Prywatne odszkodowania za pracę przymusową w III Rzeszy
Niezwykłą historię niemieckiego nauczyciela,
który od dwóch lat poszukuje we Włoszech byłych robotników
przymusowych ze swojego miasteczka i wręcza im i ich rodzinom
prywatne odszkodowania, opisuje dziennik "Corriere della
Sera".
07.09.2004 | aktual.: 07.09.2004 11:36
Jak inormuje gazeta, 55-letni profesor robi to, czego nie chcą uczynić władze jego kraju.
Przed kilkoma laty Bernhard Lehemann, który uczył angielskiego w liceum w Gersthofen, dowiedział się, że w czasach II wojny światowej do jego miasteczka przywożono ludzi i zmuszano ich do pracy przymusowej. Postanowił dowiedzieć się, kim byli i jaki spotkał ich los. Zaangażował w to także swoich uczniów, i to mimo zdecydowanego sprzeciwu ich rodziców. Z 29 uczniów pomocy odmówiło tylko siedmiu.
Udzielenia wszelkich informacji o byłych niewolnikach Trzeciej Rzeszy odmówiły mu władze miasteczka, argumentując, że nie warto wracać do przeszłości.
Kiedy Lehemann ze swoimi uczniami sporządził listę kilkuset osób, w tym 210 Włochów, pracujących w straszliwych warunkach w fabrykach w jego rodzinnych stronach, rozpoczął zbiórkę pieniędzy na odszkodowania. Dowiedział się bowiem, że byłym włoskim robotnikom przymusowym Niemcy takich rekompensat nie przyznały.
Jak mówi, dzięki "łańcuchowi solidarności" oraz pomocy ludzi dobrej woli zebrał 60 tysięcy euro i z tą sumą oraz listą ponad dwustu osób przyjechał przed dwoma laty do Włoch.
Bernhard Lehemann objeżdża kolejne miasteczka Italii i dociera do rodzin nieżyjących już najczęściej robotników. Najpierw się przedstawia i wyjaśnia cel wizyty, a potem "prosi o przebaczenie - jak to ujmuje - w imieniu swoim, swoich uczniów i całego miasta". Następnie wyjmuje kopertę i wręcza 750 euro.
W tych dniach w Gersthofen jego uczniowie przystępują do pracy nad projektem pomnika ku czci niewolników Trzeciej Rzeszy. Profesor nie będzie w niej uczestniczył, bo - jak mówi - na liście ma jeszcze wiele nazwisk ludzi, których musi odwiedzić.
Sylwia Wysocka