PolitykaSpór Wschodu z Zachodem wokół uchodźców. Czy Unia przemówi jednym głosem?

Spór Wschodu z Zachodem wokół uchodźców. Czy Unia przemówi jednym głosem?

Podczas gdy kryzys migracyjny w Europie z dnia na dzień się pogarsza, kraje "nowej" i "starej" Unii ostro spierają się co do tego, jak rozwiązać kryzys i "podzielić się" uchodźcami. Obie strony przerzucają się winą i groźbami. - To prawda, że Londyn i Paryż odpowiadają za powstanie tego kryzysu. Ale Polacy powinni okazać gościnność i hojność, którą w przeszłości okazywano wobec polskich imigrantów i uciekinierów - mówi WP dr Denis MacShane, były brytyjski minister ds. europejskich.

Spór Wschodu z Zachodem wokół uchodźców. Czy Unia przemówi jednym głosem?
Źródło zdjęć: © WP | Konrad Żelazowski
Oskar Górzyński

01.09.2015 | aktual.: 02.09.2015 08:57

Każdy kolejny dzień przynosi nowe niepokojące obrazy ilustrujące europejską bezradność wobec napływu uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. We wtorek był to dramat w Budapeszcie, gdzie na dworcu Keleti tysiące migrantów i uchodźców starało się dostać do pociągów zmierzających do Niemiec i Austrii. Jeszcze dzień wcześniej - wbrew dotychczasowej polityce Węgrów - pozwolono im odjechać, jednak we wtorek dworzec zamknięto i tłum rozpędzono przy użyciu policji, która użyła do tego gazu łzawiącego. Dlaczego? Budapeszt argumentuje, że nie może pozwolić migrantom odjechać, bo na podróż pociągiem bez dokumentów nie pozwalają zasady Schengen.

40 tysięcy to za mało

Sytuacje takie jak ta dodatkowo wzmagają presję i uwypuklają potrzebę podjęcia wspólnych unijnych działań, aby zapanować nad coraz większymi liczbami uchodźców docierających do granic UE. Pierwszy krok w tym celu podjęto w lipcu, kiedy uzgodniono rozdział między państwa członkowskie ok. 40 tysięcy uchodźców już znajdujących się w UE na zasadzie dobrowolnych kwot. Zanim jednak doszło do wykonania tego celu, okazało się, że działania te okażą się zbyt skromne wobec narastającego kryzysu we "frontowych" państwach Unii.

- Już widać, że to zdecydowanie za mało. Tym bardziej, że realizacja tego programu potrwa długie miesiące, podczas gdy nowi uchodźcy będą napływali bez przerwy - powiedział WP Rafał Kostrzyński, rzecznik warszawskiego biura UNHCR, agendy ONZ ds. uchodźców.

Dlatego liderzy Unii i jej największych państw - głównie Niemiec i Francji - naciskają, by podjąć bardziej zdecydowanie działania. Będą one dyskutowane na zwołanym w poniedziałek nadzwyczajnym szczycie ministrów spraw wewnętrznych, zaplanowanym na 14. września. Jak powiedział Margaritis Schinas, rzecznik szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera, na stole negocjacyjnym pojawi się propozycja, którą odrzucono w lipcu, czyli "automatycznego" systemu obowiązkowych kwot, wedle którego uchodźcy byliby rozdzielani do poszczególnych krajów według kryteriów takich jak liczba ludności, liczba dotychczas przyjętych imigrantów, poziom PKB czy stopa bezrobocia. Dla kraju takiego jak Polska, mogłoby to oznaczać konieczność przyjęcia dodatkowych kilku, a nawet kilkudziesięciu tysięcy uchodźców. Do akceptacji takiej formuły przez kraje członkowskie Juncker będzie przekonywał podczas swojego pierwszego "orędzia o stanie Unii" 9. września. Propozycja jest jednak bardzo kontrowersyjna i budzi wiele sprzeciwu wśród
państw Europy Środkowej i Wschodniej, a także w Wielkiej Brytanii. W przyjęcie planu Junckera wątpi Stephen Booth z think tanku Open Europe w Londynie.

- Jeśli zaproponuje się jakiś odgórny program, narzucający państwom to rozwiązanie, to na pewno napotka to duży opór państw członkowskich. Taki pomysł ma bardzo małe szanse, by zostać przyjęty. Problemem byłoby bowiem nie tylko przyjmowanie uchodźców, ale i oddanie kontroli nad tym procesem Brukseli, na co nie ma zgody w większości państw - mówi Booth. Jak dodaje, taki system byłby trudny w realizacji także w praktyce, bo brak granic w obrębie strefy Schengen oznaczałby, że uchodźcy prawdopodobnie i tak trafiliby ostatecznie do najbogatszych i najbardziej otwartych państw UE, takich jak Niemcy. - Nie oznacza to jednak, że nie powinno się podejmować działań na rzecz koordynacji polityki azylowej i imigracyjnej w strefie. Strefa Schengen ma w efekcie jedną granicę, więc wszystkie jej państwa powinny współpracować, aby stworzyć lepszy system radzenia sobie z problemem - dodaje. Zdaniem eksperta, poza rozdzielaniem uchodźców, państwa UE powinny zająć się bardziej efektywnym i ujednoliconym systemem rozpatrywania
wniosków o azyl oraz procedurą zawracania migrantów, którym on nie przysługuje do "bezpiecznych" krajów.

Wschód kontra Zachód

Uzgodnienie wspólnych działań będzie jednak trudne, bo stanowiska państw "starej" i "nowej" Unii są bardzo rozbieżne. Na tyle rozbieżne, że dyskusja na ten temat zaczęła przybierać postać ostrego sporu dyplomatycznego. Państwa wschodu UE - szczególnie Węgry, Słowacja, Czechy i Bułgaria, ale również Polska - zdecydowanie sprzeciwiają się powiększeniu kwot uchodźców. Czechy i Słowacja zadeklarowały nawet, że mogą przyjąć jedynie chrześcijan, co spotkało się z krytyką niemieckich i francuskich przywódców. Francuski minister spraw zagranicznych nazwał postawę państw wschodniej UE "skandaliczną" zaś w podobnym, choć mniej ostrym tonie wypowiadała się Angela Merkel. Obie strony w dyskusji posuwają się do szantażu moralnego. Zachodni politycy zarzucają przywódcom "nowej" UE, że chętnie korzystają z funduszów i korzyści płynących z Unii, lecz mniej chętnie przyczyniają się do rozwiązywania jej problemów. Wskazują przy tym na dużą liczbę emigrantów ze wschodu, jaką przyjęły państwa "starej Unii" po 2005 roku. Niemcy
starają się wzmocnić swój przekaz także świecąc przykładem dla reszty Unii. W zeszłym tygodniu, wbrew obowiązującej w Unii rozporządzeniu Dublin III, Berlin postanowił o przyjęciu wszystkich uchodźców z Syrii. Szantaż ze strony za nie jest zresztą tylko moralny. Politycy z Zachodu wyraźnie sugerują, że jeśli do zgody w sprawie podziału uchodźców nie dojdzie, to trzeba będzie zrewidować układ Schengen - a w domyśle przywrócić kontrole graniczne między państwami strefy. Taki komunikat w poniedziałek powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel. Jeszcze dalej posunęła się austriacka minister spraw wewnętrznych Johanna Mikl-Leitner.

- Musimy wykorzystać tu wszystkie narzędzia, w tym na przykład postawić pod znakiem zapytania wsparcie, które mogłoby zostać zredukowane w przypadku braku solidarnej postawy i odpowiedzialności - powiedziała telewizji ZDF.

Według dyrektora think tanku Open Europe, Stephena Bootha, zachodni liderzy popełniają błąd starając się

- Myślę, że dużo bardziej skuteczna byłaby argumentacja odwołująca się do kwestii moralnych i solidarności. Stosowanie gróźb nie doprowadzi do niczego dobrego - twierdzi ekspert.

Tymczasem także i druga strona ma swoje argumenty natury moralnej. Słowacy i Węgrzy wskazują na przykład, że do obecnego kryzysu walnie przyczyniły się największe państwa UE, których polityka wobec Bliskiego Wschodu - m.in. operacja militarna Libii przeciwko reżimowi Kadafiego i wsparcie dla syryjskiej opozycji - doprowadziła do konieczności ucieczki takiej liczby uchodźców, wobec czego to te państwa powinny ponieść koszty obecnego kryzysu. Zdaniem Denisa McShane'a, byłego ministra ds. europejskich Wielkiej Brytanii - a prywatnie syna polskiego żołnierza osiadłego po wojnie w Szkocji - obie strony mają trochę racji.

- Europa zawsze miała problem z niekontrolowaną migracją, ale przyjął on alarmujące rozmiary dopiero po interwencji Sarkozy'ego i Camerona w Libii w 2011 roku. Londyn i Paryż powinny zaakceptować konsekwencje tego geopolitycznego blamażu, który nie tylko przyczynił się do masowej migracji, ale i do umocnienia grup takich jak Państwo Islamskie - mówi WP MacShane. Wskazuje jednak, że państwa Zachodu były "bardzo gościnne i hojne" dla tych, którzy uciekli przed represjami komunistów, dlatego państwa naszej części Europy powinny okazać podobną postawę wobec przybyszów z Południa.

- To polityczne przerzucanie się winą jest jednak infantylne i niegodne Unii Europejskiej. Jeśli Europa będzie próbować stawiać nowe mury, płoty czy przywracać kontrolę na granicach, to będzie początek końca naszej wspólnoty - ostrzega MacShane. - Licząca 500 milionów ludzi UE powinna być w stanie sobie poradzić z kilkoma setkami tysięcy migrantów, którzy docierają do Włoch czy Grecji. Dlatego plan Junckera to krok w dobrym kierunku - dodaje.

Sceptycy miękną

Mimo ostrej różnicy zdań między wschodem i zachodem Unii, przyjęcie wspólnego planu wobec problemu uchodźców nie jest niemożliwe. Presja Niemiec i Francji oraz pogarszająca się z dnia na dzień sytuacja na węgierskiej granicy sprawia, że główni krytycy rozszerzenia kwot uchodźców złagodzili nieco swoje stanowisko. W tym gronie jest także Polska. Wbrew wcześniejszemu stanowisku, w poniedziałek premier Ewa Kopacz powiedziała, że Polska przedstawi wkrótce "nową propozycję" dotyczącą liczby uchodźców, którą nasz kraj miałby przyjąć. Słowa te sprostował co prawda we wtorek rzecznik rządu Cezary Tomczyk, który wyjaśnił, że "w tej chwili nie mówimy o żadnych nowych kwotach". Jednak dodał, że jeśli Komisja Europejska przedstawi nowe propozycje, to "będą one rozważane". Na pytanie WP o polskie stanowisko podczas nadchodzącego szczytu w Brukseli, wymijająco odpowiada również MSW.

- Jesteśmy na etapie oczekiwania na agendę spotkania - ucina rzecznik resortu Małgorzata Woźniak.

Podobne sygnały płyną również z Bratysławy. Słowacki szef dyplomacji Miroslav Lajčák powiedział podczas spotkania ze swoim odpowiednikiem ze Słowenii, że UE potrzebuje "kompleksowych rozwiązań" w sprawie kryzysu migracyjnego, którego system kwoty byłby "tylko jedną z części". Słowacy zwołali ponadto na piątek szczyt Grupy Wyszehradzkiej, by ustalić wspólne stanowisko państw regionu w sprawie kryzysu.

Swoje stanowisko łagodzi też Wielka Brytania, która jak dotąd korzystała ze swojego prawa do nie uczestniczenia we wspólnej polityce dotyczącej sprawiedliwości i spraw wewnętrznych.

- Zjednoczone Królestwo nie należy do strefy Schengen, dlatego dotychczas traktowaliśmy kryzys migracyjny jako nie nasz problem. Ale biorąc pod uwagę to, że sytuacja ma coraz większy wpływ na Wielką Brytanię - co widać po problemach w Calais - rząd w Londynie zdaje się dostrzegać, że ma tu pewną rolę do odegrania i interes w tym, by zapanować nad tym kryzysem - mówi Booth. Jego zdaniem, choć szanse na przyjęcie planu Junckera są nikłe, bardziej prawdopodobne jest zwiększenie dobrowolnych kwot uchodźców.

- Z pewnością nie rozwiąże to problemu, bo to można zrobić tylko zajmując się źródłem tego problemu, ale może ograniczyć jego negatywne skutki - mówi dyrektor Open Europe.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (889)