Szpital w Słupsku odesłał do domu pacjenta z podejrzeniem zawału. Mężczyzna zmarł
44-latek - jak informuje Radio Gdańsk - pracował jako menedżer w jednej z dużych przetwórni ryb koło Ustki. Podczas pracy źle się poczuł. Lekarz zakładowy zrobił mu EKG, na którym opisał jego stan jako nieprawidłowy - z podejrzeniem zawału dolnej ściany serca. Z takimi dokumentami Tomir K. trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Słupsku.
Tam 44-latka przebadał neurolog. Zlecił wykonanie morfologii, a potem - bez nowego badania EKG - uznał, że pacjent nie wymaga hospitalizacji i może wracać do domu.
Tomir K. mieszkał w jednym z hoteli w Ustce. Gdy rano nie pojawił się w pracy, obsługa hotelu na prośbę pracownika otworzyła jego pokój. Okazało się, że mężczyzna w nocy zmarł.
Sekcja zwłok mężczyzny wykazała, że przyczyną śmierci było pęknięcie aorty w dolnej ścianie serca.
Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Słupsku. Śledczy czekają na opinię biegłych z Uniwersytetu w Poznaniu. Ma ona wyjaśnić m.in. czy można było uratować życie mężczyzny, gdyby w szpitalu w Słupsku zrobiono mu nowe badanie EKG.
Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.