Tadeusz Mazowiecki: dramatyczny moment gry politycznej Miodowicza
Najbardziej dramatyczny moment to był wtedy, kiedy OPZZ pod wodzą Alfreda Miodowicza zaczął odgrywać, próbować odgrywać, rzeczywiście jakąś własną grę polityczną, przy czym nie było wiadomo, czy stoi za nim ten beton partyjny, przeciwny obradom, czy jest to samodzielna gra Miodowicza i kierownictwa OPZZ - wspomina w "Salonie Politycznym Trójki" Tadeusz Mazowiecki.
Jolanta Pieńkowska: Panie premierze, spotykamy się w 15. rocznicę rozpoczęcia obrad. Jak z perspektywy tych 15 lat ocenia pan Okrągły Stół?
Tadeusz Mazowiecki: Ja oceniam, że to było jedno z trzech wielkich wydarzeń '89 roku, myśmy tu nie mieli takiego jednego wydarzenia tego rodzaju, jak zburzenie muru berlińskiego, uważam, że u nas mur został zburzony już w '80 roku. Natomiast mieliśmy trzy następujące po sobie wydarzenia, to jest właśnie Okrągły Stół, pierwsze wielkie wydarzenie, drugie - wybory czerwcowe i potem utworzenie mojego rządu. Znamy jakieś trzy etapy, bardzo ważne, dojścia do zmian.
Jolanta Pieńkowska: A czy 6 lutego '89 roku przypuszczał pan, że 4 czerwca będą wybory, a pan będzie premierem pierwszego demokratycznego rządu III Rzeczpospolitej?
Tadeusz Mazowiecki: Tego ostatniego na pewno nie przypuszczałem, tego drugiego co do wyborów, też oczywiście mogłem ewentualnie brać to pod uwagę, nie, oczywiście, że nie. 6 lutego droga dojścia do Okrągłego Stołu była szalenie skromna i skomplikowana.
Jolanta Pieńkowska: Kilkumiesięczna.
Tadeusz Mazowiecki: Ja przypomnę, że w '88 roku były strajki, wyszliśmy wtedy nic nie uzyskawszy ze Stoczni. Ale ja miałem wtedy poczucie, że nie jest to strajk przegrany, że on charakteryzuje jakby nową falę przypływu takiego, zwłaszcza młodych ludzi do Solidarności, potem był strajk sierpniowy, potem były rwące się próby rozmów, bo nasze warunki do tego, by rozmowy poważne były możliwe, była zgoda władzy rządowe, ówczesnej partyjnej.
Jolanta Pieńkowska: Na rejestrację Solidarności.
Tadeusz Mazowiecki: Na rejestrację, że problem oficjalnie stanie na porządku dziennym.
Jolanta Pieńkowska: Dziś się trochę zapomina, że gdyby nie Kościół to tego Okrągłego Stołu mogłoby dziś w ogóle nie być, bo Kościół pierwszy raz wystąpił w roli nie obserwatora, a mediatora.
Tadeusz Mazowiecki: Przedstawiciele Kościoła odegrali bardzo istotną rolę, dlatego, że w momentach, kiedy się te rozmowy rwały, zawsze przedstawiciele Kościoła dbali o to, by ta nitka nie zerwała się całkowicie, lecz żeby była szansa powrotu. Przy czym merytorycznie przedstawiciele Kościoła byli po stronie, tak zwanej wtedy społecznej.
Jolanta Pieńkowska: Panie premierze, a jaki był najbardziej dramatyczny moment tych obrad?
Tadeusz Mazowiecki: To znaczy tych, które trwały od 6 lutego do 5 kwietnia. Najbardziej dramatyczny moment to był wtedy kiedy OPZZ pod wodzą Alfreda Miodowicza zaczął odgrywać, próbować odgrywać rzeczywiście jakąś własną grę polityczną, przy czym nie było wiadomo, czy stoi za nim ten beton partyjny, przeciwny obradom, czy jest to samodzielna gra Miodowicza i kierownictwa OPZZ. Wtedy był taki moment, ale to było chyba już przy zakończeniu, gdzie faktycznie były dwie strony, była strona władzy, partyjno-rządowa i strona społeczna, czyli opozycyjna, czy jak ją nazwiemy, chodziło o to, żeby to były dwa przemówienia pana generała Kiszczaka, który przewodniczył stronie rządowej i Lecha Wałęsy, natomiast pan Miodowicz się uparł, żeby to było równorzędne, przy czym zupełnie nie wiadomo było jakie zajmie on stanowisko.