PolitykaWojna o urlopy - Kaczyński miał więcej wolnego niż Tusk

Wojna o urlopy - Kaczyński miał więcej wolnego niż Tusk

Premier Donald Tusk powiedział, że nie przyjmuje złośliwości Jarosława Kaczyńskiego dotyczących tego, że bierze urlop, będąc premierem. Podkreślił, że w ciągu sprawowania urzędu wykorzystuje rocznie mniej dni urlopu niż prezes PiS, kiedy był premierem. Tusk dodał, że Kaczyński swoimi złośliwościami "trafia kulą w płot, a właściwie sobie w kolano".

Wojna o urlopy - Kaczyński miał więcej wolnego niż Tusk
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka

18.01.2012 | aktual.: 18.01.2012 15:42

Premier Donald Tusk powiedział, że jest mu przykro, gdy słyszy krytykę ze strony polityków PiS dotyczącą jego urlopu. Jak podkreślił, każdy ma prawo do wzięcia wolnych dni, a on tego prawa nie nadużywa.

Na początku stycznia prezes PiS Jarosław Kaczyński wezwał szefa rządu do przerwania urlopu z powodu "poważnego kryzysu w wymiarze sprawiedliwości i jawnego konfliktu w prokuraturze".

- Jest mi osobiście przykro, kiedy słyszę od liderów PiS nieustanne ubolewanie na temat mojego urlopowania. Sądzę, że każdy człowieka ma prawo do jakiegoś urlopu. Ja nie nadużywam tego prawa - powiedział na konferencji prasowej premier.

- Pragnę państwu uświadomić, że premier Jarosław Kaczyński w 2007 roku, kiedy przez cały rok był premierem, wykorzystał 17 dni urlopu, a za 18 dni niewykorzystanych wypłacono mu ekwiwalent - podkreślił.

Tusk poinformował, że jako szef rządu w 2008 roku wykorzystał 11 dni urlopu, w 2009 - 10, w 2010 - 9 dni, a w 2011 - 5 dni.

- Nie mówię, że jestem stachanowcem. Kiedy potrzebuję wypoczynku, by lepiej pracować, wykorzystuję czas wolny i wypoczywam, ale nie przyjmuję złośliwości pana prezesa Kaczyńskiego pod moim adresem, bo trafia kulą w płot. A właściwie sobie w kolano - powiedział Tusk.

"Nie wskażemy, kto ma rację"

Premier Donald Tusk poinformował, że zlecił ministrowi sprawiedliwości Jarosławowi Gowinowi pilne przygotowanie projektu zmian w ustawie o prokuraturze dotyczących m.in. usytuowania prokuratury wojskowej.

Prokurator generalny Andrzej Seremet chce zmiany szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej; wniosek o zaopiniowanie płk. Jerzego Artymiaka na następcę gen. Krzysztofa Parulskiego wpłynął do MON. Ostateczna decyzja należy do prezydenta.

- Zleciłem ministrowi sprawiedliwości szybkie przygotowanie stosownych korekt i rekomendacji w ustawie o prokuraturze - zapowiedział Tusk.

Jak dodał, "dotyczy to nie tylko usytuowania prokuratury wojskowej, a więc włączenia jej do prokuratury cywilnej z zachowaniem jakiejś części specyfiki związanej głównie z przestępstwami o charakterze szpiegowskim czy w warunkach wojennych lub misji zagranicznych".

- Należy się spodziewać tu bardzo szybkiej inicjatywy ze strony ministra sprawiedliwości, a więc i rządu, która powinna trafić też możliwie szybko do parlamentu - powiedział premier.

Tusk oświadczył, że ani on, ani minister sprawiedliwości, ani prezydent nie mają wątpliwości, że takie korekty są potrzebne. Jak dodał, niewykluczone, że dopiero wskutek zmian ustawowych właściwe byłyby konsekwencje personalne. - Ja opowiadam się raczej za takim spokojnym kierunkiem działań, co nie znaczy, że powolnym - zaznaczył premier.

Jak podkreślił, najważniejsze jest, aby instytucje państwa współodpowiedzialne za ład w prokuraturze nie były stronami w konfliktach personalnych. Poinformował, że w ostatnich godzinach rozmawiał o tym z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Tusk ocenił, że rola prezydenta w tym procesie "będzie tak czy inaczej wiodąca ze względu na uprawnienia ustawowe".

Premier zapewnił też, że "w żadnym wypadku przedstawiciel rządu nie będzie działał po to, aby dać satysfakcję któremuś z prokuratorów uwikłanych w niepotrzebny, publiczny spór".

- Decyzje rządowe nie będą wskazaniem, kto ma rację w sporze. Nie o tego typu rozstrzygnięcie chodzi - zaznaczył.

