Tomasz Sakiewicz: potępiam Michnika
Moje podejrzenie, że należę do innej, gorszej kategorii obywateli, znalazło ostatnio dobitne potwierdzenie. Adam Michnik pozwał do sądu naczelnego „Dziennika” Roberta Krasowskiego i połowa świata dziennikarskiego zapałała zrozumiałym oburzeniem. Druga połowa, ta która ciągle jeszcze nie wyobraża sobie samodzielnego myślenia bez porannej dawki „Gazety Wyborczej”, ze wstydem milczy. Do głosów oburzenia dołączyło też kilku redaktorów z TVN. Światowe sławy mediów zwróciły wreszcie uwagę, że sądzenie się dziennikarzy to pieniactwo i zaprzeczenie prawa swobodnej wypowiedzi. W tym zawodzie jest ona świętością taką samą, jak u zakonników posłuszeństwo.
W momencie, gdy świat dziennikarski zawrzał z oburzenia, że jeden dziennikarz śmie ciągać po sądach drugiego, odbierałem właśnie z poczty pozew od założyciela Polsatu – Zygmunta Solorza. Dotknęła go nasza publikacja na temat jego esbeckiej teczki. Kilka dni wcześniej wraz z niezłomnie broniącym „Gazety Polskiej” mecenasem Wojciechem Gawkowskim musieliśmy odpowiedzieć na pozew Milana Suboticia. Nie minęły jeszcze dwa tygodnie, jak odroczono proces karny wytoczony dziennikarzom „Gazety Polskiej” przez TVN. Dla porządku przypominam, że od roku toczy się sprawa założona mnie i Jerzemu Targalskiemu przez Adama Michnika. Adwokat naczelnego „Wyborczej”, który najwyraźniej coraz gorzej znosi publikacje „Gazety Polskiej”, ostatnio doniósł na mnie także do Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.
Poza grupą czytelników wiernie uczestniczącą w procesach (wśród nich były osoby dla mnie szczególne: małżeństwo Gwiazdów i dochodząca do siebie po operacji poseł Barbara Marianowska) fakt zaszczuwania naczelnego „Gazety Polskiej” przez szefów największych mediów wielkiego wrażenia nie zrobił. Nawet oficjalnie zgłoszony przez adwokata Michnika pomysł, by skazać mnie w ciągu pięciu minut, bez udziału obrońcy, przesłuchania świadków i bez dania prawa do jakiejkolwiek wypowiedzi przed sądem, przeszedł bez echa. Po tym zdarzeniu poprosiłem o ustalenie, którego Michnika ten pan reprezentuje. Przez chwilę miałem silny dysonans poznawczy. Jednak wolne polskie media dysonansu nie odczuwają. Dziennikarzy TVN, zgorszonych pozwem Michnika wobec Roberta Krasowskiego, absolutnie nie oburza to, że szefowie ich stacji chcą wsadzić mnie i moich kolegów do więzienia. Nie słyszałem też protestów, gdy ich redakcyjny towarzysz Milan Subotić podał nas do sądu za stwierdzenie, że miał jakiekolwiek związki z wojskowymi służbami. W
pewnym sensie ma racje, związki wcale nie były jakiekolwiek, a my sprawę przedstawiliśmy zupełnie półgębkiem.
Mogę się oburzać do woli. To niczego nie zmieni. Solidarność dziennikarska dotyczy tych, co trochę odstają. Ja odstaję całkiem, więc dla mnie nikt w klatce pod Sejmem w geście protestu nie będzie się zamykał. Jak znam życie, to wcześniej czy później sam trafię do klatki, w dużo mniej parlamentarnym miejscu.
Panie Robercie, solidaryzuję się z Panem. Potępiam Michnika za to, że podał Pana do sądu. Jeżeli po licznych procesach zostanie mi choćby grosz na koncie, pierwszy zorganizuję zrzutkę, by ratować Pana z opresji. I niech Pan się nie brzydzi tym groszem, nawet jeżeli pochodzi od pariasa.