Urząd dzielnicy Żoliborz odcina się od "afery naklejkowej": "na przekór kibolskim obyczajom"
"Prawdziwą wizytówką Żoliborza nie jest ksenofobiczna naklejka".
Kilka dni temu na Żoliborzu rozpętała się "afera naklejkowa". Na szybach zaparkowanych samochodów pojawiły się nietypowe wlepki: "Żoliborz dla Żoliborzan. Nie zajmuj miejsca należnego lokalnym mieszkańcom!". Urząd dzielnicy stanowczo potępia akcję i wyjaśnia, co jest symbolem dzielnicy.
- Prawdziwą wizytówką Żoliborza nie jest ksenofobiczna naklejka, od której się odcinamy i którą stanowczo potępiamy – napisali na stronie internetowej urzędu jego pracownicy.
Wyjaśniają, co jest symbolem dzielnicy: - Prawdziwą wizytówką Żoliborza jest baner "Żoliborz wita!" zatknięty na nabrzeżu wiślanym na powitanie desantu pojednania, który przybył przez rzekę z leżącego na przeciwległym brzegu Targówka. Powitanie było przyjazne i serdeczne, niezmącone niedawnym sporem o most Krasińskiego, a właśnie wbrew niemu. Fakt ten przypominać będzie potomnym kasztanowiec Bartek posadzony na skwerze Igora Newerlego przez burmistrza Krzysztofa Buglę – czytamy na stronie internetowej.
Urzędnicy przekonują, że każdy "przybysz" będzie mile widziany na Żoliborzu. - Jesteśmy otwarci i gościnni. Odwiedzajcie nas bez zapowiedzi. Otwieramy przed Wami wszystko, czym Żoliborz chciałby się pochwalić i podzielić z innymi. Wszak mieszamy wspólnie w jednym mieście, któremu na imię Warszawa. Niech to nas łączy, a nie dzieli na przekór kibolskim obyczajom - informują urzednicy.
Od czego się zaczęło?
Kilka dni temu na łamach WawaLove.pl opisywaliśmy sprawę "karnych naklejek" dla przejezdnych, które pojawiły się na jednej z warszawskich dzielnic. "Żoliborz dla Żoliborzan. Nie zajmuj miejsca należnego lokalnym mieszkańcom!" - można wyczytać na nietypowej wlepce.
Sprawę nagłośnił Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, który opublikował zdjęcie wlepki, sugerując, że za akcją może stać osoba powiązana z środowiskiem jednego z żoliborskich radnych - Tomasza Michałowskiego. W rozmowie z WawaLove.pl zdementował doniesieia OMZRiK. - Nie jest to moja inicjatywa i nie wiem, kto ją organizuje. Są to pomówienia - podkreślał.
Po publikacji artykułu skontaktował się z nami Stanisław Trzciński, administrator strony "Żoliborz Oficerski", która jako pierwsza zauważyła i opisała aferę naklejkową w dzielnicy. Trzciński poinformował nas, że mieszkańcy przeprowadzili własne śledztwo.
- Zostaliśmy poproszeni o interwencję przez jednego z mieszkańców ul. Hozjusza, gdzie zaobserwowano pierwsze wlepki - opowiada. - Nam zaś zależy, aby mieszkańcy naszej dzielnicy nie byli kojarzeni z takimi akcjami, chcemy to zdusić w zarodku - dodaje Trzciński.
"Szkodzi naszej dzielnicy"
Żoliborzanie wybrali się w sobotę w okolice ul. Hozjusza, aby sprawdzić, co się dzieje. - Cztery samochody były oklejone naklejkami na samej Hozjusza. Auta stały z dwóch krańców ulicy oraz jeden nieopodal skrzyżowania z ul. Kossaka. Miały ewidentnie rejestracje spoza Żoliborza, trzy z nich spoza Warszawy. Dwa z nich zaparkowane prawidłowo, a dwa nieprawidłowo - tłumaczy Trzciński.
To jednak nie wszystko. - Jeden z samochodów weselników z Lublina, który gościł w domu weselnym (tzw. Dom Pielgrzyma) przy kościele Św. Stanisława Kostki, zaparkował chwilę wcześniej i zdążył już dostać wlepkę - opowiada Stanisław Trzciński. Ponadto żoliborzanie znaleźli dwa oznaczone samochody na ul. Kozieutlskiego i jeden na ul. Krasińskiego blisko od ul. Hozjusza.
Według źródeł "Żoliborza Oficerskiego" inicjator akcji prowadzi dystrybucję naklejek samodzielnie. - Nadal staramy się potwierdzić, kto to jest - podkreśla Trzciński. Dlaczego to robią? - Po to aby z nim porozmawiać. Wytłumaczyć jak bardzo szkodzi i sobie i naszej dzielnicy, w tym jej wizerunkowi w Warszawie - dodaje.
Mieszkańcy potępiają akcję
Jak czytamy na profilu "Żoliborza Ofcierskiego" na Facebooku, dla osób prowadzących lokalne śledztwo najważniejsza jest reakcja mieszkańców Żoliborza, dystansujących się od hasła z naklejki.
- To jest właśnie prawdziwy żoliborski duch. Otwartości, społecznikostwa i walki z ksenofobią. Nie zgadzamy się ani z formą, ani z treścią protestu. Zaś problemy bezsilnych mieszkańców okolic pl. Wilsona, nie mogących parkować jak kiedyś, ze względu na przyjezdne samochody do stacji metra, jest są nam znane i popieramy prowadzone prace by wdrożyć inne rozwiązania w tym zakresie - podkreślają autorzy postu, potępiając akcję naklejkową.