Wiesław Gałązka: Duda występuje w roli Dawida walczącego z Goliatem
PiS-owski bulterier dotkliwie pogryzł prezydenta. Krew się polała - tak debatę prezydencką w TVN ocenia specjalnie dla WP Wiesław Gałązka, ekspert ds. wizerunku. Zdaniem naszego rozmówcy czwartkowe starcie miało znacznie wyższą temperaturę niż to sprzed czterech dni w TVP i Polsacie.
21.05.2015 | aktual.: 21.05.2015 23:42
Wykładowca Dolnośląskiej Szkoły Wyższej jest pod wrażeniem formy prezydenta, który pokazał, że jest silnym przywódcą. Ekspert wskazuje jednak, że prezydenta ciągną w dół "ołowiane buty PO". - Stąd Duda od razu próbował zdefiniować Komorowskiego jako człowieka Platformy. Partii, która przez osiem lat mocno się zdegenerowała. To był atak, który miał prezydenta pogrążyć. Jeśli Komorowski miałby wygrać to różnicą 1-2 proc. Arytmetyka jest nieubłagana - ocenia.
- Ta debata w założeniu organizatorów miała przypominać ring bokserski, ale okazała się walką w klatce - uważa Gałązka. Zdaniem eksperta ds. wizerunku ze strony Dudy padło wiele nieczystych, demagogicznych ciosów. Kandydat PiS był świetny erystycznie. - To był racjonalizm i rzeczywistość versus slogany i emocje. Przy czym obawiam się, że to slogany mogą silniej oddziaływać wobec panującej niechęci do PO - mówi Gałązka. Jego zdaniem Duda był ostry i spełnił oczekiwania. - Kandydat PiS walczy va banque. W tej opowieści występuje w roli Dawida walczącego z Goliatem - stwierdza.
Rozmówca WP dostrzega analogię między sytuacją Dudy a położeniem Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. - Teraz PiS ma swojego Kwaśniewskiego, który mówi o przyszłości, podczas gdy Komorowski powołuje się na swoje zasługi i przeszłość. A ludzie chcą wizji, dlatego Duda wychodzi z założenia: nikt wam nie da tyle, ile ja wam mogę obiecać - mówi Gałązka. Zdaniem Gałązki debata może skłonić wielu zwolenników lewicy do wsparcia Komorowskiego. - Mogą się obawiać zaostrzonej kosiarki IV RP, która teraz będzie kosić z trawą - stwierdza.
Zaskoczeniem dla eksperta było "wyciągnięcie" przez prezydenta teścia Dudy, znanego poety i krytyka literackiego prof. Juliana Kornhausera. Podkreśla jednocześnie, że to Duda jako pierwszy "obudził demony antysemityzmu" pytaniem o Jedwabne podczas poprzedniej debaty. - Kiedy "Newsweek" w swoim tekście wspomniał o żydowskim pochodzeniu teścia Dudy, Jarosław Kaczyński stwierdził, że przypomina to Marzec 1968 r., a takich ludzi jak Tomasz Lis powinno się usuwać z życia publicznego. Czy prezes PiS jest w stanie zastosować takie same standardy w stosunku do samego Dudy? Czy doktorowi prawa nie jest wstyd schylać się po głosy wyborców pana Grzegorza Brauna i innych ciemnych postaci polskiej demokracji? - zastanawia się Gałązka.
W opinii rozmówcy WP elektorat Dudy pytania o Smoleńsk i Krystynę Pawłowicz może odebrać jako przejaw braku obiektywizmu ze strony dziennikarzy TVN. W środę w mediach o. Rydzyka Jarosław Kaczyński sugerował, że Bronisław Komorowski mógł znać pytania niedzielnej debaty. - Nie wiem, bo oczywiście nie mam dowodów. No, ale miał te kartki w ręku, z których odczytywał... - mówił prezes PiS. Ta wersja utrwali się wśród zwolenników PiS. Zdaniem Gałązki za tym posunięciem mógł stać Jacek Kurski. Przed debatą wielu spodziewało się, że pojawi się kolejny "dziadek z Wehrmachtu", ale tak się nie stało. - Obie strony wiedziały, że ten, kto wyprowadzi tak mocne uderzenie nie będzie miał za sobą Polaków - przekonuje Gałązka.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska