Solorz pozwał TVP
Właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz-Żak pozwał do sądu TVP za jej listopadowy program "Misja specjalna", w którym podano, że w latach 1983-85 był on współpracownikiem służb specjalnych PRL.
"W dniu dzisiejszym wystąpiłem przeciwko Telewizji Polskiej SA z powództwem o ochronę moich dóbr osobistych, naruszonych w programie "Misja specjalna", wyemitowanym w TVP1 16 listopada 2006 r." - głosi oświadczenie Solorza-Żaka, przekazane PAP.
Dodał, że w pozwie domaga się przeprosin od TVP i przekazania "pewnej kwoty" na cele społeczne. Żąda też zakazania "dalszego rozpowszechniania nieprawdziwych informacji na jego temat". Nie wykluczył "dochodzenia odszkodowania z tytułu utraconych korzyści majątkowych".
Do czasu nadania tej depeszy PAP nie udało się uzyskać komentarza zarządu TVP. Anita Gargas, pod redakcją której ukazuje się "Misja specjalna", powiedziała, że trudno jej się odnieść do pozwu, którego nie widziała, ale "podtrzymuje wszystko, co zostało powiedziane w programie".
"Zegarek", później "Zeg"
Według "Misji specjalnej", na mikrofilmach zachowały się w IPN informacje na temat Solorza; jest m.in. zobowiązanie do współpracy z SB z 15 lipca 1983 r., w którym przybrał on pseudonim "Zegarek", później "Zeg". Zdaniem autorów reportażu, Solorza jako agenta "chciano wykorzystać do rozpracowywania środowiska emigracyjnego w Monachium", gdzie siedzibę miało m.in. Radio Wolna Europa i polska misja kościelna. "Misja specjalna" podała, że "Zeg" przekazał informację o paczce do jednego z opozycjonistów, w której miał być lakier, a w istocie farba drukarska. SB miała zrobić użytek z tej informacji.
Sam Solorz-Żak w kilku wypowiedziach publicznych oświadczał, że nie był agentem. "Zmuszono go do podpisania zobowiązania do współpracy, ale tej współpracy nigdy nie podjął" - oświadczył w programie "Misja specjalna" mec. Józef Birka, bliski współpracownik Solorza. Przyznał, że w latach 80. Solorz-Żak był za granicą nielegalnie i szantaż służb specjalnych, które zmusiły go do podpisania zobowiązania polegał na tym, że gdyby zobowiązania nie podpisał, nie otrzymałby paszportu i miał sprawę karną.
W zeszłym tygodniu Solorz-Żak pozwał do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga wydawcę "Naszego Dziennika" za artykuł pt. "Solorz chętnie współpracował" z 17 listopada. Informował wtedy, że "przygotowywane są powództwa o ochronę dóbr osobistych przeciwko innym osobom, które dopuściły się podobnych naruszeń".
"ND" napisał, że Solorz cieszył się wsparciem służb specjalnych w działalności gospodarczej, a po 1989 r. został agentem WSI o pseudonimie ZEG. Według "ND" współpraca Solorza z wywiadem wojskowym PRL i z WSI została podjęta przez niego dobrowolnie i z wyrachowaniem, a dzięki wsparciu wojskowych służb specjalnych "nie tylko cieszył się bezkarnością, lecz także miał z tego wysokie profity".
"Kilka wymuszonych spotkań"
W wydanym 17 listopada oświadczeniu Solorz-Żak podkreślił, że zobowiązanie do współpracy podpisał, ale zrobił to pod wpływem szantażu, dodał też, że "nikomu nie wyrządził krzywdy". "Mimo kilku prób nacisku ze strony SB współpracy z nią nie podjąłem. Nie przekazałem żadnego raportu, ani innych informacji oczekiwanych przez SB. Nikogo nie zadenuncjowałem, nikomu nie wyrządziłem żadnej krzywdy" - brzmiało oświadczenie.
Podał w nim, że na przełomie lat 1983-84 doszło do "kilku wymuszonych spotkań". Ponieważ SB nie uzyskała ode mnie żadnych oczekiwanych informacji - przestała się mną interesować. Od 1985 roku do chwili obecnej nie miały miejsca żadne kontakty ze SB - dodał Solorz-Żak.