Powstają siły szybkiego reagowania UE
Ministrowie spraw zagranicznych i obrony 25
obecnych i przyszłych państw Unii Europejskiej ogłoszą w
poniedziałek "gotowość operacyjną" wspólnych unijnych sił
szybkiego reagowania rodzących się w bólach od 1999 roku.
18.05.2003 18:40
Zdaniem analityków - zebrani w Brukseli ministrowie będą jednak musieli przyznać, że nowo stworzonym siłom szybkiego reagowania brakuje jeszcze takich kluczowych aktywów, jak samodzielny transport strategiczny czy zdolności wywiadowcze.
Choć z góry przeznaczone tylko do tzw. misji z Petersberga - operacji pokojowych, ratowniczych, ewakuacyjnych i humanitarnych - jeszcze długo siły te nie będą więc zdolne do samodzielnego prowadzenia większych operacji.
Mimo ambicji takich krajów jak Francja czy Belgia, żeby wyposażyć Unię w "autonomiczne" zdolności wojskowe, tak czy inaczej musi ona w tym zakresie polegać na istotnym wsparciu NATO, czyli w praktyce Stanów Zjednoczonych.
O samodzielności wobec NATO nie chcą zresztą słyszeć takie kraje jak Wielka Brytania czy Polska. Według nich siłom unijnym można powierzać tylko te operacje, w których nie życzą sobie brać udziału, ale które są gotowi wesprzeć za pośrednictwem NATO Amerykanie.
Nowe siły dysponują tylko zalążkiem zdolności planistycznych w postaci wspólnego "minisztabu" wojskowego w Brukseli podlegającego Komitetowi Polityki i Bezpieczeństwa UE. Mogą korzystać też z zasobów belgijsko-francusko-hiszpańsko-luksembursko-niemieckiego "Eurokorpusu" z kwaterą główną w Strasburgu.
W praktyce siły te składają się w znacznej mierze z tych samych jednostek, które członkowie Unii oddają już do dyspozycji NATO. Do tego dochodzi wkład krajów, które nie należą do sojuszu, w tym krajów neutralnych (Austrii, Finlandii, Irlandii i Szwecji).
Te ostatnie nie życzą sobie używania sił pod flagą UE do operacji wychodzących poza misje z Petersberga, takich jak ostatnie interwencje w Afganistanie czy w Iraku. Popierają natomiast koncepcję stopniowego przejmowania przez Unię operacji pokojowych NATO na Bałkanach (począwszy od Macedonii).
Tworzeniu sił szybkiego reagowania UE przyświecał cel, żeby Unia była zdolna do rozmieszczenia z dala od swojego terytorium do 60 tysięcy żołnierzy w ciągu 60 dni i utrzymania ich tam przez rok. Oznacza to przygotowanie do tego ponad 120 tysięcy żołnierzy, żeby zapewnić rotację przynajmniej co pół roku.
Prócz jednostek lądowych w skład tych sił ma wchodzić pewna liczba samolotów bojowych i okrętów. Polscy dyplomaci w Brukseli nie chcieli powiedzieć, jaki wkład do tych sił zgłoszą w poniedziałek w Brukseli ministrowie spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz i obrony narodowej Jerzy Szmajdziński.
Dwa lata temu rząd Jerzego Buzka zadeklarował do udziału w tych siłach "brygadę ramową", która liczyłaby, zależnie od potrzeb, 1,5- 2,5 tys. żołnierzy. Mówiło się wtedy, że pochodziliby oni z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich. Polska proponowała w ramach swego wkładu udział batalionu z Ukrainy liczącego około 750 ludzi.
Unia zapowiada, że będzie zapraszała do udziału w swoich operacjach wojskowych także zainteresowanych członków NATO spoza UE i kraje kandydujące do Unii (przede wszystkim Norwegię, Turcję, Bułgarię i Rumunię), a także Kanadę i Rosję.