InnowacjeSerca nie mają

Serca nie mają

Im mniej przeszczepów, tym mniejsze dotacje na następne. Ministerialny paradoks pogłębia dziś kryzys w transplantologii.

Serca nie mają
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

10.03.2008 | aktual.: 10.03.2008 15:22

Na zapakowanej do szpitala walizce Adriany Szklarz osiadł już kurz. 34-letnia menedżerka z Kłodawy koło Gorzowa Wielkopolskiego na przeszczep serca czeka od 2002 roku. Do szpitala wzywano ją już czterokrotnie. Za pierwszym razem lekarze nie zdążyli na czas pobrać serca. Druga szansa pojawiła się po zawaleniu się hali w Katowicach. Niestety, serce poszkodowanego dawcy było za duże. Trzecim razem znów się nie udało. Serce pobrano za późno. Potem telefon zamilkł na dwa lata. Adriana na początku tego roku rozpakowała walizkę. Wtedy znów zadzwonili. – I ponownie tym razem na miejscu w klinice okazało się, że serce musi trafić do kogoś innego – opowiada kobieta. Dziś zastanawia się, czy na następny telefon poczeka miesiąc, czy dwa lata. Woli nie myśleć, czy wystarczy jej czasu. Tym bardziej że Ministerstwo Zdrowia obcięło właśnie dotacje na transplantacje ze 139 do 114 milionów złotych, co oznacza, że w tym roku przeszczepów będzie jeszcze mniej.

Efekt nagonki

– To skandal – oburza się Krzysztof Pijarowski, prezes Stowarzyszenia „Życie po przeszczepie”. – Ciągle jest tak, że ośrodki dostają akredytację na następny rok na podstawie tegorocznych statystyk. Zrobiliście sto przeszczepów, dostaniecie na następny rok pieniądze na sto – tłumaczy. Wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk zapewnia, że w razie zwiększenia ilości narządów znajdą się dodatkowe pieniądze na zabiegi. Nie wspomina jednak, że lekarze, którzy mają zakontraktowaną określoną liczbę przeszczepów, być może nie będą się starać o więcej dawców, bo przecież nie będą mieli pewności, że dostaną pieniądze.

Dotychczas liczba dawców organów każdego roku oscylowała wokół 500–600 osób. A przeszczepów wykonywano 1300. Wyjątkiem był rok 2007, gdy nagle dawców było mniej o połowę, a przeszczepów o 40 procent. – Tak dramatycznej sytuacji nie było od lat, coraz więcej osób umiera, nie doczekawszy operacji – bije na alarm profesor Janusz Wałaszewski, dyrektor centrum koordynacyjnego Poltransplant.

Niska liczba transplantacji to efekt nagonki na środowisko transplantologów. W zeszłym roku najpierw minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oskarżył o zabójstwo i handel organami wybitnego kardiochirurga Mirosława Garlickiego, a później „Gazeta Polska”, opierając się na donosie lekarza usuniętego wcześniej z pracy za nieetyczne zachowanie, zasugerowała, że w białostockiej Klinice Chirurgii Naczyń i Transplantologii usypiano pacjentów thiopentalem (lekiem wykorzystywanym do narkozy przy operacjach chirurgicznych), by pobierać narządy. Białostoc-ki szpital przed wybuchem afery przeprowadzał około 40 transplantacji nerek rocznie, w zeszłym roku wykonał ich 20. Z kolei szpital MSWiA w Warszawie w ogóle stracił licencję na wykonywanie zabiegów.

Sztuka rozmowy

– Funkcjonowanie transplantologii opiera się na zaufaniu do lekarzy, gdyż w grę wchodzą tak delikatne sprawy jak śmierć mózgu dawcy – podkreśla profesor Wojciech Rowiński, krajowy konsultant do spraw transplantologii. – To taka specyficzna dziedzina medycyny, której działanie zależy od bezcennego wkładu społeczeństwa, jakim są przekazywane organy – dodaje. Zdaniem medioznawcy Wiesława Godzica transplantologia wciąż kojarzy się nie z poświęceniem, ale z handlem narządami i sensacją rodem z thrillerów medycznych typu „Coma”: – Dlatego zeszłoroczne afery tak silnie podziałały na wyobraźnię i wystraszyły ludzi. Z badań Demoskopu wynika, że 59 procent respondentów utraciło zaufanie do lekarzy. Także szef Poltransplantu w coraz większej liczbie szpitali słyszy: „Nie ma u nas żadnych dawców”. – Aby rozwiązać kryzys, konieczne jest nie tylko zwiększanie środków na same transplantacje – podkreśla profesor Wojciech Rowiński, krajowy konsultant do spraw transplantologii. – Po pierwsze, trzeba wzdrożyć narodowy program
rozwoju medycyny transplantacyjnej, na którego funkcjonowanie środki byłyby zagwarantowane w ustawie, a nie uzależniane od budżetu ministra zdrowia. Wskazana jest również reforma systemu pozyskiwania dawców, tak by tą dziedziną zajmowali się wyłącznie specjaliści. Najważniejszym jego elementem powinna się stać sieć koordynatorów transplantacyjnych działających w każdym szpitalu – dodaje.

