PublicystykaUrsula von der Leyen zawdzięcza pozycję w KE PiS-owi. Tylko co z tego?

Ursula von der Leyen zawdzięcza pozycję w KE PiS‑owi. Tylko co z tego?

Ursula von der Leyen wygrała w wyborach na nową szefową Komisji Europejskiej zaledwie dziewięcioma głosami. PiS natychmiast ogłosił, że to ich zasługa. Ale wcale nie jest to takie pewne. Podobnie jak to, czy wybór ten wyjdzie partii rządzącej na dobre.

Ursula von der Leyen zawdzięcza pozycję w KE PiS-owi. Tylko co z tego?
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | FELIPE TRUEBA
Oskar Górzyński

"Wybór U. von der Leyen na szefa KE nie byłby możliwy bez głosów PiS" - oznajmiła na Twitterze europosłanka PiS Beata Mazurek niemal natychmiast po ogłoszeniu wyników głosowania. Do obwieszczania sukcesu i decydującej roli zabrali się wkrótce pozostali politycy partii, z premierem Morawieckim na czele. W domyśle: Niemka ma u nas dług wdzięczności

Na pierwszy rzut oka taka konkluzja wydaje się oczywista. Kandydatura bliskiej sojuszniczki Angeli Merkel zdobyła jedynie 9 głosów więcej, niż wymagane 374. PiS, który jeszcze przed głosowaniem zadeklarował dla niej poparcie, ma 27 posłów.

Ktoś nie głosował na Ursulę von der Leyen

Sytuację komplikuje jednak fakt, że głosowanie było tajne. I Niemka otrzymała znacznie mniej głosów, niż by to wynikało z deklaracji grup politycznych. Przed głosowaniem poparcia von der Leyen udzielili chadecy (EPL), socjaldemokraci oraz liberałowie-macroniści z Odnowić Europę. Do tego doszły deklaracje PiS oraz włoskiego Ruchu Pięciu Gwiazd. Teoretycznie poparcie tych partii powinno było dać Niemce ponad 400 głosów.

A to oznacza, że wielu posłów - a może nawet całe grupy - zagłosowały wbrew deklaracjom. Niewykluczone, że byli to posłowie PiS-u. Dość powiedzieć, że już po głosowaniu europosłowie nie szczędzili Niemce cierpkich słów. Witold Waszczykowski stwierdził, że podczas swojego wystąpienia von der Leyen zaprezentowała "skrajnie lewicową, czerwono-zieloną" politykę. Ryszard Legutko, że zbytnio "podlizywała się socjalistom".

PiS nie był zresztą jedyną partią, która zaczęła podkreślać własne zasługi dla nowej szefowej Komisji. Z tym samym przekazem co PiS wyszedł węgierski Fidesz oraz Włosi z Ruchu Pięciu Gwiazd. Czyj głos był decydujący? I czy ma to znaczenie?

Co w zamian za poparcie dla von der Leyen?

Odpowiedź brzmi: to zależy. Między innymi od tego, co PiS otrzymał w zamian za swoje poparcie. Według tego, co anonimowo mówią politycy partii rządzącej, kluczowy dla decyzji był telefon Angeli Merkel do Mateusza Morawieckiego. To po nim do Strasburga z Warszawy poszła instrukcja, żeby poprzeć von der Leyen. Czego dotyczyła rozmowa? Według przynajmniej jednej z wersji, premier domagał się poparcia Niemiec dla lepszego dla Polski unijnego budżetu. Według innej, ważnej teki w Komisji von der Leyen.

Nie wiadomo, czy Merkel rzeczywiście takie obietnice złożyła. Można mieć co do tego duże wątpliwości, bo - jak już zauważyliśmy - z parlamentarnej arytmetyki przed głosowaniem głosy PiS nie musiały być decydujące. Tym bardziej, że Morawiecki już wcześniej chwalił wybór von der Leyen i przedstawiał go jako swój sukces. Nagły zwrot w tej sprawie byłby co najmniej niezręczny.

Czy PiS będzie żałował?

Ale wątpliwości można mieć też z innych względów. Poparcie Niemiec w sprawie budżetu na pewno miałoby swoją wartość, ale nie musi gwarantować sukcesu. Jeśli chodzi zaś o silną tekę w Komisji, Polska zainteresowana jest przede wszystkim pozycją komisarza ds. energii i klimatu. Trudno jednak wyobrazić sobie, że po wtorkowym przemówieniu von der Leyen, w którym kwestie klimatu postawiła na pierwszym miejscu, sprawę tę oddała państwu broniącemu węgla jak niepodległości.

Nie powinniśmy też spodziewać się, że von der Leyen będzie łaskawszym okiem spoglądać na kwestię praworządności. Co więcej, fakt, że do jej wyboru walnie przyczynili się Kaczyński i Orban może paradoksalnie działać na ich niekorzyść. Niemka, która już na starcie atakowana jest za zbyt miękkie podejście do "łamaczy demokracji", będzie pod presją, by zaznaczyć swoją niezależność. Nie zapominajmy też, że w jej Komisji ponownie znajdzie się Frans Timmermans.

Oczywiście, trudno mieć do PiS-u pretensje o podjęcie pragmatycznej decyzji o poparciu Niemki, ani o przedstawianie głosowania jako swojego sukcesu. Nie zmienia to jednak faktu, że Polska wciąż ma niewielkie znaczenie w UE. Podobnie jak i tego, że zapewne niejednokrotnie usłyszymy narzekania na niemiecką szefową Komisji.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)