W Katowicach trwa najtrudniejsza akcja w historii górnictwa
W Katowicach trwa najtrudniejsza akcja ratunkowa w historii współczesnego górnictwa. Przy poszukiwaniu dwóch zaginionych górników pod ziemią pracuje kombajn chodnikowy, a na powierzchni wykonywany jest pionowy odwiert do miejsca, w którym mogą znajdować się górnicy.
24.04.2015 | aktual.: 24.04.2015 15:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Teraz walczymy z czasem. To już siódma doba, a każda kolejna to bardzo dużo w tej sytuacji - mówi Wirtualnej Polsce Zenon Jerzyk, ratownik z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. I opowiada o tym, jak sytuacja wygląda pod ziemią.
- Warunki są bardzo trudne. To największa katastrofa w górnictwie pod względem długości zawalonych wyrobisk. W tej chwili mamy 700 metrów lub więcej zwałów. I idziemy w poziomie do miejsca, gdzie mogą przebywać górnicy. Jest na tyle ciężko, że ratownicy znajdujący się pod ziemią, ręcznie wygrzebują skały i kamienie, a równolegle pracuje kombajn. Tyle, że nie wszystko da się zrobić mechanicznie. Dlatego część trzeba manualnie rozkuć i przenieść - dodaje Jerzyk.
Ratownik opowiada Wirtualnej Polsce, jak mogło dojść do katastrofy w kopalni "Wujek". - Będąc pod ziemią w momencie tąpnięcia, podłoga zaczyna iść w górę. Stopniowo, po centymetrze. Tak, aż się zejdzie razem ze stropem. Nie ma przejścia, nie ma nic. To jest najgorsze - tąpnięcia, ponieważ tak zadziałały procesy górotwórcze, że ziemia się podniosła i łamie, miażdży wszystko, co spotka na swojej drodze - relacjonuje.
Jakie szanse mają górnicy uwięzieni pod ziemią? - Poszukiwani mogą być w ścianie, choć tego nie wie nikt. Obudowa mogła przetrzymać tąpnięcie. Dlatego chcemy "wrzucić" tam jak najwięcej powietrza. Wówczas - tlen mają, wodę też mają, ponieważ jest zbiornik w kombajnie - i według różnych informacji, w ten sposób mogą przeżyć nawet 30-40 dni - ocenia ratownik.
Aby przekazać poszkodowanym cokolwiek, najpierw ratownicy wydrążą pionowy odwiert - tak, aby zmieściła się w nim kapsuła o średnicy 7 cm. - Dzięki temu przekażemy środku opatrunkowe, jedzenie i lekarstwa. Wtedy może się wydłużyć czas pobytu pod ziemią - tłumaczy Jerzyk.
Takie same metody stosowano przy katastrofie górniczej w Chile w 2010 roku. Tam, w wyniku tąpnięcia pod ziemią, 33 górników zostało uwięzionych na 70 dni. Dzięki nowatorskiej metodzie, udało wyciągnąć wszystkich górników żywych z 625 m poniżej poziomu ziemi.
Zobacz zdjęcia: Podróż z wnętrza Ziemi i radość górników z Chile
- W San José było tąpnięcie, ale u nas jest znacznie głębiej. Każdy kolejny metr, to kolejne cenne minuty. Jeśli chodzi o czas drążenia, choć to nie jest reguła, to wynosi on ok. 20 metrów na dobę. To wszystko musi trwać - mówi ratownik o szansach na powodzenia akcji.
- Jest to bardzo, bardzo ciężka akcja i trudno wyrokować, jak to się skończy. Na dole bez przerwy przebywa osiem zastępów ratowników. Szanse zawsze są i nie rezygnujemy. Walka z czasem trwa - kończy rozmowę Zenon Jerzyk, ratownik z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego.
W Katowicach górnicy znajdują się na głębokości 1000 metrów, a akcja w kopalni Wujek została już określona najtrudniejszą w historii współczesnego ratownictwa.