"To wariactwo, ale chcę, by ten Sejm więcej przepisów uchylił niż uchwalił"
Donald Tusk oświadczył, że jest zdeterminowany, by parlament obecnej kadencji uchylił więcej przepisów niż uchwalił. Dodał, że to przedsięwzięcie wymaga determinacji "na granicy wariactwa". Premier uczestniczy w spotkaniu "110 pytań na 100 dni nowego rządu" na Uniwersytecie Warszawskim zorganizowanym przez "Dziennik".
27.02.2008 | aktual.: 27.02.2008 15:58
Jestem zdeterminowany, żeby ten parlament, ta kadencja przeszły do historii, do pamięci ludzkiej jako ta kadencja, w której więcej przepisów uchylono niż uchwalono - powiedział premier, odpowiadając na pytanie studenta o prace nad deregulacją i odbiurokratyzowaniem gospodarki.
Zdaniem szefa rządu, to przedsięwzięcie wymaga determinacji "na granicy wariactwa". Nieprzypadkowo, proszę mnie dobrze zrozumieć, to poseł Janusz Palikot staną na czele sejmowej komisji, która ma się zajmować deregulacją. On ma w oczach, czasami w rękach, coś takiego, co pokazuje, że stać go na szaleństwo, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu - powiedział Tusk.
Premier zaznaczył, że już w tej chwili ma na biurku 150 propozycji, jakie przepisy należy uchylić. Jak mówił, dotyczą one bardzo różnych spraw np. meldunku, zezwoleń na budowę, czy zakładania firmy. Podkreślił, że często, aby zmienić jeden przepis, trzeba sięgnąć do "dziesiątków lub setek" innych przepisów w ustawach lub rozporządzeniach.
"W sprawie Kosowa nie kierowałem się sondażami"
Podczas spotkania padło pytanie, dlaczego rząd "złamał prawo międzynarodowe uznając quasi-państwo jakim jest Kosowo", skoro większość sondaży pokazywała, że Polacy są przeciwko uznaniu niepodległości Kosowa. Premier odparł, że miałby powody do wstydu, gdyby takie decyzje, jak uznanie niepodległości Kosowa, podejmował biorąc pod uwagę, jako główne kryterium, sondaże.
Tusk przyznał, że opinia publiczna w Polsce jest w tej kwestii podzielona. Dodał, że podjął decyzję ze świadomością, że takie głosy jak zadającego pytanie będą "prawdopodobnie głosami przeważającymi".
Ci, którzy uznają racje mojego rządu nie są entuzjastami tego rozwiązania. A ci, którzy uważają, że Serbii dzieje się krzywda mają do tego dużo bardziej emocjonalny stosunek - powiedział.
Według Tuska, w przypadku Kosowa mamy do czynienia z sytuacją typową dla historii polityki - czyli "wyborem między złym a bardzo złym wyjściem".
Niewykluczone, że to złe rozwiązanie jakim jest jednostronne ogłoszenie niepodległości przez Kosowo jest lepsze niż pozostawienie status quo, które - prędzej czy później - mogło znowu się zakończyć katastrofą konfliktów etnicznych - powiedział premier.
"Nie popieram pomysłu przeprowadzenia referendum w sprawie tarczy"
Premier Donald Tusk opowiedział się przeciwko przeprowadzeniu referendum w sprawie umieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Są sytuacje, przedsięwzięcia, które warto poddawać osądowi typu referendum. Nie zaliczam do nich kwestii stricte militarnych - odpowiedział Tusk na pytanie jednego ze studentów biorących udział w spotkaniu.
Według Tuska, w czasach pokoju trudno przekonać jakiś naród, by np. w referendum uznał, że warto wydawać więcej pieniędzy na swoje bezpieczeństwo w wymiarze militarnym. Dlatego te decyzje powinniśmy wyjąć spod takiego publicznego plebiscytu - tłumaczył.
Nie mówię, że mamy monopol na rację, ale wydaje się, że decyzje w kwestii gdzie, jakie, kiedy instalacje militarne mają w Polsce powstawać zostawiałbym profesjonalistom, ekspertom zarówno od polityki, jak i od kwestii technicznych i militarnych - podkreślił.
Gdyby Amerykanie w 1942 roku zdecydowali, że ich obecność w Europie w czasie II wojny światowej powinna być poprzedzona referendum w Stanach Zjednoczonych, to być może nikt z nas nie siedziałby na tej sali - ocenił premier.
Każdy odpowiedzialny polski premier czy prezydent musi mieć odwagę podejmowania decyzji, które nie zyskają akceptacji, a które zakładają, że komfort życia w pełnym bezpieczeństwie i pokoju w tej części świata nie jest wieczny, nie jest dany raz na zawsze - powiedział. "Jestem poruszony udziałem młodych ludzi w wyborach"
Do dziś jestem poruszony tym niespodziewanym zdarzeniem, czyli tym nadzwyczajnym, jeśli chodzi o frekwencję, zaangażowaniem pokolenia 18- 25-latków w wybory - powiedział Donald Tusk. Przypomniał, że jego pokolenie "utyskiwało", że z kadencji na kadencję parlamentu spada frekwencja w wyborach. Wasze pokolenie pokazało, że to wcale tak nie jest, że tak nie musi być - dodał.
Zdaniem Tuska, było coś fascynującego w niezwykle nowoczesnej formule komunikowania się i mobilizacji na rzecz uczestnictwa w wyborach. Jak dodał, wcześniej taką mobilizację w komunikowaniu się bez instytucji pośredniczących młode pokolenie pokazało po śmierci Jana Pawła II.
Pokazaliście naszym pokoleniom, że młoda Polska dojrzewa do demokracji, adekwatnie także do wzrostu cywilizacyjnego i technologicznego - powiedział premier.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za ten znak nadziei w październiku. Tym łatwiej mi to przychodzi, że przypadek zrządził, że byłem po części beneficjentem tego waszego odruchu. No, ale ktoś musiał - żartował Tusk, a sala zareagowała śmiechem.