Premier podkreślił, że prokurator generalny może wnioskować do ministra obrony narodowej nie o odwołanie obecnego szefa naczelnej prokuratury wojskowej gen. Krzysztofa Parulskiego, tylko o powołanie nowego jej szefa. - Co oczywiście automatycznie skutkuje zmianą - dodał.

- Ale w mojej ocenie i w ocenie ministra obrony narodowej to musi być bezdyskusyjna zmiana na lepsze, a nie zmiana dlatego, że prokuratorzy mają kłopot, by dojść ze sobą do porozumienia - oświadczył Tusk na konferencji prasowej.

Premier podkreślił, że będzie oczekiwał od szefa MON "ewentualnej pozytywnej decyzji tylko w przypadku, kiedy będzie miał stuprocentowe przekonanie, że taka zmiana jest jednoznacznie zmianą na lepsze i że będzie gwarantowała lepsze funkcjonowanie prokuratury wojskowej".

Kwestie związane z ewentualnym odwołaniem Parulskiego pojawiły się po ubiegłotygodniowych wydarzeniach, gdy prokurator wojskowy z Poznania płk Mikołaj Przybył postrzelił się w przerwie konferencji prasowej. W trakcie tej konferencji zapewniał, że nie złamał prawa, nadzorując postępowanie w sprawie przecieków ze śledztwa smoleńskiego. Przybył protestował też przeciw planom likwidacji prokuratury wojskowej.

Tego samego dnia, również na konferencji prasowej, Parulski uznał za niestosowne zlecenie przez prokuratora generalnego prokuraturze cywilnej analizy działań prokuratury wojskowej ws. przecieków ze śledztwa smoleńskiego. Upublicznienie przez Andrzeja Seremeta wniosku analizy, zanim poznała ją NPW, uznał za nieetyczne.

Zgodnie z prawem naczelnego prokuratora wojskowego, który jest zastępcą prokuratora generalnego, powołuje i odwołuje prezydent. Wniosek w tej sprawie składa prokurator generalny w porozumieniu z szefem MON, ale opinia MON - nawet negatywna - nie jest wiążąca dla prezydenta. Z przepisów wynika, że kandydat musi być prokuratorem NPW. Spośród prawie 160 czynnych prokuratorów wojskowych prokuratorów NPW jest około 30.

Prace komisji Millera będą wznowione?

Premier Donald Tusk zapowiedział, że decyzję w sprawie ewentualnego wznowienia prac komisji Jerzego Millera, która badała przyczyny katastrofy smoleńskiej podejmie po spotkaniu z członkami tej komisji. Premier nie widzi jednak na razie podstaw do ich wznowienia.

Premier podkreślił, że komisja, którą kierował b. szef MSWiA Jerzy Miller, "miała obowiązek pracować, aby uzyskać najbardziej prawdopodobny, co nie znaczy, że w każdym miejscu 100-procentowo potwierdzony w sensie procesowym, obraz zdarzenia".

- I w mojej ocenie, po zapoznaniu się z tą informacją dotyczącą odczytu, który został przeprowadzony przez fachowców z krakowskiego Instytutu Sehna, nie wynika jednoznaczna potrzeba wznowienia prac komisji - podkreślił Tusk. - Żadna z konkluzji komisji nie została podważona - dodał szef rządu.

Jego zdaniem jeśli chodzi o przypisanie głosów nagranych w kabinie pilotów Tu-154M, po badaniu Instytutu Sehna, "mamy nadal pewność, że w kabinie znajdowały się osoby spoza bezpośredniego składu załogi".

- Pojawiły się nowe słowa, które raczej potwierdzają tezę, że w kabinie znajdowały się osoby, które w normalnej procedurze nie powinny się tam znaleźć. W jakimś sensie zatem ta ekspertyza krakowska raczej wzmacnia to przekonanie, jakie wyraziła komisja Millera o tym, że nie zachowano wszystkich procedur, w tym tych dotyczących osób postronnych w kabinie - ocenił premier.

- Czy wnioski, jakie wyciągnęli specjaliści z komisji Millera są za daleko idące? Być może, jeśli bierzemy pod uwagę 100-procentową pewność o charakterze procesowym, to tak. Ale właśnie po to jest komisja niezależnie działająca także od prokuratury, aby dawać nam prawdopodobny obraz zdarzenia, a nie po to, żeby przeprowadzać proces na 100-procentowych dowodach - zaznaczył Tusk.

Jego zdaniem więc "różnice pomiędzy systemem pracy i zasadą funkcjonowania komisji i prokuratury powinna być dla wszystkich jasna, chyba że ktoś ma złą wolę i celowo wpływa na opinię publiczną".

