Wybuch gazu w łódzkim bloku. "To nie był przypadek"
Pojawiły się nowe fakty w sprawie eksplozji, do której doszło w jednej z łódzkich kamienic. Prokuratura podaje, że 34-letnia lokatorka mogła świadomie doprowadzić do wybuchu.
Do incydentu doszło w czwartek w bloku przy ulicy Dąbrowskiego. Z budynku ewakuowano około 20 osób, jedna osoba została poparzona. Zdaniem Krzysztofa Kopanii z łódzkiej prokuratury, zdarzenie prawdopobnie nie było dziełem przypadku.
W zniszczonym mieszkaniu, w którym doszło do eksplozji, znaleziono kuchenkę gazową. - Ktoś odkręcił w niej cztery kurki. Gaz stopniowo uwalniał się w lokalu - mówi Kopania w rozmowie z tvn24.pl.
Śledczy podejrzewają, że zrobiła to celowo 34-latka, którą po wybuchu znaleziono w mieszkaniu. Teraz prokuratura będą wyjaśniać okoliczności zdarzenia.
Jak podkreśla Krzysztof Kopania, kiedy na miejscu pojawiły się służby, kobieta płonęła. - W szpitalu okazało się, że ma poparzone 70 proc. powierzchni ciała - poinformował. Kobieta trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
Jeżeli wróci do zdrowia, może usłyszeć prokuratorskie zarzuty. 34-latka za spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób może spędzić w więzieniu do 10 lat.
Źródło TVN24