Koordynatorzy sprawdzaliby, czy od umierających w szpitalach osób można pobrać narządy. To oni rozmawialiby też z rodzinami o ewentualnym ich pobraniu. – Zwykle, jeśli informacja o po-‑
bieraniu narządów jest przekazana bezpośrednio po informacji o śmierci pacjenta, rodzina kategorycznie się nie zgadza. Trzeba, by bliscy przyzwyczaili się do myśli, że krewny nie żyje, i dopiero wtedy można zacząć rozmowę. Nie na korytarzu, ale w spokojnym miejscu, by w razie czego przytulić taką osobę – mówi profesor Zbigniew Włodarczyk, warmińsko‑mazurski konsultant transplantologii. Dziś jednak niewielu lekarzy chce się zajmować przekonywaniem rodzin. Po pierwsze, nie dostają za to dodatkowych pieniędzy. Po drugie, po ostatnich aferach boją się, że zostaną oskarżeni o handel narządami. System koordynatorów transplantacyjnych bardzo dobrze funkcjonuje w Hiszpanii, a dzięki jego wprowadzeniu 19 lat temu przeprowadza się tam najwięcej transplantacji w Europie. Polscy politycy o dodatkowych etatach dla koordynatorów nie chcą
jednak słyszeć. Mimo to Polska Unia Medycyny Transplantacyjnej już zaczęła kształcić koordynatorów-. Kurs na utworzonych rok temu- podyplomowych studiach dla koordynatorów transplantacyjnych Akademii Medycznej w Warszawie ukończyło 60 osób. Jednak aby system zaczął działać, potrzebne są dodatkowe pieniądze. – Koordynatorów powinniśmy zatrudnić, choćby na część etatu, w 180 ośrodkach. Roczny koszt funkcjonowania systemu wyniósłby około 300 tysięcy złotych. Tyle że w zadłużonym szpitalu nawet dodatkowe pół etatu to wydatek, na który dyrektor nie ma pieniędzy – mówi profesor Rowiński.

Minister Włodarczyk bezradnie rozkłada ręce. – Bez dodatkowych środków zagwarantowanych przez ministra finansów jestem bezradny. Gdy mam do wyboru – czy przeznaczyć rezerwy na etaty dla koordynatorów, czy na szczepionki – wybiorę te ostatnie.

Trzeba sobie też poradzić z niską wiedzą społeczeństwa na temat transplantacji. Efektem jest między innymi bardzo niewielki odsetek przeszczepów rodzinnych pośród wszystkich przeprowadzanych zabiegów. Profesor Zbigniew Włodarczyk, który badania na temat przeszczepów rodzinnych przeprowadzał w 2000 roku, zauważył, że potencjalni biorcy często w ogóle boją się rozmawiać z rodzinami. Po prostu nie wiedzą, jak ich propozycja mogłaby zostać- odebrana. – Od rodziny często łatwiej pożyczyć pieniądze, niż oddać samą nerkę – wyjaśnia Krzysztof Pijarowski. Ostatnio o oddawaniu narządów krewnym stało się głośno za sprawą Przemysława Salety, boksera, który oddał córce nerkę. Wciąż jednak w rodzinach transplantacje pozostają tematem tabu. W Polsce przeszczepy nerek rodziców dzieciom stanowią mniej niż dwa procent przypadków.

Polska Unia Medycyny Transplantacyjnej rozpoczęła właśnie kampanię polegającą na rozdawaniu dializowanym pacjentom płyt DVD z filmami, na których lekarze wyjaśniają, jak oddać nerkę bliskiej osobie. Joanna Kotwicka, nauczycielka etyki z Bydgoszczy, zainicjowała w swojej szkole projekt „Transplantacja: jestem na tak. Podziel się swoją decyzją”. Licealiści na lekcjach wychowawczych oglądają film pod tytułem „Bezcenny dar”, na biologii rozmawiają o śmierci mózgu, na etyce czy religii o aspektach moralnych przeszczepów, zaś na polskim piszą podsu-mowujące wypracowanie. Przeszkolonych zostało już 416 uczniów. – Aż się serce raduje, gdy widzę, jak pod sklepikiem szkolnym młodzież stojąca w kolejce po pączki otwiera portfel, gdzie trzymają oświadczenie woli ze zgodą na pobranie organów po ich ewentualnej śmierci – mówi Kotwicka.

– Doszliśmy do wniosku, że młodych ludzi należy szkolić w tej dziedzinie, ponieważ oni nie są uprzedzeni – mówi Krzysztof Pijarowski.

Organy nie do nieba

Adriana nie ma żalu do rodzin osób zmarłych, które odmawiają pobrania organów. – Jestem natomiast zła na tych, którzy w ogóle nie chcą rozmawiać o transplantacji. Nie rozumiem ludzi, którzy publicznie negują przeszczepy – mówi. Oświadczenia woli nosi w portfelach cała rodzina Adriany. Mąż ma na ręce opaskę „Nie zabieram swoich organów do nieba”.

Agnieszka Jędrzejczak, Ewa Koszowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)