Dlatego też - jak dodał - aby uniknąć wszelkich wątpliwości, poprosił o spotkanie z członkami komisji Millera, w tym z samym b. szefem MSWiA, wiceszefem komisji, a także z szefami zespołów, które pracowały w jej ramach.

- W piątek w południe poproszę ich także o ocenę i rekomendację, czy są przesłanki, abym mógł, czy powinienem skorzystać z tego przepisu, który premierowi daje prawo do wznowienia pracy komisji - zaznaczył Tusk. Zapowiedział, że po wysłuchaniu opinii członków komisji decyzję w tej sprawie podejmie jeszcze w piątek.

Odnosząc się do apelu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, by przeprosił Ewę Błasik, wdowę po dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeju Błasiku, Tusk powiedział: "jestem gotów każdego dnia wyrażać współczucie, a i tak wiem, że żadne słowa nie uleczą ran bliskich po śmierci członków rodzin w katastrofie smoleńskiej". - Wyrazy serdecznej solidarności i współczucia płynęły zawsze, kiedy okoliczności kazały nam to czynić - zwrócił uwagę premier.

Przypomniał, że w raporcie komisji Millera ocena zachowania gen. Błasika była "jednoznaczna i nie była negatywna".

Premier przywołał fragment raportu końcowego komisji, która stwierdziła: "Dowódca Sił Powietrznych w żaden bezpośredni sposób nie ingerował w proces pilotowania. W żaden sposób nie można mówić o bezpośrednim nacisku dowódcy Sił Powietrznych na dowódcę statku powietrznego, a szerzej na załogę. Można natomiast twierdzić, że istniała presja, która oddziaływała na załogę w sposób pośredni, związana z rangą lotu, obecnością najważniejszych osób w państwie na pokładzie samolotu i wagą uroczystości w Lesie Katyńskim".

Jak podkreślił Tusk, badania komisji Millera "to nie to samo co działania prokuratury, która ma obowiązek zebrać taki materiał dowodowy, który może być użyteczny w procesie, więc nie może budzić wątpliwości". "Zadaniem prokuratury jest stwierdzenie odpowiedzialności i doprowadzenie do skazania winnych. Zadaniem komisji Millera jest możliwie wierna symulacja sytuacji, by sformułować wskazania, dzięki którym taka sytuacja więcej się nie powtórzy".

Według poniedziałkowej prezentacji prokuratury wojskowej biegli nie przypisali gen. Andrzejowi Błasikowi żadnej z zarejestrowanych wypowiedzi z kokpitu Tu-154M; nie ma też dowodów wykluczających obecność generała w kabinie.

Pytany, czy Polska będzie naciskała na Rosjan, żeby skorygowali raport MAK, powiedział: "Procedury i przepisy międzynarodowe są dla nas niezbyt korzystne, tzn. jeśli obie strony nie są zainteresowane współpracą, a stanowisko Rosji w tej kwestii jest znane, nie mamy za dużo amunicji, która by nakłoniła czy zmusiła stronę rosyjską do przyjęcia polskiego stanowiska".

Tusk zapewnił, że reakcja strony polskiej na raport MAK była bardzo twarda, a - jak zaznaczył - niektórzy zarzucili mu nawet, że była zbyt twarda i zbyt szybka. - Wiem, że głównie pisowska opozycja, ale także te kręgi, które ze Smoleńska chcą robić taki nieustanny bicz na rząd, zapominają, że my i ja osobiście zareagowałem nie na raport MAK, ale na projekt raportu MAK - prewencyjnie, mówiąc, że istotne tezy z tego raportu są niedopuszczalne i nie do zaakceptowania przez stronę polską - mówił premier.

- Nie mamy żadnych wątpliwości, że sposób prezentowania przez Rosjan raportu MAK, był próbą retorsji w związku z naszą twardą jednoznaczną oceną niektórych wątków raportu MAK - powiedział szef rządu.

Przypomniał też, że rozmawiał wówczas telefonicznie z premierem Władimirem Putinem i uprzedzał go, że projekt raportu MAK, nie jest dla Polski do zaakceptowania. - Nie mam żadnych wątpliwości, że polska reakcja na projekt raport MAK była adekwatna do potrzeb. Także raport Millera jest w całości odpowiedzią - pogłębioną, merytoryczną - na słabości i nierzetelności, przynajmniej w istotnych fragmentach raportu MAK - zaznaczył.

- Staramy się i sądzę, że robimy to z dużą determinacją prezentować polskie stanowisko, moim zdaniem bez porównania bardziej obiektywne, wobec przyczyn katastrofy smoleńskiej zarówno w Rosji, jak i wobec opinii światowej i to robimy - zapewnił Tusk.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (343)