostrzegają problem związany z możliwym obchodzeniem sankcji oraz sytuacją rolników?
Popieramy koncepcję podwyższenia ceł na nawozy z Rosji i Białorusi. Wskazując na konieczność monitorowania sytuacji na rynku nawozów, celem przeciwdziałania ewentualnym podwyżkom ich cen dla rolników. Podwyższenie ceł nie oznacza zakazu importu, ma spowodować jedynie jego mniejszą opłacalność, stanowiąc zachętę do rozwoju produkcji unijnej.
W lutym Polska Izba Przemysłu Chemicznego ostrzegała, że zaproponowane przez Komisję Europejską cła na nawozy z Rosji i Białorusi są niewystarczające. Izba wskazała konieczność bardziej "zdecydowanych działań w celu ochrony europejskich producentów oraz stabilizacji rynku". Jej zdaniem import zagraża 76 tys. miejsc pracy w branży w UE, w tym w Polsce.
- Propozycję Komisji Europejskiej uważamy za idącą w dobrym kierunku, lecz zachowawczą. Rozumiemy, że jest to pewna forma kompromisu pomiędzy sektorem przemysłowym a rolnym - komentuje dla WP przedstawicielka Grupy Azoty.
Rosja ogłasza sukces. Rzecznik Putina kpi: "Nie warto komentować"
W przypadku przyjęcia wniosku przez państwa członkowskie UE, cła zaczną obowiązywać od lipca 2025 r. Jedna czwarta nawozów importowanych przez UE pochodzi z Rosji, która stała się największym dostawcą po Egipcie i Kanadzie - podał w lutym unijny Eurostat (tu link do publikacji). Z tych samych danych wynika, że polscy odbiorcy zamówili od Rosji 1,3 mln ton nawozów w 2024 roku.
Temat podchwyciła państwowa rosyjska agencja RIA Novosti. "Wielkość eksportu do Polski wzrosła w ciągu roku dwukrotnie, osiągając rekordową wartość 422,3 mln euro. Tym samym efekt odcięcia rosyjskich firm z 2022 roku został całkowicie zniesiony z IV kwartale 2024" - poinformowali triumfalnym tonem.
Rosyjscy dziennikarze sami zauważyli, że eldorado może się skończyć, gdy UE wprowadzi cła. Pytany o to rzecznik prasowy prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow odparł, że do czasu uzyskania unijnej zgody "nie warto omawiać tej kwestii".
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski