PolskaRodziny poległych żołnierzy - życie w cieniu straty bliskiej osoby

Rodziny poległych żołnierzy - życie w cieniu straty bliskiej osoby

Rodziny poległych żołnierzy - życie w cieniu straty bliskiej osoby
Źródło zdjęć: © WP.PL | Damian Wis
28.08.2015 11:36, aktualizacja: 29.08.2015 11:54

Przyjechali z całej Polski. Niewielu z nich ma szansę na terapię w swoim miejscu zamieszkania. Dlatego Stowarzyszenie Rodzin Poległych Żołnierzy "Pamięć i Przyszłość" już po raz kolejny zaprosiło na warsztaty psychologiczne rodziny, które na misjach wojskowych straciły bliskich. Tym razem do Wilkas koło Giżycka.

- Warsztaty psychologiczne pozwalają nam inaczej spojrzeć na naszą żałobę. Zobaczyć, że nie jesteśmy sami i musimy żyć dla tych, którzy zostali - przyznaje Marzena Zielke z zarządu Stowarzyszenia.

W czasie zajęć z psychologami i terapeutami rodziny poległych żołnierzy uczą się, jak radzić sobie z żałobą, a także budować na nowo relacje rodzinne i przyjacielskie. Dlaczego to takie trudne? Bo ciężko pogodzić się ze śmiercią syna czy męża, który pojechał na misję nie po to, aby zabijać, lecz żeby pomagać. Ludzie tego nie rozumieją. Stąd hejty w internecie (żołnierze to "mordercy i okupanci") czy krzywe spojrzenia sąsiadów ("nachapali się kasy").

Dlatego takie integracyjne spotkania są ważnym elementem terapii. Warsztaty pozwalają na rozmowy indywidualne i terapię grupową, pomagają odreagować emocje i sprzyjają integracji środowiska (Stowarzyszenie zrzesza ponad 80 osób, a na spotkaniach integracyjnych zyskuje zawsze nowych członków).

Ciąg dalszy terapii

Rodzice poległych żołnierzy zebrali się w sali na parterze. To kolejne spotkanie, więc zajęcia nie koncentrują się już na przeszłości (stracie, żałobie i traumie), lecz wybiegają w przyszłość i są związane z rodziną. Rozmowy dotyczą asertywności, stresu, rodzinnych kryzysów. - Chodzi o to, aby doznana strata nie przesłoniła życia, które toczy się nadal - tłumaczy Jerzy Patoka, terapeuta, pracujący z grupą rodziców. Ocenia, że jego "podopieczni" od pierwszych spotkań przeszli długą drogę. Mimo smutku i łez, które nadal im towarzyszą, potrafią żartować i cieszyć się ze spotkania. Podkreśla, jak ważna jest dla nich ta wspólnota oraz ile znaczy dzielenie się swoimi przeżyciami z innymi, którzy także stracili synów.

W grupie rodziców pojawiają się też nowe osoby. Anna (od śmierci syna minęło kilka lat) przyjechała po raz pierwszy, bo namówiła ją córka. - Zrób coś dla siebie - powiedziała, gdy zmarł ciężko chory mąż, którym się opiekowała. Ale Anna jest pełna obaw.  

Ewa dobrze ją rozumie, bo po śmierci syna także się bała. Dziś jest wdzięczna, że dała się namówić i w ubiegłym roku przyjechała po raz pierwszy na warsztaty. - Te spotkania przynoszą ulgę, każdy z nas dzieli ten sam los. Wracam do domu, mam poczucie, że nie jestem sama i zaczynam już czekać na kolejne spotkanie - mówi. Po raz pierwszy przyjechali też Grażyna i Adam. Ich syn zginął w Afganistanie jako ostatni. Trudno im jeszcze o tym opowiadać. Słowa grzęzną w gardle, szklą się oczy. Zatem słuchają.

- Nie chcę zapomnieć, ale chcę, żeby wspomnienia nie bolały - żali się Krystyna. - Spróbuj, tak jak ja - radzi Jerzy. - Gdy przywołuję obraz syna, widzę go uśmiechniętego. Wiem, że go straciłem, ale cieszę się, że przez 28 lat przysparzał nam wiele radości.

Do rozmowy włącza się Maria: - Ja także coraz częściej wspominam radosne chwile. Przypominam sobie, jak syn wracał późno do domu z randki i wchodził przez balkon, o czym wtedy nie wiedzieliśmy. Dziś wspominamy tamte dni i się śmiejemy. - Gdy zatęsknię za synem, włączam kasetę nagraną podczas przysięgi wojskowej. To mnie uspokaja - dodaje Marian.

