Sąd Okręgowy wydał dziś wyrok w sprawie 33-letniego menadżera Mariusza B., oskarżonego o zabójstwo czterech osób – męża i córki swojej kochanki oraz uczestnika kursu tańca i księdza jednej z warszawskich parafii. Do dziś nie znaleziono ciał ofiar. Obrona żądała uniewinnienia, prokurator - dożywocia.
To jedna z najbardziej skomplikowanych spraw polskiego sądownictwa. Sam proces trwał ponad dwa lata. Sprawa była opisywana wielokrotnie, sięga bowiem jeszcze lat 90. Ostatecznie zapadł wyrok skazujący Mariusza B. na dożywocie.
33-letni morderca odpowiedział dziś za zabójstwo czterech osób, próbę wymuszenia pieniędzy, kradzież z konta innej. - Przeraża nie tylko seria zabójstw, ale i sposób ich dokonania. Morderca z zimną krwią dusił swoje ofiary, patrząc im prosto w oczy. – tak mówił policjant , który zajmował się sprawą przez lata.
Sąd uznał, że w 2006 roku Mariusz B. uprowadził Zbigniewa D i jego 18-letnią córkę oraz udusił ich w okolicach Pułtuska. Rok później uprowadził 55-letniego Henryka S i postąpił z nim tak samo. Ostatnią ofiarą B. był ksiądz zamordowany w 2008 roku. Powodem ostatniego morderstwa miało być molestowanie oskarżonego przez duchownego.
Mariusz B początkowo przyznał się do uduszenia czterech osób, jednak po jakimś czasie wycofał się z tych wyjaśnień. Jak czytamy w Gazecie.pl, policjantom, którzy przekopywali kolejne miejsce, w poszukiwaniu ofiar, mówił "Ch..a na mnie macie".
Ciał nigdy nie znaleziono, ale prokuratura jest przekonana, że osoby te nie żyją. Oskarżyciel zwrócił dziś też uwagę, że biegli psychologowie i seksuolog stwierdzili u oskarżonego "osobowość psychopatyczną, tendencję do kłamania, niskie poczucie winy i skłonność do narzucania innym swej woli".
33-latek po 40 latach może ubiegać się o przedterminowe zwolnienie. Jego kuzyn, Krzysztof R., który miał pomagać mu w zbrodni, został skazany na 9 lat pozbawienia wolności. Wyrok sądu zapadł jednomyślnie.
Przeczytajcie też: Nastolatki próbowały ukraść dwie butelki wódki i perfumy
