Rosyjska armia zyskała przewagę nad Wielką Brytanią? "Synergia ciężkiej broni i walki informacyjnej"
• W. Brytania obawia się, że armia Rosji może mieć nad nią przewagę
• Może ona wynikać z modernizacji i wykorzystania nowych technologii
• Obecna sytuacja jest w dużej mierze skutkiem cięć budżetowych
• Raport brytyjskiej armii mówi o nowatorskim wykorzystaniu przez Rosję wojsk pancernych, ognia artyleryjskiego w połączeniu ze środkami walki elektronicznej
Jak pisze Deborah Haymes z "The Times”, zgodnie z treścią raportu British Army, do jakiego uzyskano dostęp, rosyjskie siły zbrojne mogły zyskać przewagę nad armią Zjednoczonego Królestwa ze względu na prowadzoną modernizację, ale też nowatorskie wykorzystanie technologii. W dokumencie wymienia się między innymi współdziałanie wojsk pancernych, zmasowanego ognia artyleryjskiego i środków walki elektronicznej.
Na podstawie doświadczeń konfliktu ukraińskiego stwierdzono też, że Moskwa jest zdolna do wykorzystywania informacji w mediach społecznościowych do oddziaływania na żołnierzy uczestniczących w działaniach, na przykład wprowadzając dezinformację. Autorka wymienia też użycie dronów w taki sposób, że jedna z maszyn znajduje się w zasięgu ostrzału, prowokując odpowiedź, a druga rejestruje wykryte w ten sposób pozycje przeciwnika. Mogą one na przykład zostać następnie ostrzelane przez rosyjską artylerię, która dysponuje dużą siłą ognia z uwagi na szerokie stosowanie amunicji kasetowej i termobarycznej oraz wysoką liczebność samej artylerii. W ostatnich latach znacznie poprawiono koordynację działań "Boga wojny" w Federacji, będącą długo jej piętą achillesową, wdrożono też w szerokim zakresie systemy bezzałogowe.
Bolesne cięcia
Warto jednak w tym miejscu zauważyć, że obecna sytuacja brytyjskich sił zbrojnych w zakresie działań konwencjonalnych jest w bardzo dużej mierze efektem cięć budżetowych, które zostały wprowadzone w British Army. Wskazuje na to m.in. Think Defence. Co więcej, podobnie jak w siłach zbrojnych innych państw europejskich najbardziej dotkliwe redukcje wdrażano około 2010 roku, w toku kryzysu finansowego, a więc właśnie wtedy, kiedy Moskwa rozpoczynała zakrojony na szeroką skalę program modernizacji.
W ramach Strategicznego Przeglądu Obrony i Bezpieczeństwa z 2010 roku ograniczono docelową liczbę posiadanych czołgów Challenger 2 z około 350 do 227. Dwie z pięciu "ciężkich" brygad brytyjskich sił zbrojnych zostały przeformowane w jednostki piechoty lekkiej (4. i 7. Brygada Pancerna, bazujące wcześniej w Niemczech a obecnie na kontynencie brytyjskim).
Liczebność czynnych sił lądowych została zmniejszona z nieco ponad 100 do około 80 tysięcy, pojawiają się też doniesienia o problemach z utrzymaniem żołnierzy w służbie. Zmniejszono też liczebność pododdziałów artylerii wyposażonych w armatohaubice AS-90, wycofano również amunicję kasetową dla jednostek wykorzystujących wyrzutnie MLRS, a ich liczba w służbie również uległa ograniczeniu. W większości "ciężkie" systemy uzbrojenia British Army były modyfikowane tylko w ograniczonym stopniu, co w połączeniu ze spadkiem liczebności jednostek przełożyło się na obniżenie zdolności bojowych.
I to w momencie, gdy w Rosji rozpoczęto ich zwiększanie - nie tyle przez wprowadzanie generacyjnie nowych systemów uzbrojenia, co głęboką modernizację istniejących oraz - co bardzo istotne - podwyższenie jakości szkoleń i zmiany w taktyce wykorzystania własnych sił. Natomiast nowe zakupy realizowane są głównie tam, gdzie może to dać największe efekty, z punktu widzenia przeciwdziałania wojskom NATO. Przykładami są środki OPL utrudniające dostęp do działań siłom powietrznym, czy systemy walki elektronicznej, które mają zakłócać łączność, nie pozwalając na skorzystanie z przewagi w świadomości sytuacyjnej Sojuszu. Zakupy generacyjnie nowego uzbrojenia, jak czołgi T-14 Armata, są opóźnione.
