"Prosili Zełenskiego, żeby ochłonął". Awantura na szczycie NATO w Wilnie
Czy prezydent Wołodymyr Zełenski "przeszarżował" ze swoimi oczekiwaniami i komentarzami w sprawie ustaleń szczytu NATO? Zdaniem ekspertów politykowi zabrakło doświadczenia dyplomatycznego, a Ukraina "przelicytowała". W Wilnie miało dojść do awantury.
Wszystko zaczęło się od wpisu Zełenskiego, który we wtorek skrytykował szczyt w Wilnie. "To bezprecedensowe i absurdalne, gdy nie są ustalone ramy czasowe ani dla zaproszenia, ani dla członkostwa Ukrainy w NATO. Wydaje się, że nie ma gotowości, by zaprosić Ukrainę do NATO, ani uczynić ją członkiem Sojuszu" - napisał na Twitterze. I podsumował swój wpis stwierdzeniem, że "niepewność jest słabością".
"Prosili go, żeby ochłonął"
Ostra wypowiedź Zełenskiego nie wszystkim się spodobała. Negatywnie przyjęli komentarze zachodni sojusznicy Ukrainy. Według agencji Bloomberg podczas kolacji w Wilnie przywódcy państw NATO "prosili go, aby ochłonął".
Jednak największą szpilkę wbił brytyjski minister obrony Ben Wallace. Cytowany przez "The Guardian" stwierdził, że Ukraina traktuje swoich zachodnich sojuszników, jakby byli "magazynem firmy Amazon". - Czy nam się to podoba, czy nie, ludzie chcą widzieć odrobinę wdzięczności - powiedział Wallace. W podobnym tonie wypowiedział się Jake Sullivan, amerykański doradca ds. bezpieczeństwa. Podkreślał, że Stany Zjednoczone intensywnie pracują na rzecz wsparcia ukraińskich żołnierzy i przypominał o dostarczanym Ukrainie sprzęcie. W odpowiedzi na słowa Zełenskiego, Sullivan odparł: "Amerykanie zasługują na wdzięczność".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wywieranie presji nie pomaga"
Według płk. rez. Piotra Lewandowskiego, byłego dowódcy bazy wojskowej w Redzikowie i weterana misji w Afganistanie oraz Iraku, prezydentowi Ukrainy zabrakło na szczycie doświadczenia dyplomatycznego.
- Dyplomacja jest polityką ustępstw, a wywieranie cały czas presji i stawianie się w roszczeniowej pozycji - w tej sytuacji nie pomaga. Kraje, które są mocno wrażliwe na presję, jak USA i Wielka Brytania, a które jako pierwsze ruszyły z pomocą, dostarczając bardzo dużo broni, mają prawo zarzucić Ukrainie brak dyplomacji - mówi WP Lewandowski.
"Atmosfera była nerwowa"
Zdaniem Marcina Zaborowskiego, byłego dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i redaktora naczelnego pisma Res Publica Nowa, "Ukraina swoją postawą trochę przelicytowała".
- Byłem w Wilnie, kiedy to się działo. Atmosfera była nerwowa, by wręcz nie powiedzieć - słaba. Na konferencji Public Forum, która była częścią szczytu, odwołano konferencję doradcy prezydenta Joe Bidena Jake'a Sullivana i Andrija Jermaka, głównego doradcy prezydenta Zełenskiego. To się działo w tle całej awantury - ujawnia w rozmowie z nami dr Zaborowski.
I - jak przypomina ekspert - dotychczas Ukrainie udawało się uzyskać korzyści dyplomatyczne i wojskowe poprzez podbijanie stawki i używanie argumentów natury moralnej - mówienie m.in. o ofiarach.
- Ale w tym przypadku Joe Biden wielokrotnie wyraźnie mówił przed szczytem, że nie będzie zaproszenia Ukrainy do NATO. Sytuacja, w której Zełenski mówi o "absurdalności sytuacji", że tego zaproszenia nie ma i wypuszcza oskarżycielskiego tweeta, jest sytuacją stwarzania problemów dla prezydenta USA. Trochę z tym przesadził. I otrzymał ripostę od Bena Wallace’a i Jake Sullivana. USA i Wielka Brytania pomagają Ukrainie w największym stopniu. I mogą sobie pozwolić na skarcenie Zełenskiego - ocenia dr Zaborowski.
"Zełenski nie powinien tak szarżować"
W ocenie Lewandowskiego nie ma możliwości, żeby obecnie NATO przyjęło do swojego grona Kijów.
- Nie ma mowy, żeby tak się stało. Byłbym zdziwiony, jeśli faktycznie ze strony ukraińskiej były takie oczekiwania. Ukraina musi teraz bardziej się zastanowić: czy jest w stanie osiągnąć militarne cele, które sobie założyła. Być może udałoby się to zrealizować, gdyby armia rosyjska walczyła źle. Ale tak nie jest, nie robi obecnie większych błędów - uważa wojskowy.
Jego zdaniem Moskwa - widząc ustalenia szczytu NATO - przygotowuje się do długofalowej wojny, na którą Ukrainy nie stać.
- Zełenski musi mieć tę świadomość. Uzbrojenie z Zachodu w takich ilościach, które obecnie napływa, nie pozwoli militarnie pokonać Rosji. Tym samym, temat przystąpienia Ukrainy do NATO jest po prostu nierealny. A Zełenski w swoich wypowiedziach nie powinien tak "szarżować" - komentuje płk Lewandowski.
"Gwarancje? Niejasna perspektywa"
Według nieoficjalnych informacji agencji Bloomberg przywódcy krajów sojuszniczych szukali w Wilnie "języka, który wskazywałby na postęp i mógłby być sprzedany Ukrainie jako postęp", ale w najmniejszym stopniu nie przybliżałby ich do wciągnięcia w wojnę z Rosją. Pierwotnie komunikat dotyczący Ukrainy miał zawierać bardziej konkretną ścieżkę ewentualnego przystąpienia Ukrainy do Sojuszu.
Sytuacja uległa zmianie pod wpływem postawy prezydenta USA Joe Bidena i kanclerza Niemiec Olafa Scholza. Zmiany miały nastąpić tuż przed początkiem szczytu. "Gdy Ukraińcy dowiedzieli się o zmianach, postanowili opublikować prowokacyjny wpis, aby przyciągnąć opinię publiczną na swoją stronę" - twierdzi Bloomberg. Niejako na "osłodę", w środę kraje grupy G7 zadeklarowały tzw. gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. W praktyce oznaczałoby to dwustronne umowy z Kijowem w sprawie długoterminowej pomocy wojskowej i finansowej w celu utrzymania armii i gospodarki Ukrainy.
Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, mają jednak wątpliwości co do jakości oferowanych gwarancji Ukrainie.
- Czym są gwarancje bezpieczeństwa wobec kraju, który już jest w stanie wojny? Takie gwarancje mają sens, żeby uniknąć wojny. A w tym przypadku mamy pełnoskalowy konflikt. One mogą pojawić się dopiero po zakończeniu wojny. To jest jedynie dyplomatyczna narracja, która nic nie zmienia. Sugeruje mocno Ukrainie zakończenie wojny. To wtedy Zachód przyjdzie z gwarancjami bezpieczeństwa. A prawdziwą rozmowę o NATO zacznie z Kijowem może za pięć lat, a może i za dekadę - uważa płk rez. Lewandowski.
W podobnym tonie wypowiada się dr Marcin Zaborowski. - Gwarancje bezpieczeństwa polegają na tym, że jak ktoś nas zaatakuje, to się nam pomaga. A Ukraina tego nie otrzymała. To, co mają otrzymać, czyli pomoc finansowa i militarna, przypomina model izraelski - bilateralnych relacji na linii USA-Izrael. Pytanie tylko, czy będzie to pasować pozostałym państwom NATO. Na razie gwarancje są niejasne, brakuje szczegółów. Nie wiadomo, na czym miałyby dokładnie polegać - ocenia były dyrektor PISM.
"NATO wraca do czasów zimnej wojny"
W odczuciu eksperta awantura na szczycie dotycząca Ukrainy na szczycie przysłoniła bardzo ważne ustalenia. Zdaniem Zaborowskiego "mówi się o nich niewiele, albo w ogóle, a powinno podkreślać na każdym kroku".
- Pierwsza to obecność Szwecji w NATO, co przekłada się na panowanie Sojuszu na Morzu Bałtyckim. Staje się ono wewnętrznym morzem NATO. Po drugie, zdecydowane opowiedzenie się Turcji po stronie Zachodu i Ukrainy. Rosjanie tym samym tracą Ankarę, a już im się wydawało, że mają Turków w kieszeni. Po trzecie, wzmocnienie wschodniej flanki - Kanadyjczycy zwiększają obecność na Łotwie, Niemcy podnoszą z poziomu batalionu do brygady stałą obecność na Litwie, a Hiszpanie wysyłają swoich żołnierzy do Słowacji i Rumunii - wylicza ekspert, który gościł na szczycie w Wilnie.
I co najważniejsze - w opinii Zaborowskiego - NATO posiada już gotowe plany obronne na wypadek rosyjskiej agresji. - NATO przybiera gotowość obronno-odstraszającą, która przypomina postawę z "zimnej wojny". Z punktu widzenia wschodniej flanki i naszego bezpieczeństwa są to fundamentalne ustalenia - podsumowuje.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski