- Chorych jest bardzo dużo. Decyzja o rozszerzeniu restrykcji na cały kraj nie dziwi, chociaż ja sam byłem zwolennikiem regionalizacji obostrzeń. Te liczby rosną jednak w takim tempie, że za chwilę, czy powiemy, że wprowadzamy lockdown ogólnopolski, czy też wypunktujemy czerwone strefy we wszystkich województwach, to wyjdzie na to samo - ocenił w programie "Newsroom" w WP dr Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc. - Popatrzmy na warmińsko-mazurskie. Ten region zamknęliśmy już dawno temu. Czy liczba zakażeń tam spadła? No, właśnie nie. Więc obawiam się, że rozszerzenie tych obostrzeń na cały kraj niekoniecznie w sposób bardzo istotny przełoży się na te liczby. To oznacza, że trzeba będzie prawdopodobnie pójść jeszcze o krok dalej i ograniczyć ludziom możliwość poruszania się tylko do określonych przypadków. 25 tysięcy zakażeń, tych zgonów jeszcze nie będziemy widzieli teraz, to wszystko dzieje się z odroczeniem półtora - dwutygodniowym, ale to wszystko przełoży się na liczbę osób, które być może już nigdy świąt wielkanocnych nie zobaczą - dodał dr Karauda. Gość "Newsroomu" przyznał, że największy smutek wzbudza w nim liczba zwalnianych respiratorów. - Bo co to oznacza? Najczęściej oznacza to śmierć chorego. Niestety, w tej ostatniej fazie, kiedy pacjenta intubujemy, to w przypadku tej konkretnej choroby, COVID-19, taka osoba ma niewielkie szanse na przeżycie, sięgające według amerykańskich danych zaledwie kilkunastu procent. Do końca staramy się podtrzymywać oddech własny, bo taka jest strategia ogólnoświatowa - stwierdził. Na uwagę, że to brzmi jak wyrok, przyznał, że jest to coś strasznego. - Respirator oznacza już ten ostatni etap w przypadku tej choroby. Często tego pacjenta widzimy ostatni raz - przyznał lekarz. - Te statystyki są dramatyczne. Pamiętam wiele rozmów z pacjentami, bo pacjent, gdy jest przytomny, musi wyrazić zgodę na intubację, no chyba, że jest to sytuacja nagła. Są jednak takie sytuacje, że spodziewamy się tego, że trzeba będzie pacjenta zaintubować, bo sprzęt nieinwazyjny nie daje rady. I siadamy, rozmawiamy, mówimy o tych procentach. Te osoby wyrażają zgodę, mówią: powalczmy, może się zmieszczę w tym procencie. Ale niestety, bardzo często jest inaczej - mówi dr Tomasz Karauda.