Obecna sytuacja w brytyjskiej armii jest spowodowana brakiem (przez wiele lat) założenia możliwości udziału w konflikcie konwencjonalnym, co w połączeniu z kryzysem gospodarczym spowodowało erozję czy nawet zanik części zdolności. O ile redukcje stanów liczebnych były podejmowane już wcześniej, to najbardziej dotkliwe i głębokie cięcia przeprowadzono właśnie w momencie kryzysu gospodarczego. Redukcje nie ominęły też oczywiście pododdziałów wsparcia, w tym na przykład mobilnej obrony przeciwlotniczej - według danych CFE liczba zestawów Stormer HVM, wprowadzonych na uzbrojenie już po zakończeniu zimnej wojny została ograniczona z ponad 140 do zaledwie 42.
Z kolei brytyjska obrona przeciwpancerna dysponuje nowoczesnymi systemami Javelin, ale są one dostępne wyłącznie na wyrzutniach przenośnych, a nie na samobieżnych, co w pewnym stopniu utrudnia prowadzenie działań. W siłach zbrojnych dobrze przygotowanych do konfliktu konwencjonalnego powinny znajdować się obydwa rodzaje wyrzutni, niezależnie od typu wybranego PPK.
Wojna niekonwencjonalna
Brytyjczycy obawiają się też o skuteczność własnych systemów elektronicznych (np. łączności) w związku ze stosowaniem przez Rosjan środków walki elektronicznej. W ostatnich latach projektując wyposażenie w dużej mierze zakładano jego wykorzystanie w operacjach ekspedycyjnych, gdzie nie były narażone na oddziaływanie przeciwnika. Podobnie rzecz się ma ze szkoleniem, choć od kilku lat zdolności do działań "klasycznych" są odtwarzane w ramach ćwiczeń.
W raporcie wskazano też na użycie przez Moskwę niekonwencjonalnych narzędzi (np. mediów społecznościowych) do oddziaływania (np. wprowadzania zamętu) na ludność i żołnierzy w rejonie działań. Należy zaznaczyć, że rosyjskie operacje w tym zakresie nie są ograniczone przez czynniki polityczne, obronę wolności słowa czy przepisy prawne. Natomiast jednym z podstawowych założeń doktryny Moskwy jest połączenie użycia różnych - konwencjonalnych i niekonwencjonalnych środków oddziaływania, również wobec podmiotów państwowych (w tym potencjalnie krajów NATO). Z kolei na Zachodzie, w tym w Wielkiej Brytanii, w zasadzie nie brano pod uwagę ryzyka konfrontacji z Moskwą, co spowodowało powstanie zapóźnień, często trudnych do nadrobienia.
Powolna mobilizacja i rola NATO
Oczywiście Brytyjczycy nadal dysponują nowoczesnymi wojskami lądowymi o znacznych zdolnościach. Redukcje, w tym omawiane wyżej, spowodowały jednak, że w krótkim czasie mogą oni wydzielać do działań raczej relatywnie niewielkie jednostki (batalionowe grupy bojowe, jakie już kilkukrotnie rozlokowywano w Polsce, liczące od kilkuset do ponad tysiąca żołnierzy), niż duże związki taktyczne - dywizje, czy brygady. Pośrednio wskazywał na to m.in. generał Sir Richard Shirref, w raporcie dla Atlantic Council.
Można więc powiedzieć, że główną bolączką British Army w kontekście potencjalnego zagrożenia ze strony Rosji jest właśnie brak możliwości szybkiego wystawienia dużych jednostek pancernych/zmechanizowanych do operacji NATO, dysponujących odpowiednim zakresem wsparcia artyleryjskiego czy przeciwlotniczego.
Dlatego tak istotne jest utrzymywanie spójności Paktu Północnoatlantyckiego i zwiększanie zdolności do współdziałania wojsk na niższych szczeblach. To pozwala bowiem na wystawianie jednostek większych, złożonych z sił zbrojnych wielu członków NATO (przykładem jest jednostka natychmiastowego reagowania VJTF, czy szerzej - Siły Odpowiedzi, które w całości mogą mieć siłę dywizji wojsk lądowych). Użycie takich formacji jest jednak obarczone ryzykiem politycznym - każdy z członków NATO musi wyrazić na to zgodę.
Po kryzysie na Ukrainie rząd Wielkiej Brytanii zdecydował o wzmocnieniu sił zbrojnych i niewielkim zwiększeniu wydatków obronnych. Oprócz tego, Londyn aktywie uczestniczy w działaniach wzmacniających wschodnią flankę NATO - w tym w ćwiczeniach, w Siłach Odpowiedzi, obejmie też rolę państwa ramowego batalionowej grupy bojowej w Estonii.
Dodatkowe fundusze przeznaczone na strukturalne wzmocnienie sił zbrojnych Zjednoczonego Królestwa w dużej mierze trafią jednak nie do wojsk lądowych, a do sił powietrznych (dodatkowe myśliwce Typhoon) czy do marynarki wojennej (morskie samoloty patrolowe). Brytyjczycy zmagają się też z potrzebnymi - ale kosztownymi - programami budowy lotniskowców i strategicznych okrętów podwodnych.
Jak więc należy interpretować doniesienia o "przewadze" Rosjan? Londyn co do zasady jest w stanie wykonać swoje zobowiązania w ramach istniejących czy planowanych struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego, jak np. obecność rotacyjna. Jednakże, możliwości bardziej samodzielnych działań na dużą skalę, podobnych choćby do brytyjskiego udziału w inwazji na Irak w 2003 roku są niestety mocno ograniczone wskutek cięć strukturalnych.
Zdolności Brytyjczyków do udziału w lądowych operacjach obrony kolektywnej są więc pod pewnymi względami niższe niż na przykład w momencie, gdy Polska wstępowała do struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego czy nawet przed kryzysem gospodarczym. Londyn bez użycia mechanizmów NATO nie jest w stanie, w krótkim czasie, udzielić tak szerokiego wsparcia jak wcześniej.
Wspólny front
W celu odwrócenia tak szeroko zakrojonych cięć, jakie zostały wprowadzone w ramach Strategic Defence and Security Review (redukcja liczebności armii o 20 proc., pododdziały "ciężkie" często w jeszcze większym stopniu) konieczne byłoby skokowe zwiększenie finansowania wojsk lądowych, a odbudowa kadr i struktur byłaby zapewne mocno czasochłonna.
Wydaje się więc, że Brytyjczycy będą skupiać się na zamykaniu "luk" w zdolnościach istniejących formacji, na przykład poprzez uodparnianie systemów łączności na zakłócenia, czy modernizację czołgów, a także zmiany w szkoleniu, odzwierciedlające nową taktykę stosowaną przez Rosjan. Oznacza to, że część strukturalnych niedostatków w British Army, wynikających z poprzednich cięć, może nie zostać wyeliminowanych. Z drugiej strony, kierownictwo polityczne Zjednoczonego Królestwa po decyzji o opuszczeniu Unii Europejskiej może wykazać determinację do wzmacniania obronności - choć nie ułatwią tego gospodarcze skutki "Brexitu".
Wielka Brytania jest więc bardzo istotnym członkiem NATO (np. ze względu na dysponowanie zdolnościami nuklearnymi), ale inne państwa europejskie muszą zdecydowanie zwiększyć zaangażowanie w rozbudowę klasycznych sił lądowych, gdyż oczekiwanie od Londynu „wkładu” na poziomie sprzed kilkunastu lat jest mało realistyczne. Dotyczy to w szczególności najbardziej zagrożonych krajów wschodniej flanki, w tym Polski. Państwa bałtyckie mogłyby z kolei otrzymać uzbrojenie współfinansowane przez kraje UE, które w większości przeznaczają na obronę poniżej 2 proc. PKB, choć są członkami NATO. Takie rozwiązanie wymagałoby jednak prawnych i mentalnych zmian w UE, choć z technicznego punktu widzenia nie powinno być trudne biorąc pod uwagę potencjał gospodarczy czy wielkość rocznego budżetu Unii.
Z kolei wśród krajów zachodnich szczególną odpowiedzialność za własne wojska lądowe mogą wziąć Niemcy, gdyż to oni dysponują potencjałem gospodarczym do zwiększania finansowania (pierwsze kroki zostały już podjęte), aczkolwiek wzmacnianiu Bundeswehry zagrażają zarówno czynniki polityczne, jak i problemy kadrowe. Dlatego po decyzji o ustanowieniu wzmocnionej, wysuniętej obecności na wschodniej flance priorytetem europejskich państw NATO, w szczególności krajów naszego regionu, ale i rozwiniętych gospodarczo państw zachodnich.