Szpieg w Urzędzie Stanu Cywilnego. Były oficer służb mówi o jego działaniach
- Działalność rosyjskiego szpiega w warszawskim urzędzie? Bardzo gruba sprawa - mówi WP Marcin Faliński, były funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa i były oficer Agencji Wywiadu. Jego zdaniem zatrzymany przez ABW Tomasz L. przez kilkanaście lat prowadził legalizację obiektów, firm, nieruchomości i osób. - Miał też wiedzę obyczajową i towarzyską na temat urzędników z pracy - uważa były oficer wywiadu.
Przypomnijmy, mężczyznę podejrzanego o współpracę z rosyjskim wywiadem cywilnym zatrzymali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego 17 marca. Informację o zatrzymaniu i postawieniu zarzutów ujawniono w środę.
Tomasz L. miał kopiować i przekazywać Rosjanom cenne dokumenty dotyczące Polaków oraz mieszkających w naszym kraju cudzoziemców. Jak ujawniło Radio Zet, przez wiele lat był zatrudniony w warszawskim Archiwum Urzędu Stanu Cywilnego. Mężczyzna był pracownikiem Wydziału Archiwalnego Ksiąg Stanu Cywilnego, miał m.in. dostęp do ksiąg zabużańskich, czyli aktów urodzenia i zgonów na Kresach Wschodnich.
- Mężczyzna posiadał dostęp do zbiorów Archiwum USC oraz do zbiorów Archiwum Głównego Akt Dawnych i Archiwum Państwowego m.st. Warszawy. Z uwagi na charakter dokumentacji gromadzonej we wskazanych jednostkach działalność podejrzanego stanowiła zagrożenie dla wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa Polski - informował Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynatora ds. służb specjalnych. W przeszłości pracował również w Urzędzie ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Według Marcina Falińskiego, byłego oficera Agencji Wywiadu, wiele wskazuje na to, że głównym zadaniem Tomasza L. była tzw. legalizacja w aktach obiektów, firm, osób i nieruchomości.
- Jak ma się dostęp do archiwów, numerów PESEL oraz adresów, można wszystko do tego dorobić. Można człowieka "wyprodukować" łącznie z dokumentami i nową tożsamością. Dokumenty będą wówczas prawdziwe, fałszywa będzie tożsamość takiej osoby. Można też wytworzyć fałszywą firmę czy nieruchomość, której Rosjanie potrzebowali do działań szpiegowskich na terenie Polski - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Faliński.
- Z kolei pracując w Urzędzie ds. Kombatantów, mógł stworzyć na potrzeby rosyjskiego wywiadu powstańca z bogatą przeszłością, którego nikt nie zna, ale ma wszystkie kwity, że walczył w Powstaniu Warszawskim. Taki wymyślony człowiek może sobie kupować nieruchomości, może dostać spadek od kogoś z zagranicy. Oni nie działają wprost, ale ich obecność w "siatce szpiegowskiej" jest niezwykle pomocna - ocenia nasz rozmówca.
- Dodatkowo miał wiedzę z wewnątrz Urzędu Stanu Cywilnego. Znał urzędników, ich słabości, a także stan posiadania. Te osoby mogły być szantażowane. To jest tzw. interpersonalna wiedza, którą nabył jako urzędnik, pracując kilkanaście lat w różnych miejscach. Wiedział o romansach, o codziennym życiu urzędników. Miał rozeznanie obyczajowe, towarzyskie i rodzinne. Znał bardzo wiele osób. Miał też dostęp w USC do informacji o małżeństwach, rozwodach, urodzeniach i zgonach - wylicza były oficer Agencji Wywiadu.
Zdaniem Falińskiego Tomasz L. mógł zajmować się również "bieżącymi ustaleniami".
- Czyli dostępem do bieżących baz danych osobowych, które były w zainteresowaniu rosyjskich służb. Dostawał polecenie, żeby ustalić np. czym się zajmuje pan X, gdzie mieszka, jakie ma nieruchomości, jaki aktualnie prowadzi biznes - mówi Faliński.
Według byłego oficera Agencji Wywiadu, takich osób jak urzędnik z Urzędu Stanu Cywilnego może być w Polsce więcej.
- Te osoby mogły współpracować z zatrzymanym Tomaszem L. To bardzo gruba sprawa. Rosyjskie służby już zapewne sprawdzają, co wiedział ich człowiek i jakie ponieśli straty w związku z zatrzymaniem - uważa Faliński.
"Polska wydala 45 rosyjskich szpiegów udających dyplomatów; z pełną konsekwencją i determinacją rozbijamy agenturę rosyjskich służb specjalnych w naszym kraju" - napisał na Twitterze minister koordynator służb specjalnych, szef MSWiA Mariusz Kamiński.
Zdaniem Marcina Falińskiego, listę nazwisk rosyjskich dyplomatów polskie służby mogły otrzymać od amerykańskich służb wywiadowczych.
- A kiedy przyjechał do Polski szef CIA? Dwa dni temu... (dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) William Burns odwiedził Polskę w poniedziałek - przyp. red.). Możliwe, że coś przywiózł w tzw. pakiecie ukraińskim. Od strony kontrwywiadowczej, żeby służby mogły "prowadzić" 45 dyplomatów, pracowników ambasady, potrzebny jest do tego sztab ludzi, setki osób. Oficerowie kontrwywiadu, a do tego ekipy obserwacyjne i techniczne. Może lista 45 dyplomatów robi wrażenie w liczbach, ale sprawa urzędnika USC z warszawskiego ratusza z punktu widzenia wywiadu to znacznie poważniejsza sprawa - mówi Faliński.