Kiedy jednak nadchodzi gorszy dzień, wracają uporczywe myśli. - Jak mam go pożegnać, skoro nie widziałam go w trumnie? - pyta Joanna. Wtedy zazwyczaj sięga po album i przegląda zdjęcia, także te z miejsca wypadku. - Może to była pomyłka, może to nie on zginął - myśli. Maria ją rozumie, bo pamięta opis "zdarzenia" z protokołu powypadkowego. Widzi nie tylko zapisaną kartkę papieru, lecz także zabitego syna. Nie ma ręki ani twarzy.

Zapomniani żałobnicy

Coraz częściej pomocy psychologicznej wymagają także dzieci żołnierzy, którzy zginęli na misjach. Psychoonkolog Agnieszka Paczkowska przyjechała na warsztaty do Wilkas w ramach programu wsparcia dla dzieci i młodzieży w żałobie "Tumbo pomaga", który powstał w fundacji skupiającej hospicja z całego kraju.

Agnieszka prowadzi zajęcia z najmłodszymi uczestnikami warsztatów, bo także u nich pojawiają się problemy związane z traumą po śmierci ojca. Mówi o tym, jak ważne jest wsparcie psychologiczne dla grupy, bo dzieci to często zapomniani żałobnicy. -Dorośli nie doceniają i nie rozumieją ich żalu i smutku. Gdy matka nie rozmawia z dzieckiem o śmierci ojca, zostaje ono samo z workiem zamrożonych emocji, z którymi idzie przez życie. Stają się one balastem, który różnie się objawia - trudnościami w nauce, w związku, w relacji z szefem - tłumaczy.

Pięcioletni Gerard, którego tata, st. chor. Sylwester Janik, zginął we wrześniu 2013 roku w Afganistanie, jest jeszcze za mały, aby pytać mamę o szczegóły tej śmierci. Jolanta Janik jednak wie, że taki dzień nadejdzie. Dziś wystarczy tłumaczenie, że chociaż taty z nimi nie ma, czuwa i patrzy z góry. Gdy Gerard będzie starszy, pytania zapewne padną, więc Jolanta woli dmuchać na zimne i już dziś wraz z synkiem uczestniczy w warsztatach.

- Dzieciom brakuje taty w ważnych momentach życia. Wraz z dorastaniem wracają do nieprzeżytej żałoby. Ważne, aby nie przegapić tego momentu - radzi Agnieszka Paczkowska.

Gdy w 2004 roku zginął Krzysztof, Kamil miał trzy i pół roku. Jaki obraz taty zachował? Zapamiętał, jak w niedzielę rano smażył na maśle jajecznicę. Potem oglądali razem bajkę w telewizji i szli na spacer. Jeździli też na rowerze. Kamil pamięta, że bawił się z tatą i że było mu dobrze - wspomina Małgorzata. Problemy pojawiły się po kilku latach. - Dlaczego tata wyjechał, skoro mnie kochał? - zapytał Kamil. Małgorzata nie wiedziała, jak odpowiadać na takie pytania. - Ważne, aby nie budować obrazu ojca, który jest superbohaterem. Wtedy dziecku, szczególnie chłopcu, trudno sprostać takiemu wizerunkowi - radzi Agnieszka.

Jak pomóc dziecku w przeżyciu żałoby? To długofalowy proces. Mama może mu pomóc, przeżywając własną żałobę. Wsparcie polega także na wydobywaniu emocji, którym trzeba dać ujście. - Wspominać, ale mieć własne rytuały związane z upamiętnieniem taty - tłumaczy Agnieszka Paczkowska. Na zajęciach dzieci uczyły się, że należy mówić o emocjach, choć początkowo miały problem z ich nazwaniem.

Na koniec warsztatów każda mama, której dziecko uczestniczyło w zajęciach, dostała od psychologa list. Joanna przeczytała, że powinna skorzystać z pomocy psychologicznej, bo proces żałoby został zahamowany i dużo emocji jest uwięzionych. Kasia dowiedziała się, że musi stawiać dziecku więcej granic. Alicja - wprost przeciwnie, że powinna dać mu więcej swobody.

Pamięć i wsparcie

Joanna Ciesielska, matka mł. chor. Piotra Ciesielskiego, który zginął w Afganistanie w grudniu 2011 roku, mówi, że pamięć trzeba pielęgnować, tak jak miłość. Dlatego dla rodzin ważny jest kontakt z jednostką i świadomość, że koledzy nie zapomnieli. Dla Marzeny Zielke wielkim zaskoczeniem była propozycja, aby została matką chrzestną sztandaru ufundowanego przez mieszkańców Elbląga dla 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej. Nie spodziewała się takiego wyróżnienia. Było ono także wyrazem pamięci o jej mężu, kpr. Andrzeju Zielkem, który zginął na II zmianie PKW w Iraku.

- Dbają o nas. Na święta pamiętają o dzieciach, zapraszają na uroczystości - przyznaje Marzena. Jej opiekun z 16 Żuławskiego Batalionu Remontowego w Elblągu często dzwoni i pyta, czy może w czymś pomóc. Na terenie jednostki rosną dwa dęby poświęcone pamięci dwóch pochodzących z niej żołnierzy, którzy w 2004 roku zginęli w Iraku. Jednym z nich był mąż Marzeny. Kilkumetrowe drzewa pną się w górę przy głównym placu, gdzie odbywają się wojskowe uroczystości.

Ewa i Jerzy Woźniakowie na warsztaty dojechali jako ostatni, bo w Dzierżoniowie, gdzie mieszkają, władze miasta postanowiły uhonorować ich syna, mjr. Krzysztofa Woźniaka, pierwszego żołnierza GROM-u, który zginął w Afganistanie. 28 czerwca 2015 roku (w dniu urodzin poległego oficera) został odsłonięty poświęcony mu obelisk. Dwa miesiące wcześniej duży deptak w środku dzierżoniowskich osiedli Rada Miejska Dzierżoniowa nazwała aleją Majora Krzysztofa Woźniaka.

Miejscowa prasa pisała, że "każdego dnia aleją Majora Woźniaka przechodzi co najmniej kilkaset osób. Każda z nich zapamięta ofiarę poniesioną przez 36-letniego dzierżoniowianina, czytając napis na obelisku". Nikt nie pomyślał, że pomnik i aleja leżą zbyt blisko bloku, w którym mieszkają rodzice majora. Widać je z ich balkonu.

Inną formę upamiętnienia zmarłego kolegi wybrali uczestnicy rajdu "Bieszczady 2015". Do Gabrysi Kiepury zadzwonił opiekun z jednostki i zapytał, czy zgodzi się na nazwanie rajdu weteranów imieniem swojego poległego męża (przekazał prośbę Centrum Weterana Działań poza Granicami Państwa). Nie miała wątpliwości. - Jankowi sport towarzyszył przez całe życie. Uprawiał sztuki walki, boks, lekkoatletykę, uwielbiał górskie wędrówki - wspomina.

I tak uczestnicy 1. Centralnego Zlotu Weteranów im. śp. st. chor. Jana Kiepury "Bieszczady 2015" spotkali się przy grobie chorążego w Racławówce koło Rzeszowa. Tam, w wojskowej asyście honorowej, złożyli kwiaty i zapalili znicze. - Odczytali też wspomnienie o Janku. Było bardzo osobiste, musiało wyjść spod pióra osoby, która go dobrze znała, bo nie każdy wiedział, że był zdyscyplinowany i wyjątkowo skromny. Koledzy Janka zapewnili mnie, że zawsze będą o nim pamiętać - opowiada Gabrysia.

Wkrótce po tej uroczystości kilkudziesięciu weteranów ruszyło w góry, a Gabrysia wsiadła do samochodu, aby przejechać ponad 600 km i nieco spóźniona dotrzeć na warsztaty do Wilkas.

W cieniu tragedii

Warsztaty wsparło finansowo Ministerstwo Obrony Narodowej. Stowarzyszenie planuje organizację kolejnych takich spotkań. - Rodziny żołnierzy poległych cały czas borykają się z problemem traumy. Dzieci wychowują się bez ojca, żony starają się zakładać nowe związki lub pozostają wdowami, rodzice żyją w cieniu tragedii, bo pochowali własne dzieci. Dlatego ważne jest wsparcie psychologiczne. Nie wystarcza pamięć okazywana zazwyczaj z okazji świąt i różnych rocznic. Rodziny muszą mieć świadomość, że mogą liczyć na pomoc wojska - podkreśla Jerzy Patoka.

Na ostatnich zajęciach podczas warsztatów dzieci miały napisać list do mamy. - Dziękuję, że mnie tu przywiozłaś - napisał Gniewko.

Małgorzata Schwarzgruber, "Polska Zbrojna"

Zobacz także: Polak kontra NATO, bezprecedensowy proces

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (82)
Zobacz także