USA i Niemcy mówią "nie". "Praktycznie koniec dyskusji"
Ukraina zostanie członkiem NATO, najszybciej jednak po zakończeniu wojny. Taką konkluzją kończy się szczyt Sojuszu w Wilnie. Przeciwko szybkiemu wejściu Kijowa do struktur Paktu Północnoatlantyckiego były od początku USA i Niemcy. Czy teraz triumfują?
Jak przekazał sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg, Ukraina zostanie członkiem NATO. Zaznaczył jednak, że nie ma żadnych ram czasowych przyjęcia, bo proces akcesji do Sojuszu zawsze opierał się na realizacji wymogów. Tym samym spełnia się scenariusz administracji Waszyngtonu i Berlina, które już wcześniej sygnalizowały, że będzie to odległa przyszłość.
Tuż przed szczytem prezydent USA Joe Biden powiedział stanowczo w wywiadzie dla CNN, że Kijów nie jest jeszcze gotowy. Dał jasny sygnał: wojna w Ukrainie musi się zakończyć, zanim Sojusz będzie mógł rozważyć przyjęcie tego kraju w swoje szeregi. Z kolei jak informował "Bild", powołując się przy tym na "wysoko postawione źródło", nie tylko Waszyngton blokował drogę Ukrainy do NATO, ale również Berlin.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Decydujące jest stanowisko USA"
Jak podkreśla Janusz Reiter, były ambasador RP w Berlinie i Waszyngtonie, w NATO nie ma wątpliwości, że państwem przywódczym są Stany Zjednoczone.
- Jeżeli USA zachowują w sprawie pewien dystans, jest to praktycznie koniec dyskusji. Samo poparcie Ameryki może nie wystarczać, ale bez niego trudno coś istotnego przeforsować. Bywa tak, że Amerykanie muszą przekonywać swoich europejskich sojuszników do swego stanowiska. W sprawie Ukrainy postawa krajów europejskich jest ważna, ale decydujące jest stanowisko USA. One mają największy udział w pomocy wojskowej dla Ukrainy - mówi Wirtualnej Polsce Reiter.
I jak przypomina, wcześniej w Sojuszu w sprawach wschodniej flanki były dwa bloki: zachodnioeuropejski z Niemcami i Francją na czele oraz wschodni.
- Ten pierwszy był ostrożny, ten drugi chciał "więcej, mocniej i szybciej". Teraz Francja wykonała woltę i popiera szybkie przystąpienie Ukrainy do NATO. Ale Paryż już wykonał tyle zwrotów w Sojuszu, że ten traktować trzeba jako kolejny. Niemcy i USA stanęły w tej sprawie po tej samej stronie, co oczywiście daje Berlinowi duży komfort. Nie widzę jednak powodu, aby mówić o konflikcie w NATO. Ani o jakimkolwiek triumfie czyjejś strony. Jest dyskusja, w której nie chodzi o to, kto jest najlepszym przyjacielem Ukrainy, ale o uzgodnienie wspólnej strategii Sojuszu. Pamiętajmy, że jest to jedna z najważniejszych decyzji w całej historii NATO - podkreśla były ambasador.
Po ustaleniach szczytu NATO kanclerz Olaf Scholz zamieścił w mediach społecznościowych symboliczny wpis.
"Niemcy będą wspierać Ukrainę tak długo, jak to będzie konieczne. Jeszcze raz wyraziłem wielki szacunek dla prezydenta Zełenskiego za odwagę i determinację jego ludzi. Dobrze, że w przyszłości będziemy jeszcze ściślej współpracować w nowej Radzie NATO-Ukraina" - napisał Scholz.
Przypomnijmy, że już wcześniej niemieckie media podkreślały, że priorytetem dla kanclerza Scholza jest konkretna pomoc wojskowa w obronie przed Rosją. Jak informowało "Deutsche Welle", w tej kwestii na początku szczytu NATO pojawiły się nowe zobowiązania ze strony Niemiec. A Berlin dostarczy Kijowowi więcej broni, amunicję i sprzęt wojskowy o wartości niemal 700 mln euro.
"Berlin stawia na dostawy broni"
"Konkretnie Ukraina ma z zapasów Bundeswehry otrzymać kolejne 40 transporterów opancerzonych typu Marder, 25 czołgów Leopard 1A5, pięć pojazdów opancerzonych i dwie wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych Patriot. Dostawy mają objąć również 20 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej i 5 tys. sztuk amunicji dymnej, a także drony zwiadowcze i sprzęt do obrony przeciwlotniczej" - czytamy w "Deutsche Welle".
I właśnie na ten aspekt zwraca uwagę Janusz Reiter.
- Co do samej decyzji Sojuszu ws. Ukrainy, to nie ma powodu, by wykrzykiwać "zdrada". Po pierwsze, jest wyraźna obietnica, że Ukraina znajdzie miejsce w NATO. Po drugie, jest wskazanie, że znajdzie się w Sojuszu po spełnieniu różnych warunków. To zasygnalizowanie, że kiedy Kijów wojnę wygra, będzie musiał wypełnić zalecenia, głównie dotyczące jakości państwa. Po trzecie i najważniejsze, Ukraina otrzymała od Ameryki, ale także od Niemiec i Francji, kolejne "pakiety pomocy". A od całego Sojuszu zapewnienie, że będzie ją konsekwentnie wspierał w bohaterskiej walce - podkreśla były ambasador RP w Berlinie i Waszyngtonie.
Jak dodaje Reiter, "to odpowiedź udzielona wszystkim tym, którzy wróżą, że Zachód straci cierpliwość i motywację do popierania Ukrainy".
W opinii dyplomaty, prezydent Zełenski doszedł do wniosku, że nie ma co oskarżać NATO, tylko trzeba przyjąć deklarację z Wilna za dobrą monetę i zrobić z niej najlepszy użytek.
- W interesie Ukrainy leży przyjęcie najkorzystniejszej dla niej interpretacji decyzji szczytu. To jest lepsza metoda niż ogłaszanie rozczarowania - uważa Reiter.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski