Sąd zabezpieczył roszczenia ministerstwa za kupiony sprzęt. Czy to koniec afery respiratorowej?
Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa Sąd Okręgowy w Warszawie zabezpieczył roszczenia za niedostarczone przez spółkę E&K respiratory. Miały one trafić do polskich szpitali w pierwszej połowie 2020 roku. Obecnie zalegają w magazynie na Okęciu.
Zabezpieczenie roszczeń za sprzęt znajdujący się na warszawskim lotnisku oznaczałoby, że niezależnie od tego gdzie ostatecznie trafią respiratory ministerstwo będzie mogło zacząć odzyskiwać za nie pieniądze. To jednak może być długi i żmudny proces. Najpierw firma E&K będzie musiała znaleźć na nie kupca, a następnie wysłać ponownie za granicę.
Początkowo respiratory miały zostać przekazane polskiej służbie zdrowia, jednak ze względu na niedotrzymanie terminów i inne nieprawidłowości Ministerstwo Zdrowia zrezygnowało z usług firmy E&K. Część respiratorów, które miały trafić do polskich szpitali znajduje się na Okęciu, inne wciąż czekają na odbiór w Hongkongu i Singapurze.
O co chodzi w aferze respiratorowej?
Lubelska firma E&K miała dostarczyć respiratory do 30 czerwca 2020 roku. Problemy z dostawą sprzętu były od początku. Pierwszą okazję do rozwiązania kontraktu z E&K ministerstwo miało już w kwietniu. Wówczas okazało się, że mimo bardzo krótkiego terminu na dostarczenie 200 koreańskich respiratorów firmy Meckis, E&K w ogóle nie skontaktowało się z producentem. Mogło dać to podejrzenia, że firma Andrzeja Izdebskiego, w ogóle nie jest zainteresowana ściąganiem sprzętu do Polski.
Kiedy Izdebski w końcu przywiózł do kraju respiratory, to takie na które nikt się z nim nie umawiał. Mowa o 50 respiratorach niemieckiej firmy Draeger, które nie przyjechały z Niemiec, tylko z Pakistanu. To z kolei skomplikowało ich odbiór, bo szpitale nie chciały brać sprzętu, który nie wiadomo skąd pochodzi. Ten zamiast do pacjentów trafił do magazynów Agencji Rezerw Materiałowych w Lublińcu.
Ostatecznie do 30 czerwca E&K dostarczyła tylko 200 z 1241 zamówionych respiratorów. Pieniądze za nieoddany sprzęt firma zwracała, ale robiła to nieśpiesznie, zyskując czas w którym mogła obracać zaliczką.
Do dziś nie udzielono odpowiedzi na pytanie o to dlaczego w ogóle podpisano kontrakt z firmą E&K. Jej szef, Andrzej Izdebski w latach 90. zajmował się handlem bronią do objętych embargiem rejonów świata, takich jak Angola czy Liberia. Jego nazwisko pojawiało się w dokumentach ONZ opisujących ten proceder.
Michał Szczerba i Dariusz Joński, posłowie Koalicji Obywatelskiej próbujący wyjaśnić szczegóły kontraktu między resortem zdrowia, a przedsiębiorstwem domagają się powołania komisji śledczej w tej sprawie. W tym celu musieliby jednak wcześniej przekonać co najmniej połowę parlamentarzystów.